Uczyłam kiedyś polskiego w publicznym liceum, do którego dołączyła uczennica z Tadżykistanu. Nazwijmy ją Tania. Akurat omawialiśmy mitologię. Tania nie mówiła po polsku prawie w ogóle, za to trochę po angielsku, na tyle, żebyśmy mogły odbyć prosty small talk, ale już mit o Syzyfie potrafiła opisać mi na kartkówce jedynie po rosyjsku. Całkiem zresztą nieźle, ale dowiedziałam się o tym dopiero od złapanej w dziesięciominutowej przerwie podczas kolejki do ksero koleżanki, która w przeciwieństwie do mnie znała ten język.
Przygotowywanie materiałów dla uczennicy i wyjaśnianie jej zadań odbywało się kosztem mojego czasu lekcyjnego i wykraczało poza moje kompetencje. A Tania, pojętna dziewczyna, traciła w szkole czas.
Zrozumiałam wtedy, iż nie mamy narzędzi i środków, by umożliwić naukę uczniom cudzoziemskim, choćby tym bardzo ambitnym, nie wspominając już o zadbaniu o ich samopoczucie i integrację z resztą klasy. Od tamtej pory minęło kilka kryzysowych lat, tuż obok toczy się pełnoskalowa wojna, uczniów z innych państw przybyło. Właśnie dlatego niedawno powstał program „Szkoła dla wszystkich”, który miał wspierać wszystkich: uczniów, nauczycieli i dyrektorów. A teraz rząd zawiesił go z niewiadomych przyczyn.
W zeszłym tygodniu z powodu zablokowania i tak mocno opóźnionego już startu programu ustąpiła ze stanowiska wiceministra Joanna Mucha. Niedługo później Barbara Nowacka oświadczyła na portalu X, iż program jednak będzie wdrażany, ale wymaga niezbędnych poprawek. Ostatnie informacje donoszą o „złagodzeniu nazwy”. Pierwotny, pełny tytuł brzmiał: „Rządowy program »Szkoła dla wszystkich« […] dotyczący dodatkowego wsparcia uczniów z Ukrainy w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych”. Aktualny ma brzmieć: „Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie szczegółowych warunków udzielenia wsparcia w zakresie wyrównywania szans edukacyjnych dzieci i młodzieży objętych rządowym programem wyrównywania szans edukacyjnych dzieci i młodzieży »Otwarta szkoła«”.
Wyleciała zatem wzmianka o młodzieży z Ukrainy, a szkoła przestała być „dla wszystkich”, co najwyżej nieśmiało uchyla swoje drzwi, a przyznanie środków na wsparcie szkół zaczęło być niepewne.
Program „Szkoła dla wszystkich” miał odpowiadać na aktualną sytuację uczniów w polskich szkołach, w których uczy się około 200 tysięcy uczniów z Ukrainy: większość z nich to uchodźcy, którzy dołączyli do nauki po 2022 roku. W jego ramach przewidywano wynagrodzenia niezbędnych w szkolnej układance asystentów międzykulturowych, których jest, póki co, jak na lekarstwo – w skali kraju to na razie kilkaset osób (na około 12 tysięcy szkół, w których znajdują się uczniowie cudzoziemscy). Pieniądze były też przeznaczone na wsparcie psychologiczne dla uczniów i doszkalanie kadry nauczycielskiej wrzuconej w nową dla niej sytuację bez systemowego wsparcia. Część szkół zatrudniła asystentów zresztą już od września, licząc na zwrot środków, który teraz stoi pod znakiem zapytania.
Badania nad sytuacją uczniów cudzoziemskich w szkołach wskazują na skuteczność i zasadność tworzenia stanowisk dla asystentów międzykulturowych, także w przypadku, kiedy uczniowie znają już język polski. Z raportu Fundacji Ocalenie wynika, iż problemy z integracją wydarzają się nie tylko na początku, kiedy dziecko uczy się nowego języka, ale wtedy właśnie, kiedy uznamy, iż uczeń już go w miarę opanował i pozostawiamy go samemu sobie. Asystent pomaga nie tylko na początku, bo oprócz barier językowych są również bariery psychologiczne i kulturowe. Ponadto asystent odciąża wychowawców i nauczycieli poszczególnych przedmiotów.
