W teczce z dyplomami i świadectwami z podstawówki wciąż mam wyróżnienie z konkursu plastycznego na najładniejszą choinkę. Pamiętam moją mamę rysującą po nocy zielone drzewko i przyklejającą do kartki trójwymiarowy łańcuch z kolorowego papieru. Pamiętam też kuchnię lalki Barbie (najprawdziwszą, a nie żadną podróbę!) wygraną w jednym z takich konkursów. I tutaj pracę przygotowała za mnie mama. Dopiero na lekcjach plastyki okazywało się, iż ten mój talent nie został wyssany z mlekiem matki – bo adekwatnie nie istnieje.
Minęło ponad 20 lat, jednak kilka się zmieniło. Nie mam na myśli mojego talentu (pozostaje na tym samym, niemal zerowym poziomie), piszę o podejściu rodziców do prac plastycznych dzieci. jeżeli dziecko radzi sobie, powiedzmy, średnio, wielu rodziców postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Napisała do nas Sylwia, której zdaniem wyręczanie dzieci w przygotowywaniu zadań domowych z plastyki czy prac na konkursy to zwykłe oszustwo i odbieranie im samodzielności. Choć dziś się z nią zgadzam, mojej różowej kuchni Barbie bym nie oddała.
Przeczytajcie mail Sylwii.
Wyręczanie dzieci to zwykłe oszustwo
"Dzień dobry. Zaczął się rok szkolny i już się zaczyna wyścig szczurów. Nie mówię tylko o ocenach, bo każdy chyba wie, jak to wygląda. Niestety wielu rodziców wywiera na dzieciach ogromną presję. Chcą, żeby to właśnie ich dzieci były we wszystkim najlepsze, miały czerwony pasek, wzorowe zachowanie, pierwsze miejsce w olimpiadach i konkursach. Są tak zafiksowani na punkcie wyników, cyferek i dyplomów, iż posuwają się choćby do oszustwa.
Tak jest w szkole mojego syna. Maks chodzi do drugiej klasy. Na początku września w szkole ogłoszono konkurs na pracę plastyczną pt. 'Barwy jesieni'. Termin oddania prac jest na początek października. Za oddanie pracy dostaje się jakiś plusik, pochwałę czy coś takiego, nie pamiętam. Zapytałam Maksa, czy chce wziąć udział w konkursie, powiedział, iż 'się zastanowi'. No i tak się zastanawia. Ale na grupie dla rodziców na Messengerze już temat się pojawił.
W weekend jakaś matka wysłała zdjęcie stołu zawalonego bibułą, jakimiś tasiemkami, sznurkami itd. i napisała, iż zabiera się do roboty, bo termin coraz bliżej. W odpowiedzi inna matka wysłała zdjęcie ze spaceru po lesie z podpisem, iż oni już 'szukają skarbów jesieni'. Przykro mi się zrobiło. Oczywiście sama mogę zabrać Maksa na spacer do parku czy lasu, nie o to chodzi. Ale o to, iż one obie zrobią te prace za dzieci. To choćby nie tak, iż im pomogą, po prostu zrobią to same, jakby zapomniały, iż skończyły szkołę wiele lat temu.
Według mnie takie coś to oszukiwanie i pokazywanie dzieciom, iż oszukiwać można, bo potem są nagrody, dyplomy itd. Że tylko wtedy można coś osiągnąć, kiedy się oszukuje. Nie chcę robić pracy za mojego Maksa, ale już pojawiły mi się w głowie myśli, iż nie chcę, żeby czuł się gorszy od innych dzieci, a może się tak poczuć, jeżeli większość klasy przyniesie piękne, kolorowe prace, które zdecydowanie nie wyglądają, jakby zrobiły je 8-latki.
Chciałabym, żeby coś się tutaj zmieniło, żeby rodzice tak nie szaleli, nie wyręczali dzieci, bo zabierają im samodzielność. Dzieci nie mogą się rozwijać, szukać pasji, a przy tym wyrastają na takich cwaniaków. W dodatku uczą się, iż to nic złego, iż mama zrobi wszystko za nie. Beznadzieja. Nie róbcie tak, nie bierzcie udziału w tym wyścigu szczurów. Sylwia".