Szkoła Towarzystwa Alternatywnego Kształcenia TAK w Opolu to przykład wpisujący się w zmiany społeczno–gospodarcze Polski. Bo to pierwsza społeczna szkoła na Opolszczyźnie i jedna z nielicznych wówczas w Polsce. I przez wielu odbierana jako elitarna, a mniej jako alternatywna i pozasystemowa.
Szkoła powstała w 1990 roku i gwałtownie zyskała popularność, choć czesne mogło stanowić barierę zaporową. Mimo tego, ustawiały się kolejki rodziców, doceniających ten, jak na tamten czas, oświatowy eksperyment.
– choćby zdarzało się, iż zapisywano w kolejce już noworodki, by mieć pewność, iż ich dziecko trafiło do naszej szkoły – podkreśla Iwona Betcher, od 25 lat w TAK-u. – To nie jest szkoła prywatna, jak niektórzy myślą, a stowarzyszeniowa.
Z takim kapitałem opuszczają szkołę
Ci, którzy kończyli TAK-a, to dzisiaj m.in.:
- prawnicy,
- nauczyciele,
- przedsiębiorcy,
- lekarze.
Ludzie różnych zawodów, a choćby pilot Boeinga. O tych spektakularnych sukcesach panie dyrektorki nie chcą jednak mówić.
– Bo trzeba byłoby ich wszystkich wymieniać – tłumaczą. – No i uczymy, iż miarą szczęścia jest między innymi to, iż człowiek w życiu robi to, co kocha. A miarą zadowolenia z naszego kształcenia jest to, iż nasi absolwenci przysyłają do TAK-a już swoje dzieci. Nie tracimy z byłymi uczniami kontaktu, bo mamy coroczną Wigilię absolwentów, to są roczniki po 40. i młodsi.
– Mają poczucie własnej sprawczości i wiedzą, iż od nich w tym świecie coś zależy – stwierdza Anita Dorczyńska-Czopowik. – I iż z każdą najtrudniejszą sytuacją w życiu zawsze można coś zrobić, bo moc jest w ich rękach. Potem muszą odnaleźć się w świecie i rozumieć, co się w nim dzieje. Więc w tym wszystkim uczymy, iż oceny nie są najważniejsze.
– Stawiamy na to, żeby nasi uczniowie byli otwarci, potrafili rozmawiać, ale też zawalczyć o swoje – dodaje dyrektor Betcher. – To często wolontariusze i organizatorzy. Więc z takim kapitałem wysyłamy je w świat.
Szkoła TAK w Opolu: Dostali zakład po PRL-u
Pierwsza w Opolu szkoła TAK była jedną z „jaskółek” zmian, które nastąpiły tuż po obradach Okrągłego Stołu. Początkowo funkcjonowała wyłącznie jako szkoła podstawowa, później dołączyło liceum i przedszkole. Kilka pierwszych szkół społecznych powstało już w 1989 roku. Opolska placówka rozpoczęła działalność rok później.
– To rodzice niezadowoleni ze szkoły, do której miały uczęszczać ich dzieci, stworzyli naszą placówkę – mówi dyrektor Betcher. – Założycielkami były Beata Maliszkiewicz, pracownik naukowy, Małgorzata Wojtanowska, wieloletnia dyrektorka liceum plastycznego oraz Ewa Wencel, prezes Sigmy. Na ogłoszenie w gazecie o powstaniu szkoły nauczania alternatywnego odpowiedziało 70 rodzin.

Wszystko działo się bardzo spontanicznie. Prezydent Opola, przychylając się do nowatorskiego pomysłu, przydzielił placówce budynek dawnego zakładu dziewiarskiego „Opolanka” przy ulicy Barlickiego.
– Rodzice i przyszli nauczyciele w weekendy skrobali ściany i samodzielnie je malowali, a następnie sprzątali wyremontowany parter, w którym pierwszy rok szkolny rozpoczęło 70 dzieci – dodaje dyrektor Betcher.
Od początku szkoła uchodziła w Opolu za elitarną, nie tylko dlatego, iż uczęszczały do niej dzieci zamożnych rodziców, ale także dlatego, iż ci rodzice byli gotowi płacić czesne. W tamtym czasie fakt, iż za naukę się płaci, mógł wzbudzać zdziwienie. Bo nikt w PRL-u za naukę nie płacił. TAK gwałtownie zyskał renomę dzięki wysokiemu poziomowi kształcenia i realizacji autorskich programów.
