Tak roszczeniowi rodzice zatruwają nauczycielom życie. Kto wyrośnie z tego pokolenia?

mamadu.pl 7 miesięcy temu
Zdjęcie: Nauczyciele mają dość roszczeń i pretensji rodziców. Fot. Andrzej Zbraniecki/East News


Dzieci puszczone samopas, rodzice w ogóle się nie interesują – często słyszymy taką narrację w odniesieniu do młodzieży szkolnej. Jest jednak druga strona medalu: rodzice interesujący się edukacją i poczynaniami dziecka w szkole tak bardzo, iż zdarza im się zapomnieć, jaka adekwatnie jest rola nauczyciela. "Potrafią mieć pretensje o najbłahsze rzeczy" – pisze Agata Kulczycka w rzeszowskiej "Wyborczej".


Doskonale pamiętam tę jedną koleżankę z podstawówki, która rozpłakała się, gdy za recytację wiersza na języku polskim dostała pięć z plusem. Nie były to łzy szczęścia. Pamiętam też jej mamę, która przyszła do szkoły następnego dnia, by wyjaśnić, dlaczego Madzia nie dostała szóstki, przecież cały tydzień się uczyła. Może mogłaby wyrecytować wiersz jeszcze raz, ale teraz na osobności, a nie przy całej klasie, żeby się tak nie stresować?

Minęło ponad 20 lat, ale roszczeniowi rodzice wciąż krążą po szkolnych korytarzach, wciąż zaglądają do klas, wciąż dopytują pedagogów, dlaczego Maciuś dostał uwagę (przecież to taki grzeczny chłopak, w domu nigdy nie rozrabia!), dlaczego Juleczka dostała tylko trójkę (całą noc zakuwała!). Poza wizytami w placówce pojawiają się maile (i kolejne, z pretensjami, jeżeli te pierwsze pozostaną bez odpowiedzi dłużej niż 2 godziny) i telefony choćby po 23 i w weekendy, bo sprawa jest pilna (nie jest).

Niesprawiedliwa uwaga, za niska ocena, korytarz za ciemny


Agata Kulczycka z "Wyborczej" przytacza wypowiedzi nauczycieli skarżących się na roszczeniowych rodziców:

"Zawsze znajdą się rodzice, którzy wiedzą lepiej, jaką ocenę powinno dostać ich dziecko"


"Pojechaliśmy na wycieczkę szkolną. Pogoda nam nie dopisała, jednego dnia padał deszcz. Po wycieczce do szkoły z awanturą wpadła matka jednego z uczniów. Miała pretensje, iż syn zmarzł, bo wychowawczyni nie wzięła dla niego kurtki"

"Telefony miałem niemal o każdej porze dnia i nocy. O godz. 22, a choćby o 23, także w soboty i niedziele. Każdy temat był istotny i niecierpiący zwłoki: konflikty klasowe, pretensje do szkoły, ale też bardzo, bardzo błahe sprawy"

"W czerwcu, przed końcem roku szkolnego od rodziców jednej z uczennic dostałam list. Była w nim prośba, żebym zajęła się ich córką na wakacjach, bo oni nie wiedzą, co z nią zrobić"

"Pracuję w zawodzie od kilkunastu lat. W obecnej szkole od pięciu. Nigdy nie byłam na L4. W końcu musiałam. Nie było mnie przez ponad dwa tygodnie. (...) Jeden z rodziców do mnie wydzwaniał. Nie odbierałam. Wtedy wysyłał SMS-y, w których pytał, co się ze mną dzieje, kiedy wracam. (...) To kuriozalne, iż mam się tłumaczyć rodzicom z nieobecności. Zastanawiam się, czy w jakiejkolwiek innej pracy też dochodzi do takich sytuacji"

"Rodzice potrafią mieć pretensje o wszystko: iż szatnia jest za ciasna, ubikacja nie taka, jakiej chcieliby dla swoich dzieci, korytarz za ciemny, za jasny, za duży albo za mały".


Nauczyciele muszą się bronić


Tego typu roszczenia rodziców, choć uprzykrzają nauczycielom życie i utrudniają wykonywanie pracy, są stosunkowo niegroźne. Zdarza się jednak, jak pisze Kulczycka, iż dochodzi do konfliktów między nauczycielami a rodzicami, które muszą zostać rozwiązane drogą sądową.

Stanisław Kłak, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego z okręgu podkarpackiego, podaje, iż przybywa spraw, w których to nauczyciele są stroną poszkodowaną – w ostatnich dwóch latach prawnicy ZNP aż 25 razy musieli bronić nauczycieli, których prawa były łamane przez rodziców lub uczniów.

– Wszystkie te sprawy zostały zakończone z korzyścią dla nauczycieli. Wcześniej takich spraw w ogóle nie było, teraz ich liczba rośnie z roku na rok – mówi Kłak na łamach "Wyborczej".

Szef podkarpackiego ZNP przytacza dwie sytuacje. W pierwszym przypadku nauczyciel otrzymywał od rodzica SMS-y i maile z pogróżkami, bo ten twierdził, iż pedagog niesprawiedliwie ocenia jego dziecko. W drugiej sytuacji to uczennica nagabywała nauczycielkę: przychodziła do jej domu, robiła zdjęcia i nagrywała filmy, próbowała skompromitować ją w sieci.

W ubiegłym roku głośno było o sprawie z Głogowa – uczennica uderzyła nauczycielkę, a ta straciła przytomność. Podobna historia wydarzyła się w Rawie Mazowieckiej. Uczeń 7 klasy zwyzywał i uderzył nauczyciela, sprawą zajął się sąd rodzinny.

Czy wszyscy rodzice są roszczeniowi, a ich oskarżenia zawsze są wyssane z palca? Oczywiście, iż nie. Czy nauczycielom nigdy nie zdarza się łamać praw uczniów, naruszać ich nietykalności cielesnej, niesprawiedliwie oceniać? Również nie. Jednak tak często słyszymy o nagonce na nauczycieli, iż zdarza nam się zapomnieć o drugiej stronie medalu.

źródło: rzeszow.wyborcza.pl


Idź do oryginalnego materiału