Tatusiu, będę jadła bardzo mało. Nie oddawaj mnie do domu dziecka – błagała dziewczynka, ocierając łzy

newsempire24.com 18 godzin temu

Tatusiu, będę jadła bardzo mało. Nie oddawaj mnie do domu dziecka błagała dziewczynka, ocierając łzy.
W małej wsi, gdzie ulice tonęły w pyle, a domy stały blisko siebie, mieszkała zwykła rodzina. Wojciech i Jolanta ludzie, którzy wiele przeszli w życiu. Nie byli bogaci, ale głodu też nie cierpieli. Ich dni wypełniała praca w polu, troska o dzieci i codzienne obowiązki. Wydawało się, iż ich życie jest pełne i szczęśliwe. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Jolanta dowiedziała się, iż znów jest w ciąży.
Wojciech był człowiekiem praktycznym i rozsądnym. Uważał, iż powiększanie rodziny, gdy ledwo starcza na utrzymanie trojga dzieci, to szaleństwo. Pieniędzy brakowało na najpotrzebniejsze rzeczy, a teraz jeszcze jedno dziecko.
Jolanta, całkiem cię pogięło? Masz już czterdzieści trzy lata! Ledwo dajemy radę z tymi, co są, a teraz Wojciech długo szukał słów, by wyrazić rozczarowanie.
Ale Jolanta była nieugięta. Czuła, iż to dziecko musi się urodzić. Dla niej ta decyzja była głęboko osobista, ważniejsza niż wszystkie argumenty rozsądku.
Gdy na świat przyszła Kinga, Wojciech choćby nie pojechał po żonę ze szpitala. Narodziny dziewczynki były dla niego jakby gdzieś na marginesie życia. Kiedy wrócił do domu, wszystko wyglądało tak samo tylko teraz wśród rodziny była jeszcze jedna mała dziewczynka, która niemal od razu zniknęła w tłumie starszego rodzeństwa.
Wojciech, zobacz, jaka ona śliczna! Jolanta patrzyła na noworodka z miłością, ale w oczach męża nie było ani odrobiny ciepła.
Młodsza córka rosła w cieniu starszych dzieci i chłodu ojca. Siostry i brat prawie jej nie zauważali. Jolanta starała się dać Kindze wszystko, co mogła, ale jej siły nie były nieskończone. Często dziewczynka zostawała sama, zatopiona w myślach, próbując zrozumieć, dlaczego ojciec, którego tak bardzo pragnęła zadowolić, nie zwraca na nią uwagi.
Kinga marzyła, iż jeżeli zrobi coś wyjątkowego, ojciec w końcu ją zauważy. choćby w wieku sześciu lat wciąż miała nadzieję, iż zacznie się z nią bawić lub chociaż do niej odezwie. Śledziła go wzrokiem, gdy rozmawiał z innymi dziećmi, ale on zawsze odwracał wzrok.
Tato, zobacz, jakie jagody zebrałam! pewnego dnia Kinga podbiegła do niego z koszykiem pełnym malin.
Ale Wojciech tylko zmarszczył brwi:
Postaw na stole, nie mam czasu.
Pewnego dnia, gdy Kinga skończyła sześć lat, poszła z mamą do lasu na grzyby. Z euforią zbierała ulubione grzyby ojca, marząc, iż tego wieczoru spędzą razem czas przy rodzinnym stole. Wierzyła, iż w ten sposób zdobędzie choć trochę jego uwagi.
Ale los zadecydował inaczej. Nagle lunął deszcz. Jolanta, spiesząc się do domu, potknęła się o korzeń i upadła. Kinga, przestraszona, upuściła wiaderko z grzybami i pobiegła do domu.
Tato, mama upadła! krzyknęła, ledwo łapiąc oddech.
Wojciech siedział przy stole i nie od razu zrozumiał, co się dzieje.
Mama nie wstaje! powtarzała Kinga, wskazując w stronę lasu.
Rodzina ruszyła na pomoc. Gdy dotarli na miejsce, Jolanta leżała bez ruchu. Lekarze później powiedzieli, iż zmarła natychmiast, uderzywszy głową o pień.
Od tego dnia życie Kingi zmieniło się na zawsze. Wojciech, po pogrzebie żony, zaczął obwiniać najmłodszą córkę.
To przez ciebie! krzyczał na Kingę, gdy płakała w kącie. Ty ją zabiłaś!
Starsze dzieci, wspierając ojca, domagały się, by pozbył się winowajczyni. Otoczona nienawiścią i oskarżeniami, Kinga czuła, jak jej świat się rozpada. Nie rozumiała, dlaczego nikt jej nie kocha i dlaczego cały ból rodziny spadł właśnie na nią.
Tato, wyrzuć ją! To przez nią mamy już nie ma nalegała najstarsza siostra, patrząc na ojca z wyrzutem.
Gdy babcia Wojciecha, widząc te sceny, zabrała Kingę do siebie, dziewczynka odetchnęła z ulgą. Ale niedługo zrozumiała, iż i tu nie jest chciana. Pewnego dnia przypadkiem podsłuchała rozmowę między babcią a ojcem.
Nie ma dla niej miejsca u nas, mamo mówił Wojciech. Ty sama nie jesteś już młoda, by zajmować się jeszcze jednym dzieckiem.
Kinga zastygła za drzwiami, czując, jak każde słowo rani ją jak nóż.
Ale to przecież twoje dziecko, tak samo jak reszta. Jak możesz oddać ją do domu dziecka? sprzeciwiła się babcia.
A jak mam wyżywić czwórkę? odparł Wojciech z lodowatym spokojem.
Nie wytrzymała. Wbiegła do pokoju.
Tatusiu, będę jadła bardzo mało! Proszę, nie oddawaj mnie do domu dziecka! błagała, ocierając łzy drżącymi rękami.
Ale ojciec tylko odwrócił wzrok, jakby jej słowa były bez znaczenia.
Przyzwyczajenie się do domu dziecka okazało się niezwykle trudne. Długo Kinga czekała, iż ktoś przyjdzie po nią. Ale z czasem zrozumiała: nikt nie przyjdzie. Gdy dorośli przychodzili wybierać dzieci, wszystkie biegły do nich z nadzieją wszystkie oprócz Kingi. Skoro choćby własny ojciec ją odrzucił, po co komukolwiek miałaby być potrzebna?
Mijały lata. Gdy Kinga skończyła dom dziecka, postanowiła wrócić do rodzinnej wsi. Głęboko w sercu wciąż miała nadzieję, iż zobaczy choć cień euforii lub akceptacji. Ale rzeczywistość okazała się brutalna.
Gdy przekroczyła próg domu, najstarsza siostra, która ledwo ją poznała, powitała ją lodowatym spojrzeniem.
Kinga, nie ma tu dla ciebie miejsca. Po co przyjechałaś? zapytała ostrym tonem.
Kinga przełknęła ślinę, czując, jak każde słowo siostry wbija się w jej serce, ale starała się zachować spokój.
To przecież też mój dom. Wróciłam powiedziała, starając się brzmieć pewnie, ale głos jej zadrżał.
Siostra tylko prychnęła z pogardą.
Wracają tam, gdzie ich chcą. A tu nikt na ciebie nie czeka. Tu mieszkam ja z rodziną i ojciec. Dla ciebie tu nie ma miejsca.
Wtedy z domu wyszedł ojciec. Zatrzymał się, widząc najmłodszą córkę. Jego twarz była bez wyrazu, jakby patrzył na pustkę. Kinga, poczuwszy słaby promyk nadziei, z

Idź do oryginalnego materiału