Drug etat
"Jest 17.30. Godzinę temu odebrałam dziecko ze szkoły i zastanawiam się, czy godzina odpoczynku to wystarczająca przerwa po ponad 8 godzinach spędzonych w szkole? Czy godzina odpoczynku to wystarczająca przerwa po sześciu godzinach lekcji, godzinie zajęć dodatkowych i potwornie głośnej świetlicy. Czy godzina odpoczynku to wystarczająca przerwa po wielu godzinach ciężkiej pracy, wyzwań i emocji?
Każdego dnia się waham: czy to już czas, by znowu zapędzić dziecko do książek. Wiem, iż nad lekcjami spędzi kolejne dwie godziny. Zmęczone potem ledwo zje kanapkę, a gdy się nie będzie chciało się myć, machnę ręką. Dziś tylko zęby, bo widzę, jak bardzo jest już nieprzytomne. I tak znowu padnie nad lekturą, którą trzeba przeczytać na przyszły tydzień... Sen nadrobi w weekend.
Czasem się łudzę, iż po dłuższej przerwie będzie lepiej. Idziemy na plac zabaw, na rower, pozwalam na telewizję, gry i zabawy. Odpuszczam jeszcze pół godziny, godzinę i znowu się okazuje, iż to jednak błąd. Nie ma dobrej pory na robienie pracy domowej.
Jest złe na mnie
Bez względu na porę znowu będę tą złą, która coś każe. Choć to nie ja zadaję prace domowe. Choć to nie moja decyzja, iż zamiast zabawy po ciężkim dniu w szkole, musi znowu zasiąść do nauki.
Serce mi pęka za każdym razem, gdy zaczyna wzdychać i sapać. Mam ochotę krzyczeć za każdym razem, gdy zaczyna się denerwować, iż czegoś nie potrafi i nie wie, jak coś zrobić. Ledwo się trzymam, gdy pojawiają się łzy. Nie wiem, co robić. Nie umiem zachęcić do nauki, bo sama jestem zła. Dobija nie, iż się rozkleja nad prostym zadaniem. Nie potrafi go zrobić, ale nie dlatego, iż nie wie jak, ale dlatego, iż jest tak potwornie zmęczone. Wiem, iż rano byłby to banał, ale o 18.00 jest najtrudniejszym z wyzwań.
Udaję, iż jest ok
Chcę, by było samodzielne, ale wiem, iż w samotności w swoim pokoju rozklei się momentalnie. Łamię się i namawiam na wspólne odrabiane przy kuchennym stole, by choć dać namiastkę 'rodzinnego czasu'. Dać wsparcie, choć absolutnie nie wiem, jak dodać mu sił.
Uśmiecham się, by poczuło, iż da radę i spokojnie tłumaczę po raz szósty banalne zadanie. Widzę, iż już dziś nic więcej nie przyswoi, ale przekonuję, iż mu się uda. Staram się być stanowcza i tłumaczę, iż to jego obowiązek, choć sama najchętniej olałabym to kolejne zadanie z matmy. Chwalę za postępy, choć wszystko idzie jak 'krew z nosa'.
Sfrustrowane jest dziecko i sfrustrowana jestem i ja. Nie tak powinny wyglądać nasze popołudnia. Zamiast usiąść razem nad planszówką, pójść na spacer czy rower, my ślęczymy nad pracą domową. Ulubiony serial? Już nie ma na to ani sił, ani czasu. Zrezygnowane, spakuje plecak i pójdzie spać.
Cenna lekcja? Ale czego?
Praca domowa ma uczyć systematyczności i zaszczepić w młodym człowieku odpowiedzialność? Może i tak, ale czy sprawi, iż wycieńczone dziecko więcej rozumie i więcej zapamięta? Śmiem wątpić. Czy przymuszanie do czegoś, na co nie ma się siły, naprawdę może wnieść coś pozytywnego? Mnie to nie przekonuje. Każdego dnia łamię opór, czy naprawdę to jest to, czego dziecko potrzebuje?
Zamiast zwiększać ilość domowych obowiązków i bardziej angażować je w życie rodzinne, odpuszczam. Widzę, jak bardzo już nie ma sił. Poza wyrzuceniem śmieci w drodze do szkoły, nie mam serca prosić wytarcie kurzy czy rozładowanie zmywarki, bo widzę, jak bardzo już podpiera się nosem. Widząc, jak mało czasu ma na zabawę, nie chcę mu odbierać kolejnych minut. Kiedy ma być beztroskim dzieckiem?
Bycie policjantem pilnującym odrabiania prac domowych jest takie trudne. Po całym ciężkim dniu naprawdę wolałabym tych kilka ostatnich godzin poświęcić na wspólne przyjemności, w końcu nie widzimy się przez cały dzień. Za to każdego dnia mam awantury i łzy".