Egzamin ósmoklasisty
"Moja córka chodzi do czwartej klasy. Nie jest zbuntowanym dzieckiem, nie traci czasu w narzekanie – po prostu lubi się uczyć. Ale choćby ona zaczyna pytać: 'Dlaczego znów nie mamy lekcji? Dlaczego nie możemy mieć matematyki, tylko jakieś pogadanki?'
W związku z egzaminami ósmoklasisty dostaliśmy informację, iż przez kilka dni zamiast normalnych lekcji będą 'luźniejsze zajęcia opiekuńcze', czyli de facto opieka przeplatana grami planszowymi i rozmowami o wszystkim i o niczym. W jednej części szkoły odbywa się egzamin, więc w całej placówce życie ma się zatrzymać.
Pytam: czy naprawdę nie da się przeprowadzić egzaminów bez wywracania do góry nogami planu zajęć kilkuset dzieci? Czy szkoła naprawdę nie ma możliwości, by równolegle prowadzić normalne lekcje dla uczniów młodszych klas? Dlaczego moje dziecko przez kilka dni ma tracić czas na 'zajęcia opiekuńcze', bo komuś wygodniej nie organizować niczego wymagającego?
Coraz częściej odnoszę wrażenie, iż część nauczycieli trzyma się tej wygodnej wersji pracy – im mniej lekcji, tym lepiej. Im więcej 'luźnego piątku', 'aktywności wspierających integrację' – tym mniejsza presja. A dzieci? A program? A obowiązek edukacyjny?
Przepraszam za dosadność, ale zachowanie niektórych pedagogów woła o pomstę do nieba. Patentowane lenistwo, ukrywane pod pięknymi słowami o dobrostanie i równowadze.
Rozumiem, iż egzamin ósmoklasisty jest wydarzeniem. Ale przecież co roku jest dokładnie w tym samym czasie. To nie trzęsienie ziemi ani niespodziewany kryzys. Można to zaplanować. Można zapewnić ósmoklasistom spokój – i jednocześnie pozwolić reszcie szkoły funkcjonować normalnie. To kwestia dobrej woli i chęci. A tych, jak widać, brakuje.
Mam już dość udawania, iż to wszystko 'dla dobra dzieci'. Nie, nie dla dobra. Dla wygody. I nie chodzi mi o jednostki, chodzi o system, który coraz częściej wybiera najłatwiejszą drogę, a od rodziców oczekuje, iż będą to wspierać bez słowa".