Atmosfera w szkole to prawdziwy rollercoaster. Zdarza się (i to niestety stosunkowo często), iż uczniowie wyśmiewają swoich kolegów. Tych słabszych, tych, którzy nie mają komórki, wypasionego zegarka czy markowych ciuchów. Niekiedy dokuczają też tym, którzy otrzymują lepsze oceny. Powodów tak naprawdę jest wiele, a każdy z nich może stać się wodą na młyn.
Co za niesprawiedliwość
Na moją skrzynkę mailową trafił list naszej czytelniczki. Dotyczy on szkolnej rzeczywistości i tego, z czym jeden z uczniów musi się mierzyć. choćby nie codziennie, a w konkretne dni. A dokładniej wtedy, kiedy przypada pewna lekcja. O czym mowa? Przeczytajcie same.
"Serce mi pęka, kiedy patrzę na cierpienie własnego dziecka. Mój syn, wrażliwy i pełen dobrych chęci chłopiec, stara się sprostać wymaganiom stawianym przez szkołę. Dodam tylko, iż ma 10 lat. Maluchem nie jest, ale odpornym na docinki kolegów nastolatkiem też nie.
To, co spotyka go na lekcjach wychowania fizycznego, jest dla niego źródłem nieustannego stresu i upokorzenia.
Nie potrafię pojąć, jak można wciąż zmuszać dzieci do brania udziału w lekcji, która nie tylko nie uczy niczego mądrego, ale wystawia je na pośmiewisko. Mój syn wraca do domu ze łzami w oczach, za każdym razem, gdy zostaje zmuszony do rywalizacji, której nie jest w stanie podołać. Szyderstwa kolegów, złośliwe uwagi i śmiech sprawiają, iż coraz bardziej zamyka się w sobie.
Wychowanie fizyczne ma dwa razy w tygodniu i w te dni najchętniej nie chodziłby do szkoły. Już z rana humor mu nie dopisuje, jest smutny i przygnębiony, bo wie, co go w szkole czeka.
Mój syn jest chłopcem o delikatnej budowie. Nie lubi grać w piłkę, nie biega szybko, nie chce rywalizować. Woli posiedzieć i książkę poczytać, niż pójść na boisko. W sumie rozgrywki z kolegami to dla niego najgorsza kara.
Nie mogę go wypisać z wychowania fizycznego, bo nie mam takich podstaw. Ale jeżeli tak dalej pójdzie, to nie wiem, czy nie będę musiała go przenieść do prywatnej szkoły. Może tam będzie mu lepiej? Najlepiej, jakby ten przedmiot wymazali z planu lekcji. O i były spokój".
Kilka słów podsumowania
Fakt, sytuacja nie jest do pozazdroszczenia. Jednak najbardziej zastanawia mnie jedna rzecz. Gdzie w tym wszystkim są nauczyciele? Nauczyciel wychowania fizycznego, wychowawca, pedagog szkolny? Czytelniczka o nich nie wspomina, tak, jakby w ogóle nie byli zainteresowani tym, co dzieje się na lekcji.
Może, zamiast podejmować drastyczne kroki i przenosić chłopca do innej szkoły, lepiej poszukać pomocy i wsparcia? Ja przynajmniej bym poszła właśnie w tym kierunku.