– Chcieliśmy, żeby szkoła była interesująca dla dzieci, a rodzice czuli się w niej ważnymi partnerami – powiedziała po latach uczniom kółka dziennikarskiego Beata Maliszkiewicz, długoletnia dyrektorka placówki.
Nagroda dodała prestiżu
Jedna z pierwszych dyrektorek szkoły „TAK”, Beata Maliszkiewicz, otrzymała w 2009 roku nagrodę im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”. To wyróżnienie ustanowione przez stowarzyszenie „Dzieci Holokaustu” w Polsce i amerykańską fundację „Life in a Jar” trafia do tych, którzy w duchu Ireny Sendlerowej – bohaterki, która podczas II wojny światowej uratowała 2,5 tysiąca dzieci – uczą tolerancji, otwartości oraz pokazują, jak wyzwolić się z uprzedzeń.
Beata Maliszkiewicz nagrodę przeznaczyła na wsparcie funduszu „TAK pomagam”, który założyła w 2008 roku. W 2010 roku szkoła przyjęła imię Ireny Sendlerowej.
To w czasie, kiedy Beata Maliszkiewicz była dyrektorką, odkryto historię ulicy Barlickiego, przy której mieści się szkoła „TAK”. W przeszłości stała tam synagoga, w której przez dekadę funkcję rabina pełnił Leo Baeck – światowej sławy filozof judaizmu.
Przez osiem lat organizowano też festiwal „Czas teatru”, na który zjeżdżały młodzieżowe teatry z całego świata: z Belgii, Korei, Danii, Niemiec, a choćby romskie grupy ze Słowacji. W pierwszych latach transformacji polityczno-gospodarczej inicjatywa ta była sposobem na poszukiwanie tego, co łączy młodych ludzi.
– Żeby walczyć ze złem, trzeba promować dobro – podkreśla Iwona Betcher. – Najlepsze wychowanie odbywa się przez modelowanie, pokazywanie, co jest dobre. Zawsze powtarzam, iż jeżeli dzieci mają nie używać telefonów w szkole, to my jako dorośli również powinniśmy z nich rezygnować. Doświadczamy, iż to wcale nie jest proste i iż nie tylko nasze młode pokolenie ma z tym problem. Same zakazy kilka zmienią, bo mamy do czynienia z wyzwaniem ogólnoludzkim.
Uczniowie dostają stypendia
Dzięki otrzymanej przed laty nagrodzie, fundusz „TAK” przyznaje stypendia. Przez 35 lat skorzystało z nich kilkadziesiąt osób. Stypendialna pomoc na konkretny cel przyznawana jest z różnych powodów:
- choroby rodziców,
- trudnej sytuacji finansowej,
- innych wypadków losowych.
– W takich przypadkach najważniejszy jest los ucznia, którego szkoła nie wyobraża sobie pozostawić bez wsparcia – zaznacza Anita Dorczyńska-Czopowik.
Społeczność szkoły, zwłaszcza rodzice, zawsze otwiera serca. jeżeli obóz zagraniczny jest poza zasięgiem finansowym niektórych rodzin, rodzice z danej klasy potrafią zorganizować zbiórkę, by każde dziecko mogło pojechać.
Szkoła TAK w Opolu. Nie każdy będzie matematykiem
– Kiedyś stawialiśmy oceny – mówi pani dyrektor. – Przechodząc przez różne fazy, mieliśmy znaczki i literki zamiast cyfr. Ale gdy w czwartej klasie wprowadziliśmy oceny, spadła motywacja do nauki, bo dzieci nie chcą być oceniane. To dorośli – rodzice – potrzebują porównawczej skali postępów dziecka.
Iwona Betcher, matematyczka, zauważa, iż jednego dnia dziecko potrafi rozwiązać dane zadanie, ale jeżeli nie powtarza materiału, za miesiąc może już nie pamiętać, jak to się robiło.
– A w edukacji oczekuje się, żeby dzieci wiedziały wszystko natychmiast – tłumaczy. – Nasz mózg tak nie działa. jeżeli czegoś nie wykorzystujemy, przenosi się to do pamięci długotrwałej i przywracamy dopiero wtedy, gdy „odkurzymy” daną umiejętność. W głowie zostaje tylko to, z czego aktualnie korzystamy.
Pani matematyczka podkreśla, iż nie każdy zostanie matematykiem, bo to wynika z natury naszego mózgu, i nie wszyscy muszą być matematykami. Jak mówią w „TAK-u”, nie żyjemy w monolitycznym państwie, gdzie wszyscy są tacy sami i identycznie ubrani.
– Z jednej strony nie chcemy takiej jednakowości w społeczeństwie – kontynuuje dyrektor Betcher. – Potrzebujemy nie tylko fizyków i informatyków, ale także aktorów, muzyków i tancerzy. Potrzebujemy różnorodnych ludzi, żeby cywilizacyjnie się rozwijać.
Więc co z tymi dziećmi, które nie radzą sobie z matematyką?
– Każdy musi umieć wypełnić PIT, rozliczyć się z urzędem skarbowym i obliczyć procenty – wymienia dyrektor. – Nie każdy będzie matematykiem, ale każdy musi odnaleźć się w życiu. Dzięki temu nikt go nie oszuka przy kredycie i będzie wiedział, jak to policzyć. W programie szkół publicznych nie ma jednak wyliczania odsetek bankowych. A u nas jest.
Szkoła TAK w Opolu. Tu zadań domowych nie ma od dawna
W TAK-u zadań domowych się nie odrabia. I to od dawna – jeszcze zanim minister Barbara Nowacka zdecydowała o ich zniesieniu.
– U nas w szkole pracujemy z dziećmi tak, iż wszystkie zajęcia kończą się najwcześniej o godzinie 14.00 – mówią panie dyrektorki. – Nigdy nie chodziło nam o to, aby odpytywać uczniów czy przeprowadzać sprawdziany na miejscu, a potem kazać im uczyć się w domu.
Czy trudno przebrnąć przez program matematyczny bez dodatkowych ćwiczeń w domu?
– Chodzi o to, by jak najwięcej materiału przerobić w szkole – mówi Iwona Betcher. – jeżeli czegoś nie dokończymy na lekcji, uczniowie kończą to w domu, ale generalnie ćwiczymy z nimi podczas zajęć. Lepiej wielokrotnie rozwiązywać zadania pod kierunkiem nauczyciela, by nie utrwalać błędnych nawyków.
Jak taka szkoła odnajduje się na rynku edukacyjnym, gdy wszyscy patrzą na rankingi najlepszych placówek i liczbę olimpijczyków?
– Jesteśmy od tego uzależnieni – przyznają dyrektorki. – Ale nasze podejście sprawiło, iż nie mieliśmy problemów z dobrymi wynikami egzaminacyjnymi. Faktem jest, iż niektóre licea przyjmują wyłącznie zdolnych uczniów i dzięki temu zawsze osiągają znakomite rezultaty. Do nas trafiają wszystkie dzieci: z niepełnosprawnościami, bardzo zdolne oraz przeciętne. Przy egzaminie końcowym liczy się przyrost wiedzy.
– Jesteśmy na ciągłej wojnie, bo społeczeństwo mówi, iż trzeba więcej i mocniej, a my konkursy „przerobiliśmy” na przeglądy i prezentacje – dodaje Iwona Betcher. – W sporcie rywalizacja jest potrzebna, ale w edukacji postawiliśmy na współpracę.
Szkoła TAK w Opolu bez… dzwonka
Od dawna w szkole nie ma dzwonka, a uczniowie sami wystawiają sobie oceny z zachowania.
– To pomysł krytykowany przez wielu – przyznają.
– Wszystko zaczęło się od rad pedagogicznych, na których ciągle się spieraliśmy, bo każdy inaczej oceniał dane dziecko. Jednego dnia miało łatwiejszy dzień, innego trudniejszy. W końcu uznaliśmy, iż niech dzieci same się oceniają.
We wrześniu uczniowie z wychowawcą rozmawiają o mocnych i słabych stronach, stawiają cele na nadchodzący rok. Po półroczu analizują, co udało im się zrealizować.