A jest kogo odciążać. Cudzoziemskie dzieci w polskich szkołach już po prostu są – i to w 58 proc. szkół, jak wynika z najnowszego raportu CEO. choćby jeżeli postrzegamy ich obecność jako rodzaj obciążenia, a nie jego wzbogacenia systemu – odkładając na bok ocenę moralną takiej opinii – tym bardziej powinniśmy zabiegać o te pieniądze. Pozwolą one szkołom, nauczycielom i psychologom lepiej radzić sobie z wyzwaniami, jakie stawia obecność dwu- i wielojęzycznych zespołów klasowych.
To nie jest kwestia naszej wielkoduszności. To przeciążeni nauczyciele i nauczycielki będą musieli opisywać uczniom z Syrii czy Ukrainy portret psychologiczny Alka z Kamieni na szaniec i zrobią to pewnie w czasie przeznaczonym na sprawdzanie wypracowań. To oni będą próbowali łagodzić konflikty między uczniami z Polski i Ukrainy, podsycane przez nieodpowiedzialnych dorosłych, i będą musieli to robić bez wsparcia psychologów czy asystentów.
Kiepsko wynagradzanym pracownikom szkół, w szczególności nauczycielom przedmiotów odpowiadających za egzaminy, nie ma czego zazdrościć, a ministra Nowacka już zapowiedziała, iż na podwyżki, których domagają się w tej chwili związki zawodowe, nie ma pieniędzy w budżecie. Tymczasem wymaganie od nich indywidualizacji pracy z różnorodnymi klasami odbywa się tak, jak zwykle w polskiej szkole. Czyli na przykład jak w pandemii COVID-19, gdy uznano, iż moc kilku rozporządzeń magicznie wyposaży nauczycieli w dodatkowe siły i kompetencje cyfrowe.
Ci, którzy komentują bezzasadność wydawania pieniędzy „na ukraińskie dzieci”, zasłaniając się swoim patriotyzmem, nie dbają tak naprawdę ani o wysoką jakość rodzimych instytucji, ani o przyszłość narodu. Ignorują fakt, iż nauczycielka ze wsparciem asystenta czy psychologa będzie miała więcej czasu i energii również dla tych uczniów, którzy świetnie opanowali już polski. A skutki braku systemowych rozwiązań odczują wszyscy – nie tylko uczniowie publicznych szkół. Za dalszy spadek poziomu nauczania będą obwiniani oczywiście przybysze z zewnątrz.
Trudno nie czytać ruchów rządu jako kolejnego, nerwowego ugięcia się pod atmosferą ksenofobicznych i antyukraińskich nastrojów. Nasza władza zdaje się znać tylko jedną strategię: odpowiadanie zaklęciami na zaklęcia, lękami na lęki.
My, wyborcy obozu progresywnego, obawiamy się potencjalnych rządów Konfederacji z PiS-em. Może jednak boimy się ich niepotrzebnie, skoro kraj funkcjonuje tak, jakbyśmy mieli to przejęcie władzy już za sobą.
Rebecca Solnit w Nadziei w mroku wspominała słowa Paula Goodmana: „Załóżmy, iż udało ci się dokonać rewolucji, o której rozprawiasz i o której marzysz. Załóżmy, iż twoja strona zwyciężyła i iż żyjesz w społeczeństwie, którego zawsze pragnąłeś. Jak byś wówczas żył? Zacznijmy może już teraz tak właśnie żyć!”. Dziś mamy do czynienia z odwrotną sytuacją: bojąc się świata, który może nadejść, zaczęliśmy żyć tak, jakby on już istniał. Bojąc się zamknięcia, konserwatywnego backlashu i przemocy, zaczęliśmy z tych nerwów sami ją stosować. Nie tylko wobec ukraińskich uczniów i uczennic, ale wobec wszystkich – tych wszystkich, dla których jest szkoła.