Szkolne rekolekcje to kuriozum. Rodzice wściekli: "Córka musi warować w bibliotece"

mamadu.pl 6 miesięcy temu
Zdjęcie: Rekolekcje wielkopostne nie są obowiązkowe nawet dla uczniów chodzących na religię. Fot. 123rf.com


– To jakieś kuriozum, iż moje dziecko musiało warować w czytelni i marnować czas tylko dlatego, iż nauczycielka prowadziła innych uczniów do kościoła – mówi "Gazecie Wyborczej" jeden z rodziców uczniów lubelskiej podstawówki. Rodzice mają dość, iż rekolekcje realizowane są w czasie lekcji – to powszechna praktyka od lat, nie tylko na Lubelszczyźnie.


Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 r.: "uczniowie uczęszczający na naukę religii mają prawo do zwolnienia z zajęć szkolnych w celu odbycia trzydniowych rekolekcji wielkopostnych, o ile rekolekcje te stanowią praktykę danego kościoła lub innego związku wyznaniowego". Uczniowie nieuczęszczający na lekcje religii lub ci, którzy z innych powodów nie chcą brać udziału w rekolekcjach (rekolekcje nie są obowiązkowe!), muszą mieć zapewnioną opiekę.

Rodzice: szkolne rekolekcje to dyskryminacja


Zwykle rekolekcje realizowane są w czasie lekcji. Pamiętam ten schemat z czasów, kiedy sama chodziłam do podstawówki (przełom lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych): rano zbiórka przed budynkiem szkoły, następnie przejście wraz z nauczycielem do kościoła, później powrót do szkoły na pozostałe lekcje odbywające się zgodnie z planem. Na religię chodziła jednak cała moja klasa. w tej chwili na religię chodzi coraz mniej dzieci.

Jak podaje "Głos Nauczycielski", dziś w szkołach podstawowych na religię uczęszcza tylko 65 proc. uczniów, w liceach i technikach – kolejno 27 proc. i 21 proc. Organizacja zajęć w tym czasie wygląda jednak podobnie jak 20 lat temu: chętni idą do kościoła, pozostali czekają w świetlicy. Takie rozwiązanie nie podoba się rodzicom uczniów i uczennic Szkoły Podstawowej nr 4 im. Adama Mickiewicza w Lublinie.

W rozmowie z Tomaszem Kowalewiczem z "Gazety Wyborczej" rodzice mówią:


"Moje dziecko poszło do szkoły tylko na pierwszą lekcję, a potem zostało odesłane do biblioteki. Stało się tak tylko dlatego, iż nauczyciel, który powinien prowadzić w tym czasie lekcje, musiał zaprowadzić inne dzieci do pobliskiego kościoła. Co więcej, okazało się, iż moje dziecko ma tam warować cały czas i czekać, aż inni wrócą z rekolekcji, bo może będą jeszcze jakieś zajęcia. Aż zagotowałem się ze złości";

"Prawdopodobnie chodzi o to, iż kiedy było wolne, nikt nie chciał na te rekolekcje chodzić. Ksiądz się zdenerwował, iż dzieciaki nie przychodzą do kościoła, więc wymyślono system, by powiązać to ze szkołą. Uczniowie do szkoły muszą przyjść i dopiero później są eskortowani do kościoła. A przecież najprościej byłoby zorganizować te nauki o godz. 15-16. Byłoby z głowy";

"Szkoła ma jedynie zwolnić na rekolekcje tych uczniów, którzy na nie idą. To kuriozum, iż nauczycielka od nauczania początkowego tupta z dziećmi do kościoła, a równocześnie zostawia uczniów, z którymi powinna prowadzić zajęcia. Nie lepiej byłoby, gdyby to katecheci szli z dziećmi na rekolekcje?".


Oburzeni są nie tylko rodzice tych dzieci, które nie chodzą na religię. – Coś jest chyba nie tak, jeżeli trzeba odsyłać dzieci do biblioteki i kazać im czekać, aż reszta wróci z kościoła. Jest w tym coś dyskryminującego. Nie chciałabym, by ktoś tak traktował moją córkę. Naprawdę można to rozwiązać w taki sposób, by nikt nie miał później żalu i pretensji – mówi "Wyborczej" mama uczennicy, która brała udział w rekolekcjach.

Dyrektorka lubelskiej podstawówki powołuje się na przepisy przytoczone wyżej – uczniowie biorący udział w rekolekcjach wielkopostnych mają prawo do zwolnienia z lekcji, a pozostałym została zapewniona opieka.

Szkoły organizują rekolekcje i łamią prawo?


Zgodnie z prawem organizatorem rekolekcji jest proboszcz parafii, a nie szkoła. Co więcej, dyrektor szkoły nie ma prawa sprawdzać, czy uczniowie byli obecni na rekolekcjach. Nie może również oczekiwać obecności od nauczyciela lub wymagać od niego, by odprowadzał uczniów do kościoła. Tyle w teorii. W praktyce często zdarza się, iż to na pedagogach spoczywa obowiązek zaprowadzenia uczniów na rekolekcje i z powrotem do szkoły.

Przeciwniczką tego rozwiązania jest Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od Religii. – Uważamy, iż jest to niezgodne z kodeksem pracy i z konstytucją, która mówi o tym, iż nikt nie powinien być zmuszany do uczestniczenia w praktykach religijnych – mówi "Wyborczej" i dodaje:

– Widać tutaj też wyraźnie, iż uczniowie nieuczęszczający na religię, którzy prawdopodobnie należą do mniejszości w tej szkole, są wykluczani z grupy i krzywdzeni poprzez bezproduktywne spędzanie czasu w świetlicy. Marnuje się ten czas poświęcony na edukację, która jest główną rolą szkoły publicznej. Tracą na tym wszyscy uczniowie.

Przypomnijmy, iż Ministerstwo Edukacji Narodowej analizuje aktualne przepisy i pracuje nad wprowadzeniem ewentualnych zmian. – Nikt nie może być do tego zmuszany. Praktyki religijne są dla wielu osób ważne, ale nie może się to odbywać kosztem edukacji – zapowiedziała w rozmowie z "Rzeczpospolitą" ministra edukacji Barbara Nowacka.

źródło: lublin.wyborcza.pl, glos.pl, rp.pl


Idź do oryginalnego materiału