Teściowa nie zaakceptowała zięcia: „Odwiedzajcie mnie tylko ty i wnuczka”

newsempire24.com 5 dni temu

Każda kobieta marzy, by znaleźć odpowiedniego mężczyznę, stworzyć szczęśliwą rodzinę, urodzić dzieci i żyć w pełni. Jednak, jak mówi przysłowie, nie wszystkim pisane jest żyć jak w bajce. I im mocniej kochasz, tym boleśniejsze bywa upadanie.

Weronika była pewna, iż spotkała miłość swojego życia. Jeszcze w liceum poznała Marcina — przystojnego chłopaka z uśmiechem jak z okładki. Od pierwszego wejrzenia zawrócił jej w głowie. Przyjaźń, spacery przy księżycu, wyznania… Po kilku latach zostali parą.

Jej matka, Krystyna Stanisławowa, od razu nie polubiła Marcina. Widziała w nim leniącego się niedorajdę. Ale Weronika była zaślepiona — dla niej był całym światem. Ona dostała się na dobry uniwersytet, a Marcin ledwo przebrnął do technikum. Nauka szła mu opornie, aż w końcu rzucił szkołę.

— Mamo, ty go nie rozumiesz! To prawdziwa miłość! — powtarzała Weronika, nie chcąc słuchać żadnych uwag.

Gdy Marcin zatrudnił się jako sprzedawca w sklepie z elektroniką, uznał to za wielki sukces. Prawda, ledwo starczało mu na piwo i chipsy, ale jemu to pasowało. Krystynie Stanisławowej — nie. Próbowała dotrzeć do córki, ale bezskutecznie.

Zakochani wzięli skromny ślub. Zamieszkali w pokoju wynajętym od znajomych Marcina, w starej kamienicy w Łodzi. Tam, gdzie ściany są cienkie, a sąsiedzi podsłuchują. Ale Weronikę to nie przerażało — najważniejsze, iż była z ukochanym. Marcin pracował byle jak, a na prośby o pomoc tylko wzruszał ramionami. Weronika coraz częściej pożyczała pieniądze od matki. Krystyna Stanisławowa nie odmawiała: pomagała, jak mogła — jedzeniem, ubraniami, choćby oszczędnościami.

Każde spotkanie z zięciem wywoływało w niej burzę. Był dla niej obcy, nie na miejscu, słaby. Nie uważała go za prawdziwego mężczyznę.

Gdy sytuacja stała się krytyczna, Weronika poprosiła, by mogli na parę miesięcy zamieszkać u matki. Chcieli odłożyć na własne mieszkanie. Krystyna Stanisławowa niechętnie się zgodziła, ale gwałtownie pożałowała: Marcin leżał całe dnie na kanapie, a cała praca spadła na barki córki. Ta próbowała studiować, dorabiać zdalnie — zmęczona, ale uparcie broniła męża.

— On po prostu jest przemęczony… — tłumaczyła.

Po trzech miesiącach Marcin nie wytrzymał napięcia i namówił Weronikę na powrót do wynajmowanego pokoju. Tam, choć ciasno, nie było kazań. Matka odetchnęła z ulgą, bojąc się tylko jednego — by córka nie zaszła w ciążę.

Lecz los złośliwie postanowił inaczej. Marcin stracił pracę. A Weronika, przeciwnie, dostała awans i zaczęła dobrze zarabiać. niedługo okazało się, iż spodziewa się dziecka.

Krystyna Stanisławowa ucieszyła się na wieść, iż zostanie babcią. Ale euforia gwałtownie zgasła — zięcia nigdy nie zaakceptowała i nie chciała go teraz widzieć. Gdy Weronika, zmęczona ciasnotą, znów poprosiła o schronienie, matka postawiła warunek:

— Tylko ty i dziecko. Marcina nie przyprowadzaj. choćby na próg.

— Mamo, on jest ojcem mojego dziecka! — wybuchnęła Weronika.
— A myślałaś o tym, gdy za niego wychodziłaś? — zimno odparła matka. — Niech najpierw stanie się człowiekiem.

Weronika była rozdarta. Z jednej strony — zmęczenie, dziecko, brak spokoju. Z drugiej — duma i uraza. Wróciła do męża do tej samej ciasnej klitki, mając nadzieję, iż matka zmieni zdanie. Ale Krystyna Stanisławowa pozostała nieugięta.

Dla niej Marcin był obcym, nie tym, kogo chciała widzieć przy córce i wnuczce. Ale cóż zrobić? Dzieci wybierają sercem, nie rozumem. Matczyne serce bolało, ale decyzji nie zmieniła.

Czas pokaże, kto miał rację. Na razie dwie kobiety — matka i córka — uczą się kochać na odległość, akceptując wybory, które nie zawsze są zgodne z marzeniami.

A jak uważacie? Czy Krystyna Stanisławowa postąpiła słusznie? Czy może jednak powinna przyjąć zięcia dla dobra córki i wnuczki?

Idź do oryginalnego materiału