Tak polska szkoła niszczy uczniów. „Syn jest zdolny, więc prawie codziennie wraca z płaczem”

mamotoja.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: Polska szkoła niszczy uczniów? fot. AdobeStock/Serhii


Zawsze słyszałam, iż szkoła jest dla wszystkich. Że każde dziecko znajdzie tam swoje miejsce. Naiwnie w to wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam, jak wygląda codzienność syna, który nie ma żadnych problemów z nauką, ale ma za to ogromny problem z byciem sobą.

Jest ambitny, interesujący świata, chętnie zgłasza się na lekcjach, zadaje pytania, zgłasza się do konkursów. Co z tego? Dla części klasy to powód, by mu dogryzać. Słyszy, iż jest „kujonem”, iż „podlizuje się nauczycielom”. Czasem ktoś rzuci głupi tekst, czasem ktoś go popchnie, czasem cała grupa się śmieje, kiedy odpowiada na pytanie, bo „przecież i tak się zgłosi”.

Najgorsze jest to, iż on to widzi, czuje i bierze na siebie. Chce być lubiany, a zaczyna się bać wychylać. I mówi, iż chyba przestanie się zgłaszać, „bo po co”.

Zgłosiłam problem. Wychowawczyni: „Każde dziecko musi sobie radzić”

W końcu podeszłam do wychowawczyni. Miałam nadzieję, iż zrozumie, iż to nie jest zwykłe szkolne przekomarzanie, tylko realne wykluczanie dziecka za… dobre oceny. Usłyszałam: „Proszę pani, dzieci zawsze tak robią. Każde dziecko musi sobie radzić”.

Te słowa mnie zmroziły. Jak to „radzić sobie”? Czy pięcioklasista ma sam rozwiązać problem, kiedy jest obśmiewany i wytykany palcami? A dorośli mają stać z boku i mówić, iż „tak już jest”?

Gdy dopytałam, czy może porozmawiać z klasą, usłyszałam, iż nie ma sensu robić afery, bo „to minie”. Tylko iż nie mija. Jest coraz gorzej. Syn zaczął się zamykać. Mówi, iż czasem woli nie iść do szkoły, choć naukę kocha całym sobą.

Polska szkoła pozwala na to, by zdolne dzieci cierpiały

Zaczęłam szukać wsparcia u innych rodziców. Okazało się, iż nie jestem wyjątkiem. Wielu rodziców zdolnych dzieci mówi, iż intelekt to w polskiej szkole… obciążenie. Zamiast być powodem do dumy, jest powodem do żartów, izolowania i komentarzy typu „daj innym szansę”.

Dzieci zdolne uczą się szybciej, ale jednocześnie szybciej czują, iż odstają. Nie od materiału, tylko od grupy rówieśniczej. A szkoła, zamiast zabezpieczyć ich dobrostan, najczęściej macha ręką, mówiąc, iż „tak bywa”.

W efekcie mój syn ze słonecznego, pewnego siebie chłopca stał się dzieckiem, które codziennie przed wyjściem pyta:
– Mamo, a jak dzisiaj będzie?

Chciałabym, żeby szkoła była miejscem, gdzie rozwija się potencjał

Nie chcę, by syn przestawał być sobą. Nie chcę, by udawał, iż nie zna odpowiedzi, bo boi się reakcji klasy. Nie chcę, by rezygnował z konkursów, które go cieszą, tylko po to, żeby „nie zwracać na siebie uwagi”.

Chcę szkoły, która wspiera, a nie tylko ocenia. Chcę wychowawców, którzy widzą problem, a nie mówią: „To minie”. Chcę, żeby moje dziecko mogło być zdolne bez płaczu w drodze do domu.

Bo dziś mam wrażenie, iż polska szkoła nie niszczy uczniów, którzy nie nadążają. Ona niszczy też tych, którzy idą do przodu szybciej. A na to, jako rodzice, nie powinniśmy już dłużej pozwalać.

Zobacz także: Jeszcze więcej wolnego w szkołach. Rodzice: „Nikt nie myśli, co mam zrobić z dzieckiem”

Idź do oryginalnego materiału