Szkoła nie jest więzieniem. Zamiast kolejnej klasówki i zmęczenia, jadę na all inclusive

mamadu.pl 7 godzin temu
Czy tydzień nieobecności w szkole naprawdę rujnuje edukację dziecka? Jedna z mam podzieliła się swoimi przemyśleniami odnośnie decyzji, aby zabrać dzieci na wakacje all inclusive już pod koniec maja – zanim zrobi się drogo, tłoczno i nieznośnie gorąco. Jej szczery mail może niektórych oburzyć, ale wielu rodziców pewnie poczuje ulgę, iż nie tylko oni mają takie pomysły.


Wakacje w maju


Wiem, iż moja słowa mogą być dla niektórych oburzające, ale jadę z dziećmi na wakacje pod koniec maja. I wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie – uważam, iż to jedna z lepszych decyzji, jakie możemy podjąć jako rodzice, jeżeli tylko mamy taką możliwość.

Dzieci są jeszcze w szkole podstawowej, ja mam luz z urlopem w pracy, a ceny na tydzień all inclusive w Turcji czy Grecji są wtedy prawie o połowę niższe niż w lipcu. I nikt mnie nie przekona, iż tydzień nieobecności w szkole zrujnuje im edukację. Gdyby były chore, to tak samo opuściłyby kilka dni i jakoś wtedy nikt by z tego nie robił "halo".

W zeszłym roku pojechaliśmy w ostatnim tygodniu maja i było cudownie. Zero tłumów, zero spalonej skóry po pięciu minutach na słońcu. Dzieci bawiły się w morzu, jadły lody po śniadaniu i były zachwycone. A przy tym udało nam się coś tam zwiedzić, bo nie było za gorąco. Ja też odpoczęłam, bo nie musiałam gotować, sprzątać, ani robić śniadaniówek. Gdy wróciliśmy, w szkole choćby nie zauważyli, iż ich nie było – jedyną "karą" było napisanie jednego sprawdzianu tydzień później niż reszta klasy. I co? Żyją, zdały, mają się świetnie.

Kilka dni laby w szkole


Nie rozumiem tej paniki, iż dziecko przegapi tydzień w szkole i nagle nie będzie wiedziało, czym jest ułamek. Serio? Przecież większość nauczycieli i tak w czerwcu puszcza filmy i robi kartkówki poprawkowe, bo dzieciaki są już myślami na wakacjach. W maju jakoś nie szkoda im 3 dni na organizację egzaminu ósmoklasisty to dlaczego ja też mam sobie odmawiać wolnego. Po prostu wyprzedzam wakacje o jakiś miesiąc. Nie czekam do końca roku, kiedy ceny są z kosmosu, a słońce praży jak w piekarniku.

U nas to jest przemyślany wybór. Planowanie urlopu na koniec maja daje nam nie tylko finansową ulgę, ale też spokój – nigdzie się nie spieszymy, wszystko jest tańsze i przyjemniejsze. Samolot o czasie, w hotelu nie trzeba rezerwować leżaków o szóstej rano, obsługa niezmęczona sezonem, a dzieci mają więcej miejsca w basenie niż przestrzeń na jedno dmuchane kółko.

Szkoła jest ważna, wiadomo. Ale dzieciństwo to nie tylko lekcje i testy. To też wspomnienia, które zostają na całe życie. I ja chcę, żeby moje dzieci pamiętały, iż mama zabierała je na wakacje wtedy, kiedy było fajnie, niekoniecznie wtedy, kiedy wszyscy. Nie każdemu pasuje taki styl, rozumiem. Ale ja nie będę się tłumaczyć, iż wybieram dobro naszej rodziny, spokój i piękne chwile. To tylko tydzień. A może aż tydzień – takiego luzu, za pomocą którego później przez resztę roku dajemy jakoś radę.

Idź do oryginalnego materiału