Ten szkolny trend niszczy nasze dzieci. "Rodzice, ogarnijcie się"

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Tych dzieci nie interesuje nic poza tym, co jest na ekranie komórki. fot. Marek BAZAK/East News


W dzisiejszych czasach rodzicom trudno wyobrazić sobie, iż nie mają bezpośredniego kontaktu z dzieckiem, dlatego tak gwałtownie ulegają na prośby pociechy o własny telefon. Telefon daje opiekunom olbrzymie poczucie kontroli i bezpieczeństwa, jednak czy mają oni świadomość, co tak naprawdę robią ich dzieci? "Ta skala jest przerażająca!" – ostrzega Beata.


"W naszej szkole niestety brakuje nauczycieli i siłą rzeczy placówka nie ma jak zorganizować opieki dla dzieci. By uczniowie mogli opuścić placówkę, jest prośba do rodziców o zaangażowanie się w wycieczki. Choć pewnie nie każdemu na rękę jest branie wolnego, to jednak uważam, iż to fajny sposób, by lepiej poznać panią, a także kolegów i koleżanki dziecka.

Po co w ogóle wycieczka?


Syn długo czekał, kiedy i ja pojadę. Rok temu jednak urodziłam córeczkę i nie bardzo miałam jak się wyrwać. Teraz gdy córka jest większa, postanowiłam spełnić prośbę syna i zgłosiłam się jako dodatkowa opieka na wycieczkę. W sumie to się bardzo cieszyłam, jednak mój entuzjazm zgasł, gdy tylko wsiedliśmy do autobusu.

Syn jest w klasie trzeciej i jeszcze nie ma telefonu komórkowego. Uważam, iż to zbyt wcześnie. Wspominał, iż część dzieci już ma, ale takiego widoku się nie spodziewałam. Gdy tylko wsiedliśmy do komunikacji miejskiej, większość dzieci momentalnie wyciągnęła z plecaków oraz toreb telefony i zaczęła na nich grać. Dzieciaki łaskawie schowały je, gdy musieliśmy wysiąść.

Choć była to wycieczka do muzeum, to jednak interaktywnego i ciekawego. Nie to, co za 'naszych' czasów. Do dziś mam dreszcze, jak pomyślę o tych nudnych przewodniczkach, muzealnych kapciach i nieustannym upominaniu, by być cicho. Mnie osobiście zachwyca to nowoczesne podejście, które daje możliwość nie tylko oglądania, ale dotykania eksponatów czy eksperymentowania. Przewodnik też petarda, człowiek z olbrzymią wiedzą, pasją i co najważniejsze podejściem do dzieci. Ale co z tego... skoro miał konkurencję.

Wylogowani


Niestety sporo dzieci z tej muzealnej lekcji nie wyniosło absolutnie nic, bo nieustannie były wpatrzone w telefony. Siadali z boku lub szukali okazji, by tylko wyciągnąć telefony i włączyć jakąś grę. Na uwagi moje czy nauczyciela reagowali wzruszaniem ramion. Miałam ochotę wyrwać im wszystkim te telefony i powiedzieć, iż oddam im po powrocie. Ale co ja mogłam zrobić, skoro mama i tata pozwolili?

Mój syn prędzej czy później dostanie telefon, ale nie wyobrażam sobie, by nie miał ograniczeń czasowych lub by nie obowiązywały go żadne zasady. Skoro rodzice chcą mieć kontakt ze swoją pociechą, przecież są aplikacje, które mogą zablokować gry na czas zajęć lekcyjnych (wycieczka to też lekcja), ale oni najwyraźniej nie czują takiej potrzeby. Niektórzy z nich nie mają w ogóle pojęcia, co ich dziecko robi na telefonie, a są i tacy, co choćby się kłócą, iż granie w gry to przecież świetny relaks.

Jeśli nic się nie zmieni w podejściu rodziców, to to będzie stracone pokolenie: uzależnione od ekranów, niepotrafiące rozmawiać ze sobą twarzą w twarz. Pokolenie niezainteresowane niczym, które nie będzie umiało bawić i śmiać się w realnym świecie.

Wręczając telefon bez ustalenia jakichkolwiek zasad, dajecie przyzwolenie na to, by wasza pociecha wylogowała się z prawdziwego życia.

Ogarnijcie się!".

Idź do oryginalnego materiału