Stowarzyszenie Umarłych Statutów zbadało to, jak w polskich szkołach respektowane są prawa pełnoletnich uczniów do samostanowienia o sobie.
Wyniki badania są smutne i porażające: większość placówek za nic ma to, iż uczniowie mogą sami decydować o swojej edukacji. Większość ankietowanych przyznaje, iż w szkole po prostu źle się czuje.
Szkoły nie tylko nie szanują praw ucznia do samodzielności, ale ograniczają także jego wolność np. przez zakazy dotyczące ubioru oraz nie respektują praw do intymności i godności, nie dbając np. o papier w toaletach.
Czy pełnoletni uczniowie mogą sami o sobie decydować?
W Polsce od 2018 roku działa Stowarzyszenie Umarłych Statutów (oficjalnie zarejestrowane w 2020 roku), które najpierw zajmowało się badaniem respektowania praw uczniów pełnoletnich w szkołach. Organizacja sprawdzała, czy szkoły zgadzają się na to, by pełnoletni uczniowie faktycznie mogli sami o sobie decydować, bo tak przewiduje prawo m.in. oświatowe. W praktyce oznacza to zgodę placówki np. na samodzielne usprawiedliwianie nieobecności i rezygnowanie z lekcji religii bez udziału rodziców. Według prawa oświatowego pełnoletni uczniowie w szkołach ponadpodstawowych mogą:
samodzielnie usprawiedliwiać swoje nieobecności,
zwalniać się z zajęć
decydować o swoim uczęszczaniu na religię/etykę oraz zajęcia z wychowania do życia w rodzinie
wziąć udział w wycieczce i szkolnych imprezach np. studniówce.
W prawie nie ma jednak regulacji dotyczącej np. tego, czy pełnoletni uczeń może w czasie przerw opuszczać teren szkoły i czy może zastrzec wgląd w swoje oceny rodzicom. Młodsze dzieci są zobowiązane do pozostania w czasie trwania zajęć lekcyjnych w szkole (nawet jeżeli mają tzw. okienko), bo według prawa w czasie lekcji są pod opieką nauczycieli. Gdyby im się coś stało, odpowiedzialność spoczywa na pedagogach.
W przypadku pełnoletnich uczniów nie jest to do końca jasne, bo nad nimi nauczyciel nie ma obowiązku sprawować nadzoru. Uczeń posiadający 18 lat może "zrezygnować" z opcji sprawowania nad nim opieki przez nauczyciela. W przypadku ocen i ich jawności dla rodziców raczej jasne jest, iż każdy rodzic ma dostęp do elektronicznego dziennika, więc po skończeniu przez ucznia 18 lat, może on wystąpić o to, by tylko on miał dostęp do własnych ocen. Nie ma bowiem żadnych przepisów regulujących to lub wprost tego zakazujących.
Szkolny statut w wielu punktach łamie prawo
Stowarzyszenie Umarłych Statutów przyjrzało się, jak prawo działa w polskich szkołach. Zbadało funkcjonowanie placówek i zapytało uczniów pełnoletnich o to, czy faktycznie w praktyce mogą o sobie decydować. Według raportu z badań, który opublikowano w formie e-booka "Prawa uczniów w Polsce. Raport z badań", ogromnym problemem w szkołach jest szkolny statut.
Wiele przepisów, które w szkolnych statutach się znajdują, nie jest do końca zgodnych z prawem. Jak się ma bowiem zakaz noszenia wyzywających ubrań lub wymaganie od uczniów "zadbanego i schludnego wyglądu", jeżeli weźmiemy pod uwagę podstawowe prawa człowieka do wolności osobistej i nietykalności, które wiąże się również z zewnętrznym wyglądem i ubiorem?
We wspomnianym raporcie możemy przeczytać: "W demokratycznym państwie prawnym nie jest do zaakceptowania sytuacja, w której statut szkoły zabrania uczniom farbowania włosów, noszenia kolczyków czy makijażu Podobnie jest w przypadku obniżania ocen z zachowania za nieodpowiedni strój, nierespektowanie przepisów dotyczących np. wystawiania ocen. Zdarza się, iż i kary określone w statucie szkoły są niezgodne z prawem. Co prawda brak w u.p.o. bliższych wytycznych co do tego, w jaki sposób można karać uczniów. Nie oznacza to w żaden sposób, iż szkoła w tym obszarze dysponuje pełną swobodą".
Uczniowie przyznają, iż nikt nie szanuje ich praw
W raporcie przybliżona została też sytuacja dotycząca respektowania praw uczniów w kwestiach oceniania, wyznania, uczestniczenia w lekcjach religii, ale również – ostatnio tak istotnej – zapewnienia sfery wsparcia emocjonalnego i społecznego. Wyniki badania są po prostu smutne: nie pokazują, jak często naruszane są prawa ucznia, a raczej, iż rzadko kiedy te prawa są w pełni respektowane.
Największa liczba ankietowanych to obecni uczniowie szkół ponadpodstawowych, w większości publicznych. Wśród uczniów pytanych o szanowanie ich praw byli przedstawiciele wszystkich płci. Najwięcej było uczniów w wieku 20 lat (10,5 proc.), 19 lat (18,1 proc.), 18 lat (16,9 proc.) oraz 17 lat (14,1 proc.), czyli teraźniejszych uczniów liceów, techników i szkół branżowych.
