Takie zachowanie odbiera dziewczynkom ich samodzielność. Dlaczego je krzywdzicie?

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Dziś przyjaźnie wygląda inaczej. Czy to nasza wina? fot. Vitolda Klein/pexels


Jako rodzice dążymy do tego, by nasze dzieci miały bezpieczne dzieciństwo. Zamiast im pozwolić uczyć się na własnych błędach, próbujemy ochronić je przed ich popełnieniem. Nasza czytelniczka zauważyła, iż dziś szczególnie strzeżone są dziewczynki. Ich wychowanie porównuje do "zamknięcia w złotej klatce".


"Ostatnio czytałam na waszym serwisie list od mamy, która martwi się o swoje dziecko. Pełna obaw nie chce jeszcze pozwolić córce na samodzielność, podczas gdy tata dziewczynki chce ją zmusić, np. do chodzenia do szkoły bez opieki dorosłego. Mowa była o 8-letnim dziecku, jednak czy ta kobieta zmieni zdanie za rok, dwa, trzy? Wyglądając za okno, mam wątpliwości. Bo nie ona jedna tak ma.

Brak zaufania do świata


Ile byśmy nie wkładali dzieciakom do głowy zasad bezpieczeństwa, to nigdy nie poczujemy, iż są odpowiednio zabezpieczone. Żadne smartwatche, GPS-y w telefonach, czy kamery na osiedlach w tym również nie pomogą. Świat jest okropny i my mamy tego (zbyt dużą) świadomość. W imię troski zamykamy nasze dzieci w złotych klatkach.

Kiedyś był trzepak i obowiązki, dziś lęk i wyręczanie: 'niech lepiej sama do sklepu nie chodzi', 'do szkoły zawiozę', 'jeszcze nie pora na samodzielność'. Rodzicom się wydaje, iż gdy zamkną swoje pociechy w domach, to tam będą one bezpieczniejsze. Kiedyś jednak przecież przyjdzie czas samodzielność, ale już nie będzie czasu w małe kroczki, pozostanie skok na główkę na głęboką wodę.

W czterech ścianach


Już jakiś czas temu czytałam książkę Jespera Juula. Zauważył, iż dzieci potrzebują czasu i przestrzeni bez dorosłych, by nauczyć się społecznych kompetencji. Izolując dzieci od zagrożeń, izolujemy je także od rówieśników oraz od cennych życiowych lekcji.

Ostatnio przyszła do córki koleżanka i pytają, czy mogą wyjść na dwór. Na co znajoma, iż jak skończymy kawę. Choć to 9-latki, absolutnie nie widziała opcji, by wyszły same. Uznała także, iż w sumie po co wyjść, skoro i tak są zbyt duże na plac zabaw.

Nikt nie ma czasu w odwiedziny, bo nauka. A jak już się spotkają w domu, to obserwuję, jak trudno im się zgrać. Jakby nie wiedziały, jak się bawić, czy choćby rozmawiać ze sobą.

Widziałaś ostatnimi czasy 10-latkę, która sama siedzi pod blokiem? Pewnie nie. A grupę dziewczynek, bez opieki? U nas czasem się zdarzają na osiedlu, ale przynajmniej jedna musi mieć telefon lub smartwatch. Mam wrażenie, iż rodzice woleliby, by popisały do siebie tylko na komunikatorach, jakby zabawa na świeżym powietrzu była przereklamowana. Co ciekawe, chłopców w tym wieku widuję. Grają w piłkę na boisku lub na trawniku. Plotkujące nastolatki na huśtawce... nigdy.

Godzinami plotkowałyśmy


Dziś dziewczynki siedzą w domach albo są pod ciągła opieką, kontrolą i nadzorem dorosłych. A pamiętasz, jak było, gdy ty byłaś dzieckiem? Zero telefonów i często także kontroli, gdzie jesteśmy i co robimy.

Ja sama wychodziłam na rower. Dziś słucham, jak bardzo to nieodpowiedzialne! Z przyjaciółką godzinami siedziałyśmy na murku lub huśtawkach i plotkowałyśmy. Z dala od rodziców i wścibskich uszu koleżanek czy kolegów, omawiałyśmy istotne kwestie. Zasada była jedna: wrócić na czas (co też nie zawsze się udawało).

Mama także posyłała mnie po drobne zakupy, gdy czegoś zabrakło. Taki dorosły obowiązek. Dziś widzę zdziwione spojrzenie: 'samą córkę puszczasz, nie boisz się?'.

Patrząc z perspektywy, owszem, było sporo niebezpiecznych sytuacji, ale także ogrom frajdy i cała masa samodzielności. To o tym staram się myśleć jak najczęściej. Sama jestem mamą i wiem, iż to niełatwe zadanie porzucić te wszystkie lęki. Jednak zbytnio chroniąc nasze pociechy przed jednym zagrożeniem, możemy narobić większego kłopotu i to na całe życie".

Idź do oryginalnego materiału