Gdy piszę te słowa, mija 10 dni od dnia, w którym skończyła się moja trzecia i ostatnia już kadencja przewodniczącego Wspólnoty Roboczej Mniejszości Niemieckich (AGDM), działającej w ramach FUEN. Kilka tygodni wcześniej zakończyła się także moja kadencja jako członka Prezydium FUEN, największego reprezentanta mniejszości narodowych, etnicznych i językowych w Europie.
Jeszcze nie zapanowała cisza i spokój, a już nachodzą mnie refleksje. Niektóre z nich współgrają z zobowiązaniami, które pozostały jeszcze z czasu pełnej aktywności. Na przykład zaproszenie ze środowiska Sudetendeutsche Landsmannschaft. Propozycję wygłoszenia wykładu w ramach konferencji na Uniwersytecie im. Tomaša Masaryka w Brnie najpierw odrzuciłem, gdyż była poświęcona 120. rocznicy paktu morawskiego (Mährischer Ausgleich). Może to i wstyd, ale nie miałem pojęcia, co to za „Ausgleich”. Nigdy o nim nie słyszałem.
Nagle jednak w ciągu tygodnia usłyszałem o nim dwukrotnie. Najpierw w Wiedniu, gdy poseł PE, a jednocześnie bezpośredni potomek ostatniego cesarza Austrii, Karl von Habsburg, mówił o nim w kontekście rozważań na temat przyszłego pokoju dla Ukrainy. Potem podczas otwarcia kongresu FUEN w stolicy Południowego Tyrolu, Bozen. Jeden z prelegentów określił pakt morawski jako pierwszą próbę stworzenia polityki mniejszościowej na kontynencie europejskim. To skłoniło mnie do przyjęcia zaproszenia, bo zdałem sobie sprawę, iż istnieje związek między obecnym stanem polityki mniejszościowej w Europie a jej początkami na Morawach.
O co chodziło w tym pakcie z 1905 roku? O wyrównanie szans dwóch grup ludności – niemieckiej i słowiańskiej. Zaplanowano system dostępu do szkół z czeskim i niemieckim językiem nauczania oraz parytety w wyborach komunalnych i na stanowiskach urzędniczych. Wojna w 1914 roku przerwała wprowadzenie tego systemu na Bukowinie oraz podęcie podobnej próby w Galicji. Zaproszenie przyjąłem, a wykład rozpocząłem nawiązaniem do podzielonego w 1922 roku Górnego Śląska, na którym pod auspicjami Ligi Narodów obowiązywał tzw. „mały traktat wersalski”. Wtedy po obydwu stronach granicy powstały szkoły: po polskiej stronie około stu szkół nauczających po niemiecku – i odwrotnie.
Zwróciłem uwagę, iż w roku 2025, mimo istnienia i uznania mniejszości niemieckiej, mimo ratyfikacji Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych, nie istnieje ani jedna taka szkoła. Czyli po stu latach Górny Śląsk – dziś niemal cały w Polsce i w UE – nie osiągnął jeszcze tamtego etapu! Krytycznie wskazałem na różnice w sytuacji mniejszości w poszczególnych krajach UE oraz na całkowity brak unijnej polityki wobec mniejszości narodowych. Komisja Europejska swoją niechęć do tego tematu pokazała, zwalczając postulaty inicjatywy obywatelskiej Minority SafePack, a także nie przyjmując skargi VdG na rząd polski, który dyskryminował uczniów z rodzin niemieckich, pozbawiając ich równego dostępu do nauki języka mniejszości.
Ten smutny obraz podsumowałem słowami: „W czasie przemówienia Karla von Habsburga w Wiedniu pojawiła mi się refleksja, gdy zadał pytanie, czy morawski kompromis nie został uzgodniony zbyt późno? Czy może rozszerzenie tego modelu w ówczesnej CK monarchii oraz w całej Europie mogło zapobiec tragicznym wojnom XX wieku? Pytanie to powinni mieć przed oczami wszyscy, którzy ponoszą odpowiedzialność za Europę.”
A prywatnie pomyślałem, iż wszyscy my, zmagający się w swoich państwach czy w strukturach UE z niechęcią i obojętnością wobec ochrony mniejszości, znamy z autopsji „mit Syzyfa”. A jednak wierzymy, iż ochrona różnorodności kultur, języków i odmiennego podejścia do historii mniejszych społeczności jest pewniejszą drogą do pokoju niż umacnianie dominacji większych. Ta wiara popychała mnie szczególnie przez ostatnie 20 lat. Obyśmy tej trudnej wiary – mimo poczucia syzyfowej pracy – nie tracili.
Bernard Gaida






