W Krakowie jesień otuliła miasto szarą mgłą, ale w moim sercu szalała burza goryczy i rozczarowania. Jak można zachować spokój, gdy twoja teściowa, niczym obca kobieta, odwraca się od własnych wnuków? Nie pojmuję, jak można być tak zimnym i obojętnym wobec własnej krwi? A Lidia Stanisławówna powtarza tylko jedno: „Wasze dzieci – wasz problem. Ja swój dług spłaciłam, wychowując syna”.
Teściowa przeszła na emeryturę przed czasem. Jej młodsza córka, Kinga, właśnie urodziła bliźniaki. Przez pierwsze trzy lata Lidia pomagała jej, niańcząc maluchy, ale kiedy chłopcy poszli do przedszkola, natychmiast znalazła sobie dorywczą pracę. I jaką! Została nianią w bogatej rodzinie, gdzie całymi dniami zajmuje się obcymi dziećmi.
Teraz jest w domu tylko w weekendy, a te dni poświęca sprzątaniu, spotkaniom z przyjaciółkami i odpoczynkowi. Tak, zarabia niemałe pieniądze, ale dla własnych wnuków – moich synów, czteroletniego Krzysia i dwuletniego Wojtka – nie ma ani chwili. Ani odrobiny ciepła.
Wielokrotnie błagaliśmy ją z mężem o pomoc. Musiałam wrócić do pracy, by utrzymać rodzinę, ale dzieci ciągle chorowały, opuszczając przedszkole. Moja mama mieszka w innym mieście, setki kilometrów stąd, a ostatnią nadzieją była teściowa. Ona jednak odmówiła bez wahania.
„Wynajmijcie nianię – rzuciła lodowato. – Nie przeszkadzajcie mi w pracy”.
Byłam w szoku. Gdyby moja mama mieszkała bliżej, rzuciłaby wszystko, by nam pomóc. Obiecała przyjechać na dwa tygodnie w czasie urlopu, ale co mi po tych dwóch tygodniach? To nie rozwiąże problemu. Gdy Lidia Stanisławówna wozi obce dzieci po zagranicznych kurortach, pływa z nimi jachtami i pozuje na plażach, ja siedzę w domu, rozdarta między chorymi synami a strachem przed utratą pracy. Rozumiem, iż złapała „złotą żyłę”, ale jak można być tak pozbawionym serca? Czy naprawdę pieniądze są dla niej ważniejsze niż własne wnuki?
Za każdym razem, gdy widzę w mediach społecznościowych jej zdjęcia z obcymi dziećmi – uśmiechniętymi, wystrojonymi, w drogich parkach rozrywki – ściska mi się serce. Moich chłopców nigdy nie było na ich przedstawieniach, nie słyszeli od niej bajek na dobranoc. Pytają: „Mamo, dlaczego babcia Lidia do nas nie przychodzi?”. A co mam odpowiedzieć? Że ich babcia woli obce dzieci, bo one przynoszą jej złotówki?
Próbowałam rozmawiać z mężem, Bartkiem, ale on tylko rozkłada ręce. „Mama zawsze taka była – mówi. – Nie da się jej zmienić”. Ale jak mam się z tym pogodzić? Czuję się zdradzona, jakby teściowa odrzuciła nie tylko wnuki, ale i nas – mnie i jej syna. Jej obojętność to jak nóż, który powoli wrzyna się w żywe mięso.
Czasem myślę: może wymagam za dużo? Ale potem przypominam sobie, jak moja mama, mimo zmęczenia, zawsze znajdowała czas dla mnie i moich braci. Czy nie to właśnie czyni z kobiety babcię? Miłość, troska, ciepło? A Lidia Stanisławówna ma tylko kalkulację i egoizm.
Co o tym sądzicie? Czy to normalne, iż teściowa stawia pieniądze ponad własnymi wnukami? Jak zachowalibyście się na moim miejscu?