Szkoła, samorząd, demokracja… fikcja

ceo.org.pl 1 rok temu

[…] budzenie nadziei na demokratyczną otwartość szkoły, bez gotowości do przyjmowania wszelkich skutków swoich działań może nie doprowadzić do niczego, a choćby pogorszyć relacje w szkole.

Potrzeba wyjścia z fikcji

Tytuł tego tekstu ma cel podobny do pewnego typu zdjęć na profilach społecznościowych – autorzy postów ze zdjęciami sami przyznają, iż zamieszczają zdjęcia (często nieadekwatne do treści wpisu) dla przyciągnięcia uwagi.

Sam zauważyłem, iż temat demokracji w szkole pełni podobną funkcję jak te zdjęcia. Ma skierować uwagę na podstawowe zadanie szkoły, a więc uczenie uczniów współdecydowania za siebie i swoje otoczenie, a potem, no cóż, ma tylko przyciągać uwagę. Nazwałbym to działaniem na “lep podmiotowości”. Pięknie o tym mówić, ale tylko mówić.

Tu spróbujmy coś powiedzieć na poważnie o podmiotowości w szkole.

Demokracja jest niebezpieczna

Od pewnego czasu zapraszamy osoby dyrektorskie do warsztatów o partycypacji wszystkich środowisk wokół szkoły – w życiu szkoły. Warsztaty są skoncentrowane na postawach, ale przekazujemy na nich sporo gotowych pomysłów na to, jak skutecznie zaprosić nauczycieli, uczniów i rodziców do działania. Czasem myślę o tym, co się stanie, gdy nasze „sposoby” wejdą w życie. Sukces będzie oznaczał, że:

– rada pedagogiczna zostanie zorganizowana tak, iż nauczyciele też będą współodpowiedzialni za decyzje rady, a nie tylko dyrektor.

– odpowiedź na petycję rodziców pokaże, iż dyrekcja potraktuje z powagą niepokój matek i ojców,

– uczniowie będą realnie współdecydowali o programach, w które angażuje się szkoła.

Dobrze, pięknie, pożytecznie. Ale… Co jeżeli temu wszystkiemu nie będzie towarzyszyć gotowość zarządzających do dialogu? Po dużych nadziejach, przyjdzie rozczarowanie, a możliwy spór przeniesie się do władz samorządowych albo kuratoryjnych.

Zatem koncentrowanie uwagi na szkolnej demokracji i budzenie nadziei, bez gotowości do przyjmowania skutków swoich działań, może choćby pogorszyć sytuację. Znają to wszyscy, którzy kiedyś nie dopełnili obietnicy. Jak więc myśleć o demokracji w szkole? Zacząć od odwagi. I tolerowania – paradoksalnie – braku konkretów.

Nauczycielko, nauczycielu – stwórz prawdziwy samorząd uczniowski z kursem CEO

Demokracja jest trudna

Każdy szkoleniowiec słyszał pewnie nie raz te słowa i lekko cierpła mu skóra. „Przejdźmy do konkretów!”. Ale co jest konkret? Procedura, sposób działania, dokument, gotowy tekst. Dogodny sposób na poczucie bezpieczeństwa. Takie konkrety nie zastąpią jednak gotowości do działania w nowy sposób, ze świadomością jego konsekwencji, spośród których nie wszystkie dają się przewidzieć.

I tu – od dyrektorki, dyrektora – i jego umiejętności zniesienia tego dyskomfortu zaczyna się szkolna demokracja. A demokracji szkolnej choćby bardziej niż konkretów potrzebna jest refleksja. W tym znajomość osobistych zasobów, których można użyć w nieprzewidzianej sytuacji, świadomość osobistego celu i determinacji do jego osiągania.

Tego wszystkiego „konkret” nie zapewni. A bywa, iż gdy brakuje jasno sformułowanego celu działania, potrzeba konkretu wyraża tylko frustrację i wskazuje na ukryte fasady. Ręka w górę, kto zna to myślenie: „Nie damy rady tego zrobić na serio, więc pokażmy, iż to robimy, ale tak naprawdę tego nie róbmy”.

Tylko iż dłuższe funkcjonowanie w ten sposób tworzy szkodliwy nawyk – nie tylko na poziomie jednostek. Nawyk ujawni się także – a może przede wszystkim – w warunkach, gdy ktoś będzie naprawdę potrzebował zmiany. Ale wtedy będzie dla już za późno. Zmiana będzie widziana wyłącznie jako nowy zestaw procedur i dokumentów. To opowieść o prawdzie i fikcji, już nie w wymiarze moralnym, osobistym, tylko systemowym.

Po co nam zatem demokracja w szkole?

Właśnie przeciwko fikcji, fasadom, życiu na niby. Jak zatem wprowadzać do szkoły elementy partycypacji? Już wiemy: godzić się na brak konkretów, na większy trud. Co dalej?

Nie zaprzeczać. Szkoła to zawsze będzie miejsce zbiorowości dorosłych i dzieci, w której dorośli biorą więcej odpowiedzialności i wpływu niż dzieci, ale są zobowiązani zawodem lub rolą rodzicielską do troski i wspierania rozwoju dzieci.

Rodzice kierują się w tym przede wszystkim miłością, a osoby nauczycielskie, wśród których jest też osoba dyrektorska, profesjonalizmem. W tych warunkach demokracja musi respektować te role – i wzmacniać każdą z nich. Co oznacza, że:

zaangażowanie rodziców widzimy jako możliwość budowanie zaufania do szkoły i udzielenia im wsparcia w realizowaniu przez nich rodzicielskich ról,

– angażowanie uczniów widzimy jako szansę na naukę ról społecznych i brania odpowiedzialności za otoczenie,

– dyrektorskie zaproszenie skierowane do nauczycieli, by współdecydowali o całej szkole, jest szansą na większą zbiorową skuteczność nauczycieli i korzystanie z synergii, co oznacza konieczność pracy z… własnym lękiem.

Demokracja to więcej pracy. I… życia

To wszystko wymaga ciągłego dialogu, rozwiązywania konfliktów i reagowania na problemy. Na te zadania nie ma procedur, choć są dobre przykłady i wzorce. Wierzę, iż ta delikatna demokracja, z której może płynąć tyle korzyści, zaczyna się od decyzji dyrektorki lub dyrektora. jeżeli nie ma być fasadą ani kiczem, musi powstawać w oparciu o rozmowę o zasobach i celach, o gotowości każdej osoby na korzyści i ryzyka z nimi związane.

Jeśli zaczną się działania związane z partycypacją, pojawią się różnice zdań między partnerami. Partnerami zostaną też uczniowie i uczennice, choć nie za wszystko będą mogli wziąć odpowiedzialność. Wydaje się, iż kluczowa dla powodzenia takiego projektu będzie umiejętność rozmowy w warunkach różnic, rozpoznawanie i radzenie sobie z emocjami, ale przede wszystkim przekonanie, iż ten cel jest istotny i wart ryzyka.

Każdy dyrektor i dyrektorka żywi przekonania pedagogiczne, które mogą w swojej szkole realizować. jeżeli więc wśród ich przekonań jest wartość szkolnej demokracji dla rozwoju uczniów i samej szkoły, krok ku otwarciu szkoły na partycypacyjność uważam za naturalny.

Ale tuż po tej decyzji – do których namawiamy na szkoleniach – zachęcałbym do przyjrzenia się sobie, swoim zasobom i kompetencjom interpersonalnym. Dopiero później konkretom i procedurom… To nie tu się dzieje zmiana.

Idź do oryginalnego materiału