Szkielety ze stanowiska Lajia w prowincji Qinghai w Chinach są wyjątkowe. Skrupulatne wykopaliska i cokoły kości ukazują dorosłych i dzieci w 4000-letnim uścisku. Swego czasu było o nich głośno w mediach. Szkielet "matki tulącej syna" był jednym z tych najczęściej fotografowanym i podziwianym. Te dwa szkielety wydają się być zamrożone w czasie, zachowane w postawie, jaką przyjęły w ostatnich chwilach przed śmiercią, kiedy rozpoczęło się trzęsieniem ziemi. Miało ono miejsce około 2000 lat p.n.e. Jednak to, co widzimy, nie do końca jest prawdą.
REKLAMA
Zobacz wideo Sarsa w szkole była rebelką. "Moja mama była dyrektorką" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Dwa szkielety i wiele pytań. Kim byli?
Muzeum Ruin Lajia, położone w północno-zachodnich Chinach w prowincji Qinghai, to tak naprawdę doskonale zachowany 4000-letni relikt trzęsienia ziemi, które pogrzebało ludzi wraz z całymi ich dobytkami.
Lajia jest często nazywane "chińskimi Pompejami" ze względu na gwałtowność zniszczeń i dobrze zachowane ślady codziennego życia sprzed tysięcy lat. Przyczyny katastrofy nie są do końca znane, ale dostępne badania archeologiczne wskazują, iż za bezpośrednią przyczyną śmierci ludzi z tej wioski stoi trzęsienie ziemi. Wśród ruin znaleziono ślady mułu, co sugeruje, iż osada została zalana przez wodę po silnym wstrząsie sejsmicznym, a mieszkańcy zginęli pod wieloma warstwami błota. Jednak najbardziej poruszającym artefaktem jest widok szczątków kobiety trzymającej w swoich ramionach małe dziecko.
Początkowo sądzono, iż znalezione w uścisku szczątki należą do matki i dziecka. Prawda jednak okazała się zupełnie inna, a to za sprawą nauki. Późniejsza analiza DNA wykazała, iż to nie matka chroniła to dziecko w azjatyckich Pompejach. Dorosły, który pierwotnie uważany był za matkę dziecka, obejmował je i próbował chronić, gdy nadeszła katastrofa. Tyle wiadomo. "Chociaż te dwie osoby mogą być genetycznie powiązane relacją matka/syn (lub córka), wynik ten jednoznacznie wyklucza pokrewieństwo poprzez linię matczyną. Te dwie osoby nie dzieliły tej samej linii matczynej (pary matka-dziecko). Wyniki DNA są inne, ale jednak nie dają pełnej odpowiedzi" - czytamy w artykule na portalu forbes.com.
Nie wiemy dziś, kim dokładnie była osoba, która chroniła dziecko w swoich ramionach. Czy może to była opiekunka? A może bliska krewna zajmująca się dziećmi w tej rodzinie? Na odpowiedź musimy trochę poczekać.