Tak szkoła podcina dzieciom skrzydła. Sytuacja z dwiema literkami dowodem

mamadu.pl 3 miesięcy temu
Zdjęcie: Uczniowie są bardzo wrażliwi i wszystko biorą do siebie. fot. ufabizphoto/123rf


Wchodzi zapłakana. Pociąga nosem i nie może opanować łez. Coś mówi, ale trudno zrozumieć. Jest roztrzęsiona. Mama przytula i próbuje dowiedzieć się, co takiego się wydarzyło. Dlaczego jej córka wróciła ze szkoły w takim stanie? Tak mniej więcej wyglądała sytuacja, której byłam świadkiem podczas wizyty u kuzynki.


Szkoła i nauczyciele w niej pracujący powinni zapewniać uczniom poczucie bezpieczeństwa. Fajnie byłoby, gdyby stwarzali miłą i przyjazną atmosferę. Przynajmniej w klasach 1-3, kiedy to dzieci czują się jeszcze zagubione, bezradne i być może czasami zdane same na siebie. Niestety, nie tak wygląda szkolna rzeczywistość.

Spokój i wrażliwość


Wracając z szybkich zakupów, odwiedziłam kuzynkę. Czekała na córkę, którą mąż pojechał odebrać ze szkoły. Kasia dopiero w tym roku rozpoczęła swoją edukacyjną przygodę. Niedługo skończy pierwszą klasę. To bardzo ambitna i wrażliwa dziewczynka. Ma w sobie dużo ciepła i serdeczności. Skrywa taki wewnętrzny spokój, którego czasami bardzo jej zazdroszczę.

Nigdy nie widziałam, żeby płakała, histeryzowała czy nie posłuchała tego, co mówią do niej rodzice. Kiedy zobaczyłam jej łzy i trzęsącą się od płaczu brodę, byłam przekonana, iż stało się coś poważnego. Nie myliłam się.

Do sedna


W ramionach mamy gwałtownie się uspokoiła. Zaczęła powoli oddychać i nie musiała ocierać już łez. Usiadła na kanapie i próbowała opowiedzieć o tym, co takiego się wydarzyło. Kilka razy zaczynała otwierać usta, ale coś ją blokowało. Czułam tę gulę w gardle, która uniemożliwia jej wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.

"Nie chcę, abyś była na mnie zła. Ja naprawdę nie chciałam" – powiedziała do mamy.

Pierwsza myśl, która zrodziła się w mojej głowie: spór, kłótnia, bijatyka. I choć nie pasowało mi to do Kasi, czułam, iż pobiła się z koleżankami. No bo niby co innego mogłoby się wydarzyć? Co innego mogłoby ją doprowadzić do takiego stanu? Tym razem byłam w błędzie.

– Zapomniałam zabrać zeszytu do szkoły i dostałam nieprzygotowanie. Możesz zobaczyć w Librusie – powiedziała i zalała się łzami.

– Już tam nigdy więcej nie pójdę do szkoły, nie chcę. Dobrze? – wyjąkała i przytuliła się do mamy.

Wypuściłam powietrze i odetchnęłam z ulgą. "Na szczęście nic takiego się nie stało" – pomyślałam. Jednak kiedy spojrzałam na Kasię, zrozumiałam, iż nie mam racji.

Wali się świat


Dla niej to nieprzygotowanie było końcem świata. Najgorszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć. Czymś, co w jej odczuciu uczyniło ją gorszą, mniej wartościową. To pierwsza taka sytuacja w jej życiu. Nie była na nią przygotowana. choćby nie przypuszczała, iż może otrzymać nieprzygotowanie dlatego, iż jeden raz zapomniała zeszytu.

Ile negatywnych emocji się w niej kumulowało? Jak bardzo musiało być jej źle, skoro prosiła, by nigdy nie musiała iść już do szkoły? Ile cierpienia w sobie skrywała? Przypuszczam, iż całe morze mogłaby nim wypełnić.

Przemyślenia


Trudna sytuacja. Całym sercem jestem za Kasią i za innymi uczniami w podobnej sytuacji. Owszem, gdyby ktoś notorycznie jest nieprzygotowany do zajęć, zapomina zeszytu, nie umie, nie odrabia zadań domowych, nauczyciel powinien wyciągnąć konsekwencje.

Jednak choć bym chciała, nie mogę zrozumieć tego, co się wydarzyło. Pierwsza klasa i nieprzygotowanie za brak zeszytu? Czy to dla tych maluchów, które dopiero stawiają swoje samodzielne kroki w tym nowym i nieznanym świecie, nie jest za dużo? Być może nauczycielka nie miała złych intencji, może choćby nie przypuszczała, iż cała ta sytuacja i te dwie literki "np" wywołają lawinę negatywnych uczuć. Że doprowadzą do takiego żalu, smutku i poczucia niesprawiedliwości.

Wiem, iż trzeba uczyć i wymagać, ale czy rozmowa i upomnienie nie wystarczą?


Idź do oryginalnego materiału