"No już, zostaw, mamusia to zrobi" – mówisz, kiedy dziecko próbuje, dość nieporadnie, zasznurować buty. Albo się ubrać. Pochować zabawki. Pokroić naleśnika. Umyć zęby. Przykłady można mnożyć. Z miłości do dziecka rozkładasz nad nim parasol bezpieczeństwa, który ma chronić przed ewentualnymi porażkami. Postępując w ten sposób, odbierasz mu szansę na rozwój, na naukę nowych umiejętności. Pokazujesz, iż będziesz na każde zawołanie.
O ile sytuacje, kiedy brakuje ci cierpliwości, spieszysz się lub robisz coś za dziecko z uwagi na jego bezpieczeństwo, mogą się zdarzać, o tyle notoryczne wyręczanie dziecka w dłuższej perspektywie może wyrządzić mu krzywdę. Takiego zdania jest też nasza czytelniczka Jagoda, mama przedszkolaka. Podczas obiadu w nadmorskiej restauracji zwróciła uwagę na inną matkę, siedzącą z rodziną przy stoliku obok.
Takie zachowanie krzywdzi dzieci
"Drodzy rodzice, apeluję do was, do waszego rozsądku: nie róbcie z waszych dzieci fajtłap, które w dorosłym życiu sobie nie poradzą. Nie wychowujcie dzieci na dorosłych, którzy kiedyś wyprowadzą się na swoje i nie będą w stanie zrobić prania albo ugotować obiadu. Dla których każda porażka będzie końcem świata. Którzy będą myśleć, iż wszystko im się należy, bo są tak wspaniali i wyjątkowi.
Takie refleksje naszły mnie po tym, co ostatnio zobaczyłam. Z partnerem i 5-letnim synkiem pojechaliśmy nad morze. Któregoś razu poszliśmy na obiad do knajpy. Dla mnie takie wyjścia nie są stresujące, uważam, iż dzieci od maleńkości należy przygotowywać do życia w społeczeństwie, uczyć je zasad. Wiem jednak, iż zdaniem niektórych rodzice przyprowadzający dzieci do restauracji zasługują na osobny krąg w piekle...
Tym razem nie będzie to historia o głośnych, rozpieszczonych dzieciakach, które krzyczą, rzucają jedzeniem czy przeszkadzają innym gościom. Będzie o rodzicach, którzy swoją nadopiekuńczością krzywdzą.
My i ta druga rodzina, rodzice i syn, na oko, 12-letni, przyszliśmy mniej więcej w tym samym czasie. Usiedliśmy w sąsiadujących stolikach. Złożyliśmy zamówienie jako pierwsi. W oczekiwaniu na napoje słyszałam, jak tamta rodzina składała zamówienie. Pomijam już fakt piwa do obiadu dla obojga rodziców, choć dla mnie to bardzo nieodpowiedzialne. To, co mnie poraziło, to relacja matka-syn. Ta kobieta czytała synowi prawie całe menu, dopytywała, co chce zamówić. W końcu się zdecydował na danie z sekcji dla dzieci: kotleta z kurczaka z frytkami. Zdziwiłam się, bo choćby mój 5-latek nie jada w ten sposób, a co dopiero 12-letnie dziecko.
My zamówiliśmy ryby, uprzedzano nas, iż będziemy musieli trochę dłużej czekać. Tamta rodzina musiała zamówić coś szybszego w przygotowaniu, bo dostali swoje jedzenie przed nami. Normalnie nie zaglądam ludziom w talerz, ale po dziwnym zamówieniu tego chłopca nie mogłam się powstrzymać. Ojciec od razu zajął się swoim talerzem, a ta matka, zamiast też zacząć jeść, zaczęła kroić synowi kotleta. Przypominam: ten chłopiec mógł mieć z 12 lat, na pewno chodził już do szkoły, nie był nieporadnym dzieciaczkiem, który dopiero uczy się samodzielnie jeść!
Tylko czekałam, aż nabije ten kawałek kotleta na widelec i włoży mu go do buzi, ale na szczęście chłopak tyle był w stanie ogarnąć. W międzyczasie przyszło nasze jedzenie i zajęłam się swoim dzieckiem, ale nasłuchiwałam i kątem oka zerkałam, co tam obok się dzieje. W pewnym momencie chłopak powiedział, iż jednak chciałby frytki z keczupem. Ojciec odpowiedział mu, iż stoi na ladzie. Chłopiec ani drgnął, za to matka jak z procy ruszyła po butelkę.
Musiałam wyglądać jak surykatka, bo partner upomniał mnie dyskretnie, żebym się opamiętała – rzeczywiście, byłam tak zaaferowana tą scenką, iż trochę odpłynęłam. No ale powiedzcie mi: przecież to nie jest normalne!
Żal mi tego chłopca, żal mi też tego ojca, bo miałam wrażenie, iż już dawno się poddał. Bardzo dziwię się tej kobiecie. Wątpię, żeby to przeczytała, ale może przeczyta to inny rodzic, który zachowuje się podobnie: pozwól swojemu dziecku na samodzielność. Robiąc coś takiego, wychowasz nieudacznika, a przy tym wystawiasz go na pośmiewisko innych. Naprawdę tego dla niego chcesz?".