Polskie szkolnictwo kuleje na wielu płaszczyznach - także jeżeli chodzi o to, jak przeładowane podręcznikami są plecaki uczniów.
Nauczyciel Roku 2013, Marcin Zaród, zwrócił uwagę na to, iż system edukacji dosłownie dobija uczniów, którzy się w nim znajdują.
Za pomocą wymownego zdjęcia i przejmującego opisu, nauczyciel opowiedział o tym, jak polskie szkolnictwo krzywdzi uczniów - także nic nie robiąc z przepisami dotyczącymi ciężarów plecaków.
Ciężar szkolnictwa przygniata dzieci
Marcin Zaród, który był Nauczycielem Roku 2013, to nauczyciel angielskiego w tarnowskim liceum oraz prezes Stowarzyszenia "Tarnowska Akademia Nauki". Jak sam o sobie pisze: "ekspert w dziedzinie edukacji hybrydowej i nowoczesnych podejść metodycznych". Jeden z najlepszych belfrów w Polsce opublikował na swoim profilu na Facebooku zdjęcie, które po przeczytaniu opisu bardzo porusza.
Zaród zamieścił zdjęcie rozerwanego plecaka, który, jak sam napisał, należy do jednej z jego uczennic, uczęszczającej do 6 klasy szkoły podstawowej. Zdjęcie pokazuje plecak wypełniony książkami, który na środku od góry jest rozerwany. W opisie możemy przeczytać:
"Fejsbuk pyta: 'O czym myślisz?' Myślę o szóstoklasistce, której nowiutki, kupiony w tym roku przez rodziców plecak, nie wytrzymał starcia z przeładowaniem podręcznikami w polskiej szkole. NIKOGO u góry to nie interesuje. Ani przeładowanie podstaw programowych, ani przeładowanie kilogramami, które dziecko jest zmuszone brać co rano na swoje barki".
W dalszej części wpisu nauczyciel słusznie punktuje polski system edukacji, który kuleje, ale od dzieci wymaga, by dokonywały niemożliwego – w tym codziennego dźwigania kilkunastu kilogramów, które przewyższają przepisowe 10-15 procent ich masy ciała.
"Dobijamy te dzieci"
Zaród napisał o tym, jak kuriozalne jest noszenie codziennie przez dzieci tylu kilogramów. Według niego to genialna metafora do tego, co dźwigać muszą uczniowie w polskim systemie edukacji i z czym muszą się mierzyć każdego dnia, chodząc do szkoły.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż nikt z tym nic nie próbuje zrobić. Rząd ma czas i środki, by walczyć z nauczycielami, którzy mają już dosyć złego traktowania. MEiN ma chęci i możliwość, by chwalić się tym, ile na co pieniędzy przeznacza. Ale nikt z rządzących nie ma możliwości, by zapewnić w szkole szafki dla uczniów, by nie musieli codziennie dźwigać kilkunastu (a czasem i kilkudziesięciu!) kilogramów na plecach. Nie mają możliwości digitalizacji i wyświetlania treści na rzutnikach czy "wrzucania" treści z podręcznika do systemu komputerowego, tak aby dzieci mogły wszystko przeczytać np. na laptopie.
"Dobijamy te dzieci
- fizycznie (kilogramami), a potem proponujemy zajęcia korekcyjne
- psychicznie, przyczyniając się do tego, iż nie mogą "ogarnąć' tego, co się na ich barki wpycha (tutaj też kamyczek do ogródka firm zarabiających na social mediach) - a potem szukamy psychologów do szkół, żeby pomogli (w międzyczasie zamykając oddziały psychiatryczne)
- mentalnie, programem trzech lat gimnazjum wpakowanym w dwa ostatnie lata podstawówki, a potem próbujemy wysłać do poradni profilaktyczno-terapeutycznych" - napisał pod ujmującym zdjęciem nauczyciel angielskiego.
Zamiast tego maluchy i nastolatki dzień w dzień targają te wielkie i ciężkie cegły, jakimi są ich plecaki. Rodzice tylko szukają takich tornistrów, które będą wytrzymałe, poradzą sobie z takim ciężarem. Dbają o to, by były stabilne, miały pas piersiowy. Potem ci sami rodzice muszą mierzyć się z wadami postawy dzieci, ich fizycznym przemęczeniem, kupować nowe plecaki, bo poprzednie nie wytrzymały ciężaru książek. Przypominamy, iż mamy dopiero wrzesień, a Zaród pokazał zdjęcie plecaka, który z początkiem obecnego roku szkolnego był nowy i po dwóch tygodniach nie wytrzymał – materiał rozdarł się pod wpływem ciężaru podręczników.
Swój wpis nauczyciel kończy bardzo wymownie: "Przepraszam, bo nie lubię kląć, ale powiem jedno.... to musi jebnąć (dla oburzonych - DOKŁADNIE w tym celu wymyślono przekleństwa)".