Tego, co stracone, nie odzyskasz: opowieść o prawdziwym szczęściu

polregion.pl 2 godzin temu

Kogo nie zachowałeś tego nie odzyskasz: historia o prawdziwym szczęściu

Oj, dzieciaczki, przysiądę tu bliżej pieca, bo kości już bolą, a myśli same cisną się na usta. Posłuchajcie więc, jak to bywa w życiu

Dawno temu, gdy drzewa były wyższe, a serca szczersze, żyła sobie młoda kobieta o imieniu Hania. Prawdziwa piękność, niby makowy kwiat o poranku, dobra jak świeżo upieczony chleb, który pachnie domem. Jej uśmiech był ciepły jak wiosenne słońce, a dusza czysta niczym źródlana woda.

Pokochała chłopaka imieniem Wiesiek. Przyszły bohater barczysty, z czarnymi jak smoła brwiami i głosem dźwięcznym jak dzwon na Wielkanoc. Ale, niestety, w środku kipiała w nim pycha, jak w garnku z zupą. Zdawało mu się, iż świat mu coś winien, a życie powinno ścielić przed nim czewony dywan.

Wkrótce po ślubie Hania zaszła w ciążę. Poszli razem na USG, a lekarz powiedział: Będzie chłopiec. Ojej, jakże Wiesiek wtedy promieniał! Biegał po mieście, krzyczał, iż będzie miał następcę. W kawiarni zamawiał szampana, przed kolegami przechwalał się, iż jego syn zostanie albo wielkim biznesmenem, albo choćby prezydentem.

Ale życie lubi wprowadzać własne poprawki. Kiedy nadszedł czas, Hania urodziła dziewczynkę delikatną, cichą jak promyk księżyca w ciemną noc. Nazwali ją Zosia, bo była dla matki prawdziwym światłem.

I wiecie, co zrobił Wiesiek? Do szpitala nie przyszedł. Mówił, iż potrzebuje syna, spadkobiercy, a dziewczynkę, jak tłumaczył swojej matce, można gdzieś przygarnąć. I tak Hania została sama z niemowlęciem na rękach.

Gdzie iść? Do kogo się zwrócić? W końcu zamieszkała w starej kamienicy z babcią Jadzią. Ach, co to była za kobieta! Gorącą herbatę poda, pieluszki upierze, dobrą radą wesprze. Bo, dzieci, zapamiętajcie: rodzina to nie zawsze ci, z którymi łączą cię geny, ale ci, którzy stoją przy tobie, gdy w duszy ciemno i zimno.

Żyli skromnie, bez luksusów. Hania pracowała na dwóch etatach: w dzień sprzedawała gazety i drobiazgi w kiosku, a w nocy zamiatała biura. Dłonie spękane od chłodu, plecy obolałe od zmęczenia, ale serce ciepłe, bo dla niego to wszystko? Dla córeczki, która rosła piękna i mądra, z jasnymi oczami i dobrym sercem.

Minęło wiele lat. Zosia wyrosła na młodą dziewczynę, pomagała matce i marzyła o studiach. Pewnego dnia, wracając do domu, Hania zobaczyła przy ulicy czarnego, noc bezksiężycową mercedesa. Obok stał mężczyzna w drogim garniturze i z ciężkim złotym pierścieniem na palcu. Przy nim dziesięcioletni chłopiec, żywa kopia ojca z młodości.

Hania poznała go od razu Wiesiek. On też na nią spojrzał i jakby skamieniał. W tej samej chwili Zosia, trzymając matkę za rękę, cichutko zapytała:
Mamo, kto to?

Wiesiek zbladł. W tej dziewczynie zobaczył siebie ten sam uśmiech, ten sam wzrok. Jego krew, jego dziecko ale wychowane nie przez niego, a obcymi rękami. I wtedy chyba uderzyło go uświadomienie: sam kiedyś odrzucił to szczęście.

Zrobił krok do przodu, chciał coś powiedzieć. Może przepraszam, może byłem głupcem. Ale słowa utkwiły mu w gardle. Bo co mógł teraz? Lat nie cośniesz, a zaufania nie kupisz choćby za górę złota.

Hania tylko mocniej przytuliła córkę i spokojnie powiedziała:
Nie myśl o nim, słoneczko moje.

Poszły dalej swoją drogą. Może i nie miały milionów, ale miały coś cenniejszego miłość i wsparcie. Bo, dzieci, pamiętajcie: szczęście nie leży w pieniądzach, samochodach ani błyszczących pierścionkach. Szczęście jest tam, gdzie są ciepłe dłonie i szczere serce, gdzie ktoś na ciebie czeka i kocha bez warunków.

A Wiesiek? Pozostał ze swoją pustką, wśród luksusów, ale bez ciepła. Bo kto nie dba o miłość w porę ten choćby w złocie się kąpał, i tak będzie miał duszę zimną jak lód.

Otóż tak bywa w życiu. Nie lekceważcie tych, którzy są przy was, bo czasem straconej szansy już nigdy nie odzyskacie.

Idź do oryginalnego materiału