– Tak, mamo, okropnie mnie wychowywałaś! Trzeba umieć brać na siebie odpowiedzialność! – powiedziała pewnym głosem córka

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Córka ciągle mi mówi, iż jestem złą matką. Źle ją wychowywałam, tego jej nie dałam, tamtego nie dałam, ogólnie jestem winna. Domaga się, żebym to uznała.

Nie ma czego uznawać, ale gdyby to miało rozwiązać problem, pewnie bym się zgodziła. Jednak dla córki to za mało, bo wymaga ode mnie rekompensaty za zniszczone dzieciństwo, młodość i młode lata.

Urodziłam córkę w małżeństwie. Mieliśmy normalną rodzinę: mąż nie pił, nie zdradzał. Oboje pracowaliśmy, snuliśmy plany na przyszłość, staraliśmy się stworzyć ciepły dom.

Kiedy córka miała rok, mąż zmarł. Od tamtej pory wychowywałam ją sama. Bałam się kogokolwiek przyprowadzać do domu. Gdybym była sama, to inna sprawa. Ale miałam małe dziecko. Nie chciałam ryzykować.

Oczywiście, wszystkie plany na życie trzeba było przemyśleć na nowo. Bez męża, który był wsparciem, nie mogłam zrealizować wszystkiego, o czym marzyliśmy. A do tego miałam małe dziecko na rękach. Ale mieliśmy mieszkanie, córka miała swój pokój. Chodziła do przedszkola i nie różniła się od innych dzieci. Zawsze była dobrze ubrana, nakarmiona i miała wszystko, czego potrzebowała.

Urządzałam jej urodziny, dawałam prezenty na Mikołajki, kupowałam lub szyłam stroje, wysyłałam ją latem na obozy. Zawsze starałam się, żeby miała wszystko, co niezbędne.

Córka rosła jednak bardzo zazdrosna i nerwowa. Uważała naszą rodzinę za niepełną, ponieważ nie mieliśmy ojca, mimo iż wiele pełnych rodzin żyło gorzej niż my.

Z powodu swojego charakteru miała trudności z nawiązywaniem relacji z innymi dziećmi. Nie miała stałych przyjaciół. Po pewnym czasie dzieci po prostu przestawały ją zapraszać do wspólnej zabawy. Córka nie widziała problemu w sobie. Winni byli wszyscy: dzieci, które nie chciały się z nią bawić, ja, bo mieliśmy niepełną rodzinę, i nie mogłam jej zapewnić wszystkich przyjemności świata.

Choć musiałam dużo pracować, nigdy nie zapominałam o córce. Słuchałam jej opowieści, starałam się czegoś ją nauczyć, doradzałam, próbowałam wyjaśniać, co jest dobre, a co złe, jak należy i nie należy się zachowywać.

Moje rozważania jej się nie podobały, bardzo nie lubiła być w czymś winna. choćby gdy przewróciła szklankę na stole, obwiniała niestabilną szklankę, krzywy stół, przeciąg. Ogólnie rzecz biorąc, nigdy nie była winna.

W wieku nastoletnim przestała mnie słuchać. jeżeli coś opowiadała, to tylko po to, żeby uzyskać moją aprobatę. Niestety, nie zawsze mogłam jej jej dać. Gdy córka próbowała przedstawiać się jako ofiara, którą nie była, wyjaśniałam jej, iż postąpiła niewłaściwie. Wszystko kończyło się histerią, iż jej nie kocham, iż jest mi obojętna i tym podobne.

Myślałam, iż z tego wyrośnie, ale córka ma już dwadzieścia pięć lat, a nie zmądrzała. przez cały czas zachowuje się tak, jak zawsze. Życie jej niczego nie nauczyło. Wciąż nie ma przyjaciół, bo przez cały czas jest zazdrosna i nerwowa. Nie radzi sobie w pracy, bo w grupie trzeba umieć się zachowywać.

I w tym też jestem winna ja. Nie nauczyłam jej, jak prawidłowo się komunikować, nie rozwiązałam jej problemów psychologicznych. Dlatego jest tak nerwowa. Nie dałam jej stu milionów, żeby mogła żyć w luksusie.

– Tak, mamo, okropnie mnie wychowywałaś! Trzeba umieć brać na siebie odpowiedzialność! – oznajmiła mi córka.

Tak, branie odpowiedzialności za siebie to cenna umiejętność. Poradziłam jej, żeby przestała szukać kogoś, na kogo mogłaby przerzucić swoją odpowiedzialność.

Dałam jej dzieciństwo. Nie głodowała, nie siedziała zamknięta w czterech ścianach, nikt jej nie krzywdził. Dałam jej wykształcenie i wspierałam finansowo, kiedy szukała pracy.

A mimo to przez cały czas jestem zła, bo ona przez cały czas wymaga ode mnie pieniędzy. Bo to przeze mnie jest nieszczęśliwa, przeze mnie nie potrafi się komunikować z ludźmi i nie może odnaleźć się w pracy. Mam tego dość. Nie dostanie ode mnie już ani grosza. W końcu skoro jestem matką tyranem, będę się tak zachowywać.

Idź do oryginalnego materiału