Nie ma drugiego miejsca, które tak jak katedra wawelska opowiada o historii Polski. Znajdziemy tam sarkofagi królów, rzeźby, średniowieczne malowidła. Pośród wszystkich tych przedmiotów jest jeden wyjątkowy nie tylko ze względu na związaną z nim tradycję, ale też z powodu trudnej do wyceniania wartości historycznej. Obiekt ten ma przynajmniej 600 lat.
Na jednym z ołtarzy można dostrzec ozdobną, srebrną blachę. Przed nią ustawiony jest duży, czarny krzyż z drzewa lipowego z mistyczną rzeźbą ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa. Najprawdopodobniej trafił do Krakowa w 1384 roku. Był częścią wiana 10-letniej wówczas Jadwigi Andegaweńskiej.
Wielka miłość i wielki wybór Jadwigi
Kilka lat temu ukazała się publicznie dostępna i wydana przez Uniwersytet Jagielloński praca profesora Franciszka Ziejki pt. „Wawelski Krucyfiks Królowej Jadwigi i jego tajemnice”. Badacz powołuje się w niej na historyków sztuki, zdaniem których czarny krzyż powstał około 1380 roku na Węgrzech.
Jadwiga była córką Ludwika Węgierskiego i została koronowana na króla Polski dwa lata po śmierci ojca, w ramach układu ze szlachtą, który obejmował obranie władcy z dynastii Andegawenów.
Do koronacji doszło w 1384 i trudno oceniać, czy bardzo młoda królowa zdawała sobie wówczas sprawę, iż polscy magnaci szykowali jej przyszłość niekoniecznie w zgodzie z – mówiąc dyplomatycznie – wyborami sercowymi nowej władczyni.
Jadwiga była zaręczona z księciem Wilhelmem z dynastii Habsburgów. Zaręczyny w tak młodym wieku mogą dziwić, ale w średniowieczu planowanie przyszłości dzieci w rodzinach królewskich na wczesnym etapie było normą i miało zabezpieczać interesy danej dynastii.
Problem w tym, iż nad Wisłą pomysł na władcę z niemieckiego rodu niespecjalnie się spodobał. Szczególnie, iż nasza szlachta miała swojego kandydata na męża królowej – wielkiego księcia litewskiego Władysława Jagiełłę.
Małżeństwo miało być formalnym sojuszem i unią Polski i Litwy, a oba państwa potrzebowały pilnej współpracy w obliczu zagrożenia ze strony Krzyżaków. Natomiast, jak wskazuje Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów”, z relacji ówczesnych kronikarzy wiemy, iż Jadwiga rzeczywiście darzyła sympatią Wilhelma.
Jagiełło był od niej trzy razy starszy. Choć to kwestia gustu, miał też być nieszczególnej urody. Ślub z nim dawał jednak Królestwu Polskiemu sojusznika i zabezpieczał interesy kraju. Jadwiga stanęła więc przed wyborem: kierować się interesem państwa i wybrać Litwina, czy też zaufać sercu i pozostać przy Habsburgu.
W tym miejscu tej historii dochodzimy do legendy wawelskiego krzyża.
Cud na Wawelu
W „Historii w Interii” opisywaliśmy już, jak wielkie zamieszenie na Wawelu wprowadzały wybory sercowe Jadwigi. Jednak jak powszechnie wiadomo, w końcu wyszła za Jagiełłę.
Według legendy w tamtym okresie królowa miała regularnie modlić się przed swoim krucyfiksem. Nie jest jasne, kiedy ta tradycja się uformowała, ale zgodnie z historią Jadwiga powierzyła swoje rozterki w modlitwie. Wówczas postać Jezusa miała przemówić do niej słowami: „Czyń, co widzisz”.
Królowa widziała cierpienie na krzyżu, co miała zinterpretować jako naukę dla siebie. W rezultacie zgodziła się na małżeństwo, które wcale nie było zgodne z jej pragnieniami, ale służyło – tak jak w biblijnej opowieści o cierpieniu Jezusa – większej sprawie.
Nie jest jasne, kiedy opowieść o cudzie w katedrze wawelskiej się ugruntowała. Profesor Ziejka wskazywał, iż po raz pierwszy została spisana stosunkowo późno, bo dopiero na początku XVII wieku. Jednak zaraz dodaje, iż prawdopodobnie legenda była żywa już w XV wieku, krótko po śmierci Jadwigi, ponieważ zachowały się relacje o wotach składanych na ołtarzu z czarnym krzyżem.
Tureckie wota w katedrze
Skoro o wotach mowa, warto wspomnieć o najbardziej niezwykłym z przedmiotów złożonych przed krucyfiksem, „którego historia na swój sposób dopełnia legendę o rozmowie królowej Jadwigi z Ukrzyżowanym Chrystusem” – pisał Ziejka.
Chodzi o strzemię tureckiego wezyra Kara Mustafy, zdobyte podczas bitwy wiedeńskiej 1683 roku, w której historyczne zwycięstwo odniósł Jan III Sobieski.
Strzemię trafiło do Krakowa w cztery dni po bitwie i przywiózł je Philippe Dupont, dowódca królewskiej artylerii. Jego głównym celem było odnalezienie żony Sobieskiego – Marii Kazimiery i przekazanie jej szczęśliwych wiadomości.
Dupont opisał te wydarzenia w swoich pamiętnikach. Wspomina, iż zastał królową właśnie w wawelskiej katedrze, podczas porannej mszy. Maria Kazimiera, gdy dowiedziała się, iż jej mąż jest bezpieczny, miała krzyknąć na cały kościół i upaść na kolana. Chwilę później Dupont przekazał jej strzemię, a królowa zdecydowała, by zawisło u stóp – jak pisze żołnierz – „cudownego krucyfiksu”.
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
Paszyk w „Gościu Wydarzeń” o Morawieckim: Sprzeciwiamy się Polsce równych i równiejszychPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas