Szkoła chyba sobie kpi. Za dwa tygodnie lekcje, a rodzice w panice z powodu wyprawki

mamadu.pl 6 godzin temu
"Nie kupujcie samodzielnie wyprawki". Szkoła wciąż nie publikuje listy potrzebnych rzeczy, a rok szkolny tuż za rogiem. Rodzice stoją przed dylematem: czekać na listę czy ryzykować zakupy w pośpiechu i przepłacać.


"Nie kupujcie samodzielnie wyprawki"


Za chwilę mój syn przekroczy próg szkoły podstawowej. Pierwsza klasa, wielkie emocje, przygotowania – i wiecie co? Zamiast euforii z przygotowań do szkoły i zakupów wyprawki, czuję tylko rosnącą frustrację. Bo szkoła najwyraźniej postanowiła sprawdzić, ile cierpliwości mają rodzice.

Oficjalny komunikat brzmi: "Prosimy rodziców pierwszoklasistów, by wstrzymali się z kupowaniem wyprawki. Szczegółowa lista pojawi się na stronie szkoły oraz na tablicy informacyjnej". No dobrze, czekamy.

Tyle iż rok szkolny zaczyna się za niecałe dwa tygodnie, a tej listy jak nie było, tak nie ma. I nie mówimy o fanaberiach – mówimy o elementarnych rzeczach, które każde dziecko musi mieć 2 września. Kredki, zeszyty, farby, piórnik.

Niby nic, a jednak wciąż pozostaje pytanie: co dokładnie kupić, żeby potem nie usłyszeć, iż "to nie ten format" albo "będziemy używać tylko zeszytów z tym rodzajem linii". I tu zaczynają się rodzicielskie dylematy.

Czekać dalej, licząc, iż szkoła wreszcie coś opublikuje? Czy zaryzykować i kupić na własną rękę? Problem w tym, iż wielu z nas chciałoby zamówić wyprawkę online – bo ceny są lepsze, wybór większy, a do tego nie trzeba stać w kolejkach w zatłoczonych marketach.

Później na niczym nie zaoszczędzę


Jeśli lista pojawi się dopiero w ostatnich dniach sierpnia (a na to się zanosi), to paczka może zwyczajnie nie zdążyć dotrzeć. Wtedy zostaje nam scenariusz z koszmaru: bieganie po sklepach razem z całą resztą zdesperowanych rodziców, kolejki do kasy, puste półki i przepłacanie za to, co akurat zostało.

Rozmawiam ze znajomymi mamami, których dzieci idą do tej samej szkoły, co mój syn. Wszystkie powtarzają to samo: "Przecież mieli dwa miesiące, żeby przygotować tę listę! Dlaczego nic się nie dzieje?".

W końcu zestaw potrzebnych rzeczy w pierwszej klasie nie zmienia się co roku jak moda na TikToku. Wszyscy wiemy, iż to będą kredki, farby, zeszyty, bloki, plastelina. Tylko iż są nauczyciele, którzy wymagają np. kredek konkretnej firmy albo zależy im na jakimś innym niż standardowy formacie zeszytów.

Można to przecież spisać w czerwcu i dać rodzicom czas, żeby spokojnie zrobili zakupy. A tymczasem szkoły zachowują się, jakby lista wyprawkowa była tajnym dokumentem NATO, który trzeba odtajnić dopiero w ostatniej chwili.

Oczywiście można powiedzieć: "To tylko zakupy, nie przesadzaj". I ja tak staram się do tego podchodzić, ale kto choć raz stał w ostatnim tygodniu wakacji w markecie, ten wie, iż to naprawdę próba charakteru.

Dziesiątki rodziców, dzieci ciągnące za rękaw, brak połowy potrzebnych rzeczy, a ceny – wyższe niż miesiąc wcześniej w internecie. Do tego stres, bo zamiast celebrować ostatnie chwile wakacji, trzeba ganiać za zeszytem w kratkę z marginesem i plasteliną w dwunastu kolorach.

Szkoła traktuje rodziców niepoważnie


Najbardziej irytujące jest to, iż szkoły nic sobie z tego nie robią. Nie myślą o tym, iż rodzice pracują, iż chcieliby zaplanować budżet, iż dla wielu wyprawka to spory wydatek, który lepiej rozłożyć na raty, a nie płacić w jednej, bolesnej transzy tuż przed pierwszym dzwonkiem.

Większość chciałaby zrobić zakupy na spokojnie, przez internet, mądrze, a nie pod presją czasu i tłumu. Jako matka pierwszoklasisty czuję się trochę zlekceważona. Oczekuję od szkoły nie cudów, tylko zwykłej organizacji i szacunku do rodziców. Lista wyprawkowa naprawdę nie jest dokumentem wymagającym miesięcy analiz.

A jednak co roku to samo – zwlekanie, milczenie i zrzucanie odpowiedzialności na ostatnią chwilę. Myślałam, iż może chociaż szacunkowo zerknę na listę wyprawkową z zeszłego roku, ale tę ze strony szkoły niestety usunięto, więc nie ma już żadnych informacji.

I w całym tym chaosie najbardziej żal mi dzieci. Bo one nie rozumieją, dlaczego mama w ostatni tydzień wakacji, zamiast iść z nimi na lody, stoi godzinę w kolejce po zeszyty. I frustruje się, bo kilkulatki denerwują się, iż nie mogą mieć zeszytów ze swoimi ulubionymi postaciami z animacji, bo te zostały już przez innych wykupione na początku sierpnia.

Idź do oryginalnego materiału