"Syropkowi rodzice" postrachem placówek. "Prośby nauczycielek nie pomagają"

gazeta.pl 3 dni temu
- Sezon na 'to tylko alergia' uważam za oficjalnie rozpoczęty. Wczoraj dostałam telefon z przedszkola, iż moja córka ma gorączkę. Jest w domu, złapała jakiegoś wirusa, ale może to nie miałoby miejsca, gdyby rodzice nie przyprowadzali chorych i kaszlących dzieci - zaznacza w rozmowie z naszym portalem pani Karolina, mama czteroletniej Zuzi. - Na nic też te wszystkie upomnienia nauczycielek, żeby dziecko z objawami choroby zostawić w domu - dodaje.Przedszkola alarmują: "Nie przyprowadzaj przeziębionego dziecka do placówki", ale "syropkowi rodzice" omijają zalecenia szerokim łukiem i tłumaczą, iż przecież katar nie jest powodem, by dziecko zostało w domu, a ten kaszel to pewnie dlatego, iż "maluch zakrztusił się śliną". - Długo nie mogłam uwierzyć w te wszystkie historie o pomysłach rodziców, ale odkąd sama jestem matką i moje dziecko chodzi do przedszkola, chyba już nic mnie nie zdziwi. Pamiętam, jak kiedyś dostaliśmy maila ze żłobka, iż placówka zabrania wchodzenia dzieci z bidonami, bo okazało się, iż jedna z matek tak właśnie podawała swojej córce leki. Dziewczynka była chora, a matka do wody w bidonie dodała lek przeciwgorączkowy. Sprawa wyszła przypadkiem, ale afera z tego zrobiła się konkretna - opowiada pani Ania, mama Stasia.
REKLAMA


Zobacz wideo


Co dorośli powinni robić częściej i co to znaczy być na diecie?


"Syropkowi rodzice" to nie wymysł, a prawdaSezon infekcyjny właśnie się rozpoczął - o przeziębienie wcale nietrudno. Kiedy pojawia się katar, kaszel i do tego dochodzi np. gorączka, dziecko powinno zostać w domu. Jednak niektórzy rodzice z uporem maniaka posyłają je do placówek, maskując objawy choroby. Rano syropek, kropelki do noska, oczka przemyte i może uda się zostawić malucha w przedszkolu. Mają nadzieję, iż nauczycielki, nic nie zauważą. "Syropkowi rodzicie" podają w szatni syrop na kaszel i z uśmiechem wpychają dziecko za próg przedszkolnej sali. I liczą: byle do drzemki, byle do obiadku, byle do końca dnia. Mam wrażenie, iż niektórzy rodzice mają nas za idiotów. Dziecko nie może zasnąć w czasie drzemki, bo dusi się od kaszlu, ma zapchany nos i łzawiejące oczy, a ja słyszę tylko: 'to tylko alergia na kurz'. Kiedy dochodzą inne objawy, jak np. gorączka, dzwonię do rodziców, a w słuchawce od telefonu słyszę: 'to pewnie z przegrzania, bo w sali jest za gorąco' i po chwili dodają, iż 'przecież rano był zdrowy'- opowiada nauczycielka z przedszkola w Toruniu.Okazuje się, iż problem chorych dzieci w placówkach to prawdziwa plaga. "U nas w przedszkolu dzieci są puszczane z katarem i kaszlem takim, iż szok. Prośby nauczycielek nie pomagają, dzieci są odsyłane do domu, ale co z tego, jak na drugi dzień znów są przyprowadzane do placówki. Moja córka przez to cierpi, złapała wirusa i już trzeci tydzień siedzimy w domu, bo ma zapalenie oskrzeli. Takie podejście to dla mnie dramat, ale nic z tym nie zrobię" - czytamy w jednym z komentarzy pod artykułem udostępnionym na stronie facebookowej eDzecko.pl.Chore dzieci w placówkach, bo rodzice muszą pracować? To błędne koło


Dlaczego rodzice zostawiają w żłobkach i przedszkolach chore dzieci, narażając je tym samym na dodatkowe powikłania, ale też powodując zagrożenie dla innych maluchów? Tu przyczyn jest kilka, ale większość z nich dotyczy tego samego problemu: brak możliwości zorganizowania opieki. To też strach lub niechęć przed złożeniem wniosku urlopowego w pracy, lub wzięcia zwolnienia chorobowego na dziecko. - Musiałam dociągnąć w pracy do końca tygodnia, nie chcieliśmy brać zwolnienia, był czwartek i zaczął się katar. Nie jestem z tego dumna, ale w samochodzie pod przedszkolem daliśmy córce sprej do nosa, aby przechodziła do placówki do końca tygodnia. Nic fajnego, ale wszyscy tak robią - wyjaśniła jedna z czytelniczek serwisu edziecko.pl.Pamiętajmy jednak, iż maskowanie problemu, a w tym wypadku objawów choroby, może mieć przykre konsekwencje. To błędne koło. Najważniejsze jest dobro dziecka. Mały przedszkolak, który źle się czuje, najbardziej na świecie potrzebuje przytulenia mamy i taty. W ramionach rodzica gorączka oczywiście nie spadnie, ale łatwiej będzie przejść przez całą chorobę i wrócić do zdrowia, w dość szybkim czasie, bez dodatkowych kompilacji i innych nadkażeń.A jak to wygląda w Twoim przypadku? Masz ochotę podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami? Napisz na adres: anita.skotarczak@grupagazeta.pl
Idź do oryginalnego materiału