Ten plan lekcji to jakaś porażka. Chyba przepiszę dziecko do innej szkoły

mamadu.pl 2 dni temu
Niektóre szkoły w tym roku są wyjątkowo obciążone liczbą uczniów. Wszystko dlatego, iż do szkół doszli uczniowie z Ukrainy, którzy od tego roku muszą spełniać obowiązek szkolny w polskich placówkach. Zobaczcie, co o przepełnionych klasach napisała mama 7-latki.


Bliskość szkoły to plus


Beata jest mamą 7-letniej dziewczynki, która właśnie zaczęła szkołę podstawową: "Moja córka jest uczennicą 1 klasy. To dla całej rodziny przecieranie nowych szlaków, bo Marysia jest najstarszym dzieckiem i nie mamy jeszcze żadnego doświadczenia jako rodzice 'szkolniaka'. Mieszkamy na dużym nowym osiedlu bloków i prawie naprzeciwko blokowiska jest duża szkoła, więc córka ma bardzo prostą i szybką trasę do niej.

Wystarczy, iż wyjdzie z osiedla, dojdzie do przejścia dla pieszych i już praktycznie jest przy bramie szkoły. Kupiliśmy mieszkanie w tym miejscu właśnie m.in. ze względu na odległość szkoły i przedszkola, bo dzięki temu trójka naszych dzieci nie musi przemierzać długiej drogi do placówek. Byliśmy bardzo zadowoleni, iż Marysia w niedługim czasie będzie mogła do szkoły chodzić samodzielnie, ale po ostatnich kilkunastu dniach w tej placówce poważnie myślę o przepisaniu jej".

"Szkoła to moloch"


"Chodzi o to, iż zapisując córkę, kierowałam się przede wszystkim odległością szkoły. Oczywiście podstawówka ma też niezłą renomę, jeżeli chodzi o nauczycieli i poziom nauczania. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, iż do tej samej podstawówki przynależą dwa ogromne osiedla bloków w naszym sąsiedztwie oraz sporo domów jednorodzinnych. To taka nowsza część miasta na obrzeżach, więc mieszkają tam głównie młodzi ludzie z dziećmi" – opowiada mama dziewczynki. I dodaje:

"Możecie sobie więc wyobrazić, iż w szkole jest prawdziwy tłok. Jest sześć klas pierwszych, a z wyższych roczników też wcale tych dzieci nie jest mniej. To sprawia, iż szkoła stała się przytłaczającym molochem, co dla naszej spokojnej 7-latki jest sporym przeciążeniem. Marysia wraca ze szkoły przebodźcowana, wspomina czasami, iż na przerwach bywa bardzo głośno".

Plan niedostosowany do małych dzieci


"Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż przy takiej liczbie uczniów dyrekcja ma ogromny problem z ustaleniem planu lekcji. Okazało się, iż w tym semestrze moje dziecko jest w popołudniowej grupie i zaczyna lekcje po szkolnym obiedzie, bo rano są poranne zmiany klas. Takim sposobem codziennie Marysia ma lekcje od 12:30 i najczęściej kończy 15:30 albo 16:20.

Jak to dziecko ma się czegokolwiek nauczyć, skoro o tej porze ma zajęcia? Ona, już idąc na pierwszą lekcję, nie jest całkowicie wypoczęta w takim układzie. Dodatkowo teraz we wrześniu nie ma tego problemu, ale zimą o 16:20 będzie już totalnie ciemno i nikomu nic się nie będzie chciało. Kiedy to dziecko ma się uczyć czytania albo korzystać z czasu wolnego?

Dyrekcja obiecuje, iż w II semestrze będzie odwrotnie i klasa córki będzie w porannej zmianie, ale do tego czasu jeszcze cały semestr. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie przepisać jej gdzieś, gdzie będzie mniej uczniów i bez problemu dzieci mogą chodzić na rano do placówki..." – denerwuje się mama 7-latki.

Idź do oryginalnego materiału