Młodzież, zapytana o respektowanie ich praw, mówi wprost, iż szkoła rzadko zwraca uwagę na to, iż jakieś zachowanie jest naruszeniem prawa. Gdy uczniowie zaczynają się buntować i próbować egzekwować to, do czego mają prawo, najczęściej otrzymują kary, zakazy albo tłumaczenie dyrekcji, iż to przecież rodzice podpisywali ze szkołą umowę.
Z religii całkiem łatwo zrezygnować
Na szczęście większość szkół respektuje przepis, iż pełnoletni uczniowie samodzielnie mogą decydować o uczestniczeniu w lekcjach religii. Widać to w statystykach rezygnacji z tego przedmiotu: ci, którzy nie chcą chodzić na religię, ale rodzice nie chcieli dać zgody na rezygnację, zaraz po ukończeniu 18 lat samodzielnie składali wniosek o wypisanie z lekcji religii. Można się jednak też spotkać z opiniami z ankiet, iż religia – niby nieobowiązkowa – odbywała się dla całej klasy albo w godzinach utrudniających odbywanie się innych lekcji ciągiem:
"Obecność na lekcji religii obowiązkowa choćby dla uczniów nieuczęszczających (tylko nie bierze się udziału w lekcji)" – napisał w ankiecie jeden z uczniów. Inny wspomniał też o obowiązku udziału w rekolekcjach wielkopostnych lub adwentowych dla niewierzących uczniów.
Nagminne jest też umieszczanie lekcji religii w środku planu lekcji, tak by nieuczęszczający uczniowie mieli okienko w środku zajęć (w trakcie którego nie mogą wyjść ze szkoły) i po którym mają np. tylko jeszcze jedną lekcję. "Przez cztery lata technikum miałam okienko na przedostatniej lekcji z powodu religii, zgłaszałam sprawę i zawsze mnie zbywali, mówiąc, iż powiedzą, komu trzeba, a na religię chodziła mniejszość klasy" – przyznaje jedna z ankietowanych.
Usprawiedliwienia nieobecności tylko od rodziców lub lekarza
W przypadku usprawiedliwiania sobie nieobecności chyba jest największy problem. Szkoły stosują zakazy, aby zmusić uczniów do uczestnictwa w zajęciach. Wszystko dlatego, iż uczniowie samodzielnie nagminnie usprawiedliwiali sobie np. wagary. W ankiecie wielu przyznało, iż szkoły wprowadzają obostrzenia, by samodzielnie nie usprawiedliwiać sobie nieobecności – wymaga się m.in. zwolnień lekarskich lub zabiera możliwość samodzielnego usprawiedliwiania z powodu drobnych przewinień.
Co więcej, młodzież jest zdania, iż ich oceny są np. zależne od tego, czy dany nauczyciel ich lubi i iż są oceniani niezależnie od tego, jak bardzo się starają. Takie przyzwyczajenia sprawiają, iż system oceniania jest demotywujący wobec zgłębiania wiedzy i rozwijania się. Uczniowie są w szkole nie tylko traktowani z góry i lekceważeni. Zabiera im się również podstawowe prawa do poszanowania intymności i godności, np. pytając o to, gdzie uczeń wychodzi, jeżeli idzie do toalety.
Nie mówimy już o tym, iż szkoła powinna zapewniać uczniom mydło, ręczniki papierowe i papier toaletowy w szkolnych łazienkach, a w wielu placówkach dyrekcji po prostu szkoda na to funduszy. Tłumaczą się tym, iż uczniowie dóbr wspólnych nie szanują, iż papier jest poniewierany na podłodze i używany w innych celach niż higieniczne. Nie oznacza to jednak, iż najlepszym rozwiązaniem w tym wypadku jest zabranie go i ograniczenie uczniom godnych warunków w toaletach.
Smutna prawda o kondycji polskich szkół
Podsumowując to, co w raporcie się znalazło, można śmiało powiedzieć, iż szkoła niewątpliwie może przyczyniać się do kiepskiej kondycji psychicznej uczniów w wieku nastoletnim, szczególnie tych w szkołach ponadpodstawowych. Nie szanuje się bowiem w placówkach praw uczniów, wymaga coraz więcej, a nie daje w zamian możliwości decydowania o sobie samych. A przecież młodzież powinna uczyć się samodzielności i odpowiedzialności.
Dzieci według ankiet czują się dyskryminowane, nieszanowane i mają poczucie, iż nie mogą być w pełni sobą. Poczucie bycia dyskryminowanym dotyka 17,5 proc. uczniów, natomiast już ponad połowa ankietowanych twierdzi, iż w szkole czuje się po prostu źle. Placówka i nauczyciele nie zapewniają poczucia bezpieczeństwa, które jest potrzebne, by w pełni być sobą.
Uczniowie nie mają też poczucia sprawczości, która dawałaby im pewność siebie. Gdy próbują dochodzić swoich praw, starają się walczyć o swoje, to najczęściej spotyka ich za to kara i negatywne konsekwencje, a szansa zmian jest przy tym niewielka. Te wyniki wcale nie napawają optymizmem, pokazują, iż polska szkoła to miejsce, które w żaden sposób nie jest dla uczniów przychylne. Autorzy badania apelują, by starać się temu przeciwdziałać. Za parę lat naruszanie praw uczniów może stać się normą, której nikt nie będzie sprawdzał i egzekwował.