Synowa zadzwoniła rano i poprosiła, żebym odebrała Antosia z przedszkola, bo utknęła w pracy w Warszawie. Myślałam, iż to kolejny spokojny popołudniowy spacer po Dzielnicy Praskiej, a jednak kiedy weszłam do przedszkola Przy Bumerangu, spotkała mnie niecodzienna atmosfera. Pani Marta, wychowawczyni, przywitała mnie nie tylko uprzejmym uśmiechem, ale i wyrazem troski, który od razu dał mi do zrozumienia, iż coś jest nie tak.
Czy mogłaby pani zostać chwilę? zapytała, gdy Antoś wybiegł po kurtkę do szatni. Muszę pani coś powiedzieć.
Serce zabiło mi szybciej. Nie wiedziałam, czy to sprawa zranionego brzuszka, czy może jakieś nieporozumienie z kolegą. Jednak słowa, które usłyszałam, sprawiły, iż nogi się ugięły. Pani Marta mówiła powoli, patrząc mi prosto w oczy:
Antoś w ostatnich dniach kilka razy powtarzał, iż wieczorami boi się swojego pokoju, bo tata krzyczy bardzo głośno, a mama płacze. Dodał też, iż czasem chciałby zamieszkać u pani.
Zatrzymałam oddech. Myśli płynęły jak rwąca Wisła, a w żołądku rosła coraz większa ciężkość.
W drodze do domu Antoś był jak zwykle gadatliwy, opowiadał o rysunku, który zrobił, o nowej zabawie w sali i o naklejce, którą dostał za dobrą pracę. Ja słuchałam, ale każda jego wypowiedź odbijała się echem słów pani Marty, które nigdy nie dawały mi spokoju.
Z jednej strony zastanawiałam się, czy nie przesadza, bo dzieci potrafią wyolbrzymiać. Z drugiej jednak, jeżeli jej słowa były prawdziwe, to co naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich mieszkania?
Wieczorem, siedząc w fotelu przy oknie, próbowałam ułożyć plan. Mogłam od razu zadzwonić do syna i zapytać wprost, ale bałam się, iż taki telefon tylko podgrzeje ogień. Mogłam porozmawiać z synową, ale czy otworzy się przed mną? Wydawało się, iż muszę działać, bo myśl o tym, iż mój wnuk może bać się własnego domu, była nie do zniesienia.
Następnego dnia zaproponowałam, iż przyjmę Antosia na noc. Synowa zgodziła się, tłumacząc, iż ma dużo pracy. Wieczorem, podczas układania puzzli w salonie, zapytałam go delikatnie:
Wiesz, kochanie, pani w przedszkolu mówiła, iż czasem boisz się w swoim pokoju. Dlaczego?
Antoś spojrzał na mnie poważnie, jakby mówił do dorosłego. Bo tata krzyczy na mamę. Bardzo głośno. A czasem trzaska drzwiami i wychodzi. Mama wtedy płacze i mówi, iż jest jej smutno. Uczucie ściskało mi gardło. To nie była dziecięca fantazja, ale rzeczywistość, której nie potrafił pojąć.
W kolejnych dniach obserwowałam rodzinę bliżej. Zauważyłam, iż synowa stała się bardziej zamknięta, a mój syn coraz bardziej nerwowy. Rozmowy były krótkie i chłodne. Byłam pewna, iż coś się dzieje i iż Antoś nie jest jedynym, który cierpi. Jednak nie wiedziałam, jak pomóc, nie wtrącając się tak, by nie zniszczyć więzi.
Pewnego popołudnia zaprosiłam synową na kawę do mojego mieszkania na Mokotowie. Rozmowa zaczęła się od drobiazgów, ale w końcu powiedziałam:
Martwię się o was, o Antosia. Jej oczy zalśniły łzami.
To trudny czas wyszeptała. Dużo się kłócimy. Czasem przy Antosiu Wiem, iż to źle, ale nie umiem już inaczej. To była najszczersza odpowiedź, jaką słyszałam.
Wtedy zapadła cisza, przerywana jedynie stukotem łyżeczki o filiżankę. Jej dłonie drżały, a spojrzenie utkwione było w parze unoszącej się nad kawą, jakby szukała w niej rozwiązania.
Wiesz zaczęła po chwili, głosem prawie szeptem czasem myślę, iż gdyby nie Antoś, już dawno bym odeszła. Ale patrząc na niego, gdy zasypia, boję się, iż go zranę. I wtedy zostaję.
Czułam, jak coś ściska mi gardło. Chciałam jej powiedzieć, iż ciągłe napięcie też może zniszczyć dziecko, ale widziałam, iż sama to rozumie, choć brakuje jej siły, by spojrzeć prawdzie w oczy.
Wyciągnęłam rękę i położyłam swoją dłoń na jej dłoni. Nie wiem, co postanowicie, ale wiedz, iż masz we mnie sojusznika. Antoś zawsze może przyjść do mnie, choćby w środku nocy.
Jej oczy napełniły się łzami, ale tym razem to nie był tylko ból pojawiła się ulga, jakby po raz pierwszy ktoś powiedział jej, iż nie jest sama.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem, ale z poczuciem, iż zrobiłam coś ważnego. Nie naprawię ich małżeństwa, nie uciszę wszystkich krzyków, nie zatrzymam wszystkich łez. Mogę jednak być dla Antosia bezpieczną przystanią, miejscem, gdzie nie słychać krzyków, pachnie domowym ciastem, a wieczorami czyta się mu bajki na dobranoc.
To chyba moja rola teraz nie ratować dorosłych za wszelką cenę, ale ocalić w małym chłopcu to, co najcenniejsze: poczucie, iż istnieje dom, w którymś zakątku czeka ktoś, kto kocha bezwarunkowo.











