Moda na zbieranie karteczek w latach 90. panowała głównie wśród dziewczynek, ale zdarzali się też chłopcy, którzy mogli się pochwalić okazałymi kolekcjami. Karteczki pochodziły z małych notesików lub zeszytów, były ozdobione motywami zwierząt, postaci z popularnych bajek etc. Mniejsze karteczki trzymało się w albumie na zdjęcia, te większe w segregatorze z koszulkami. Najbardziej pożądane były oczywiście te najrzadsze i te, które miały najbardziej wyraziste kolory. Kiedy rozlegał się dzwonek na przerwę, dziewczynki wyciągały z plecaków swoje kolekcje i chwaliły się tym, co udało się ostatnio zdobyć. Zaczynały się wymiany i targowanie.
REKLAMA
Segregator z karteczkami archiwum prywatne
Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Najbardziej pożądane: pachnące i z brokatem
- Karteczkowy szał przypadł na okres, gdy chodziłam do piątej klasy podstawówki. W mojej szkole największym zainteresowaniem cieszyły się dwa rodzaje karteczek: z motywem czarodziejek Witch oraz Diddl. To taka myszka z niemieckiego komiksu - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Natalia. - Prawdziwą zdobyczą były karteczki zapachowe z Diddl. To była seria, na której myszka trzymała różne przedmioty, a jak się je pocierało, pachniały. Mama wpadła na pomysł, żeby podbić "wartość rynkową" moich karteczek i spryskała je perfumami. Ten trik nieco pomógł w łowach. Pamiętam też, iż prawdziwym skarbem były karteczki z brokatem. Za jedną taką trzeba było dać na wymianie sześć zwykłych - dodaje nasza rozmówczyni.
Karteczki miały motywy z popularnych bajek archiwum prywatne
Były wymiany. Były i małe wyłudzenia
- Jako dziecko wręcz z opętaniem zbierałam karteczki. Małe, duże, miałam ich całe mnóstwo. Chyba wszystkie pieniądze na to wydawałam. Mój brat też zbierał i pamiętam, iż bardzo chciał zdobyć bardzo rzadką karteczkę z jakimś sportowcem. Miała ją jedna z moich koleżanek - wspomina Ola. - Była starsza i gdy się zorientowała, iż mi na niej bardzo zależy, to wyłudziła ode mnie jedne z najlepszych moich karteczkowych okazów. Byłam dumna, iż skombinowałam karteczkę dla brata, ale jak wróciłam do domu, to okazało się, iż on już tego dnia zdobył dwie takie. Byłam zdruzgotana, ale to była dla mnie prawdziwa lekcja życia - dodaje Ola.
Nie wszystkim nauczycielom się to podobało
- Pamiętam, iż u mnie w szkole zapanował taki szał na karteczki, iż w końcu niektórzy nauczyciele zabraniali przynosić je do szkoły. Złościło ich, ze o niczym innym nie myślimy, nie koncentrujemy się na lekcjach, tylko przebieramy nogami, żeby jak najszybciej zacząć się wymieniać - wspomina Kasia, która zbierała karteczki na przełomie lat 80. i 90. - No i na przerwach nie jadłyśmy drugiego śniadania, niektóre dziewczyny opuszczały obiad, nie chodziłyśmy do WC, żeby nie tracić czasu i nie przegapić jakiegoś cennego okazu, który ktoś puszczał na wymianę - śmieje się nasza rozmówczyni.
Dzieci wiedziały, gdzie kupić najlepsze notesiki
- Karteczki trzymała w albumie na zdjęcia. Do każdej przegródki wkładałam po kilka, żeby mieć na wymiankę. Całe bloczki trzymałam w domu. Najcenniejsze byłe dla mnie takie w intensywnych kolorach, oczywiście z "Króla Lwa", który był moją ulubioną bajką. Najmniej chodliwe były te wyblakłe z motywami z jakichś starych bajek - wspomina Magda. - To były czasy, kiedy asortyment w każdym sklepie był inny. Niektóre wzory się powtarzały, oczywiście, ale każdy papiernik miał coś innego. W latach 90. namówić jednak matkę, aby leciała z tobą na drugi koniec dzielnicy po karteczki, nie było łatwo. Rodzice byli mniej skłonni do poświęceń, dlatego jeżeli już byliśmy gdzieś w innej części Ursynowa, od razu pędziłam do "Norki" czy "Żaka" po łupy za całe kieszonkowe - dodaje nasza rozmówczyni.A Ty? Co zbierałeś/zbierałaś jako dziecko? Zachęcamy do komentowania i udziału w sondzie