— A co ci strzeliło do głowy, głupia jesteś jak but! Komu teraz potrzebna jesteś z dzieckiem! Jak sobie poradzisz? Ja ci nie pomogę, pamiętaj! Wychowałam cię, a teraz jeszcze ten ciężar! Wynoś się, żebym cię więcej nie widziała!
Kasia słuchała krzyków, nie podnosząc wzroku. Ostatnia nadzieja, iż ciotka pozwoli jej zostać choć do znalezienia pracy, rozwiała się jak dym.
— Gdyby mama żyła…
Ojca nie znała, matkę piętnaście lat temu zabił pijany kierowca na przejściu. Gdy opieka społeczna chciała oddać ją do domu dziecka, pojawiła się daleka krewna – jakaś trzeciego stopnia siostra matki. Kobieta miała dom w Przemyślu i stałą pensję, więc bez problemu została opiekunką.
Żyły na przedmieściach miasteczka przy granicy, gdzie lato prażyło upałem, a zima zalewała deszczem. Dziewczyna zawsze była najedzona, czysto ubrana, przyuczona do pracy w gospodarstwie. Brakowało tylko matczynej czułości, ale kto by się tym przejmował?
Skończyła szkołę, dostała się na pedagogikę. Studia minęły jak sen. Po dyplomie wróciła do rodzinnego miasteczka, ale tym razem bez radości.
— Wynoś się, żebyś mi na oczy nie wpadała!
— Ciociu Taniu, może chociaż…
— Koniec dyskusji!
Kasia wzięła walizkę i wyszła. Nie spodziewała się, iż wróci tu upokorzona, porzucona, w ciąży. Musiała znaleźć dach nad głową. Szła przed siebie, zagubiona w myślach, nie zauważając letniego skwaru. W sadach dojrzewały jabłka i śliwki, winorośl oplatała altany. Z podwórek ciągnął zapach konfitur i pieczonego mięsa.
— Gospodyni, dałaby pani się napić? — Kasia podeszła do furtki, gdzie stała kobieta przy letniej kuchni.
Halina, pięćdziesięciolatka o silnych dłoniach, podała jej kubek wody.
— Wpadaj, jeżeli z dobrym słowem.
— Mogłabym chwilę posiedzieć? Strasznie gorąco.
— Siadaj, dziecko. Skąd jesteś? Z walizką jakbyś gdzieś jechała.
— Skończyłam studia, szukam pracy w szkole. Tylko mieszkania brak…
Halina przyjrzała się dziewczynie: schludna, ale zmęczona, z przygaszonym spojrzeniem.
— Zostań u mnie. Nie wezmę dużo, byle płaciła na czas.
Pokój był mały, ale przytulny: łóżko, stolik, szafa. Dogadały się szybko.
Dni mijały: praca, dom, pomoc Halinie. Ciąża przebiegała lekko. Kasia opowiedziała swoją historię: miłość do Marka, syna zamożnych wykładowców, który zostawił ją po sprzeciwie rodziców.
— Nie pierwsza, nie ostatnia — pocieszała Halina. — Dziecko cię ukoi.
W lutym zaczęły się skurcze. W szpitalu Kasia urodziła zdrowego chłopca — Jasia. Poznała też porzuconą dziewczynkę, której matka uciekła po porodzie.
— Może nakarmisz? Słabiutka jest — pielęgniarka podała dziecko.
— Ja się zajmę — Kasia przytuliła malutką. Nazwała ją Maniusią.
Po dwóch dniach pojawił się ojciec dziewczynki — kapitan Nowak, szef straży granicznej. Gdy Kasia wychodziła ze szpitala, czekał na nią samochód ozdobiony balonami.
— Dziękuję — kapitan wręczył jej dwa zawiniątka: niebieskie i różowe.
Życie potrafi zaskakiwać. Kto by pomyślał, iż porzucone dziecko połączy ich na zawsze?