– Przeciwników zaskoczyło to, iż uczniowie nie wystawiali sobie wyłącznie ocen wzorowych – mówią dyrektorki. – W procesie samooceny nauczyciel pełni rolę mentora, korygując zaniżone lub zawyżone oceny.
– Uczniowie naprawdę dobrze się oceniali i nikt nie zawyżał wyników – podsumowuje Anita Dorczyńska-Czopowik. – Rodzice mogą mieć pretensje, ale mówimy, iż to subiektywna ocena dziecka i tak musi pozostać. Często dowiadujemy się, iż uczniowie, oceniając siebie, nie dostrzegają własnych mocnych stron.
Łączenie wody z ogniem
– Pandemia to był trudny czas, więc podczas zdalnych lekcji zorganizowałyśmy eksperyment naukowy – mówią. – Połączyłyśmy dwie dziedziny, tworząc „mat-pol”. Obie prowadziłyśmy zajęcia, a nasi uczniowie, dziś licealiści, wspominają je z zachwytem.
Jak można pogodzić język polski z matematyką? To przecież połączenie wody z ogniem!
– Niekoniecznie – śmieje się pani dyrektor. – Podczas lekcji o figurach geometrycznych pojawiały się kukiełki.
A polonistka Anita Dorczyńska-Czopowik opowiadała legendy.
– Dzięki temu lekcje zyskiwały element zaskoczenia i jednocześnie były oczekiwane przez nasze dzieci – dodaje Iwona Betcher.

W tym czasie, jak każda firma, TAK zmagał się z problemami finansowymi. Szkoła to przedsięwzięcie zatrudniające pracowników, a Covid-19 okazał się szczególnie trudnym okresem dla gospodarki.
– Zawsze drżymy o finanse, ale w trakcie pandemii sytuacja była dramatyczna – mówią panie dyrektor. – Zajęcia odbywały się zdalnie, a rodzice musieli przez cały czas płacić czesne. Większość stanęła na wysokości zadania, ale zdarzały się rodziny, którym firmy zawiesiły płatności. A my musieliśmy wypłacać pensje nauczycielom…
– Zrezygnowaliśmy z wywozu śmieci, wyłączyliśmy ogrzewanie i oszczędzaliśmy na wszystkim, co tylko było możliwe, bo liczyła się każda złotówka – wspominają.
– Państwowa dotacja co prawda wpływała, ale nie pokrywała choćby połowy naszego budżetu.
Najtrudniej było jednak po powodzi w 1997 roku, która zmusiła ich do odbudowy szkoły od zera.
– Część lekcji przenieśliśmy wtedy do salek katechetycznych na osiedlu AK – wspominają. – Gdyby nie pomoc sponsorów i Fundacji Janiny Ochojskiej, trudno byłoby nam się podnieść.
– Ubezpieczenie bardzo nam pomogło, bez niego byłoby naprawdę krucho – dodaje pani wicedyrektor. – A rok temu we wrześniu profilaktycznie ewakuowaliśmy cały parter, obawiając się powodzi. Drugi budynek szkoły stoi przy ulicy Kropidły, więc zagrożenie było realne.
Dzieci żyją w trudnych czasach
– Szkoła się zmieniała, bo to dziecko, które u nas było 35 lat temu, nie jest tym samym dzieckiem dzisiaj – kontynuuje Iwona Betcher.
– To, co było atrakcyjne dla ucznia dwadzieścia lat temu, nie sprawdza się dziś, dlatego i my musimy się rozwijać i stawać dla nich coraz ciekawszymi – tłumaczy Aneta Dorczyńska-Czopowik. – Cały czas musimy się zmieniać, tak, jak zmienia się świat i technologie. Jeszcze niedawno w niektórych szkołach dzieci dostawały tablety, a teraz odchodzimy od ekranów i robimy wszystko, aby ograniczyć nadmiar bodźców.
– Dlatego w naszych klasach są dwaj wychowawcy, jeden nie dałby rady – wyjaśnia pani dyrektor. – W szkole możemy je chronić, ale przecież żyją także poza nią. Mamy dwóch psychologów i mają bardzo dużo pracy. Trudno sobie wyobrazić, jak radzą sobie placówki publiczne, gdzie psycholog bywa często na jedną czwartą etatu.
– Covid-19 zmusił nas wszystkich do działania, bo dzieci wróciły do szkoły zmienione, a inwazja Rosji na Ukrainę była kolejnym impulsem – dodaje Anita Dorczyńska-Czopowik. – Po wybuchu wojny dołączyły do nas ukraińskie dzieci, często utalentowane matematycznie, ale wychowane w innym modelu wychowawczym. Nie wszystkie z nich zaadaptowały się u nas, ponieważ ich szkoły przypominały te sprzed dekad, gdzie panowało duże posłuszeństwo, podczas gdy u nas stawiamy na relacje. Szczególnie ukraińskim rodzicom trudno się odnaleźć, bo są bardziej rygorystyczni wobec swoich dzieci.
Pasja jest taka ważna
Mówią, iż walczą z systemem i rodzicielskimi przekonaniami. Często, gdy zbliża się egzamin ósmoklasisty, nastolatki są wysyłane na korepetycje i przestają realizować swoje pasje.
– Zachęcamy rodziców, aby nie rezygnowali z pasji dzieci, które przestają chodzić na jazdę konną czy na łyżwiarstwo, bo mają korepetycje z matematyki albo z polskiego – mówi Anita Dorczyńska-Czopowik. – Przekonujemy, iż to nie jest dobre, ponieważ pasja, ruch i wolne chwile sprawiają, iż świeży umysł może sprostać obowiązkom.
Podkreślają, iż system edukacyjny zakłada, iż wszyscy muszą być dobrzy z matematyki, polskiego, a teraz także z języka obcego, bo podlega egzaminowi. Jednak, jak twierdzi neurobiolog, nie można nauczyć każdego wszystkiego w ten sam sposób.
Zawsze podają przykład dorosłych: czy po powrocie z pracy ktoś ma ochotę od razu przygotowywać zadania na jutro? Rodzice często narzekają, iż dziecko w domu nie chce się uczyć.
– My, dorośli, fundujemy dzieciom zajęcia dodatkowe aż do 17.00, więc kiedy mają się bawić lub nudzić w domu? – pyta Iwona Betcher. – Człowiek pozbawiony pasji adekwatnie nie żyje, a pasja motywuje i rzadziej wpędza w depresję. To, co robimy, to rozwijamy talenty, a nie pracujemy nad deficytami, żeby dziecko dorównało reszcie.
We współczesnych programach brakuje przedmiotów twórczych, takich jak plastyka czy muzyka.
– U nas w klasach 1–3 dzieci grają na ukulele – kontynuuje Iwona Betcher. – Mamy kółko krawieckie, bo – ku naszemu zaskoczeniu – maluchy bardzo zainteresowały się szyciem. Musieliśmy choćby dokupić maszyny.
Czy z takiej szkoły wychodzi dziecko nieprzystosowane do trudnej rzeczywistości? W publicznych szkołach nikt tak nie „bawi się” z uczniami.
– Kiedy dziecko jest nieprzystosowane do rzeczywistości? Czy wtedy, gdy jest tłamszone od małego, czy gdy je wzmacniamy i dowartościowujemy? – pyta pani dyrektor. – Jest silniejsze, gdy je budujemy. Nasze dzieci, trafiając na trudności – co w życiu jest nieuniknione – są już starsze i ugruntowane.
Szkoła TAK w Opolu ma 35 lat! istotny jubileusz
Z okazji jubileuszu 35-lecia TAK-a, 11 października w auli Seminarium Duchownego w Opolu szkoła wystawi musical „Baśń o TAK-u”.
– To opowieść o historii naszej szkoły, o wyzwaniach, z jakimi mierzyli się rodzice i nauczyciele przy jej zakładaniu – zapowiada dyrektor Iwona Betcher. – I opowieść o dziecku pełnym ideałów kończącym szkołę. I pada zdanie: „Nie zabijaj tej dziewczynki”. Chodzi o to, by w dorosłym życiu nie zgubić otwartości na ludzi, wiedzę i świat, którą mają dzieci. Dorośli często ją tracą – przekonujemy, by ją zachowali, jak za czasów dzieciństwa.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania