Teściowa obrażona, bo nie chcieliśmy przyjąć jej syna-studenta

newskey24.com 1 dzień temu

Teściowa obraziła się, iż nie chcieliśmy przyjąć pod swój dach jej studenckiego syna.

Z mężem jesteśmy razem już jedenaście lat. Mieszkamy w swoim dwupokojowym mieszkaniu, które z niemałym trudem spłaciliśmy z kredytu. Wychowujemy ośmioletniego syna i wydawać by się mogło, iż wszystko w naszym życiu toczy się zgodnie z planem. Gdyby nie jedna „genialna” pomysł mojej teściowej, która po raz kolejny zakłóciła nasz spokój.

Mąż ma młodszego brata, Adama. Ma teraz siedemnaście lat i, szczerze mówiąc, przez te wszystkie lata nie utrzymywaliśmy z nim bliskich relacji. Mój mąż niemal się z nim nie kontaktował – zbyt duża różnica wieku. Dodatkowo irytowało go, jak rodzice zdmuchują z młodszego syna pyłki, rozpieszczają, wybaczają wszystko i pozwalają mu na lenistwo.

Adam uczy się wyjątkowo słabo, ledwo zipie w szkole. A za każdą naciągniętą ocenę czeka go nagroda – nowy tablet, markowe buty. Mój mąż nieraz powtarzał: „Mnie za jedynkę kazali wkuwać dzień i noc, a on za to dostaje gadżety!”

W pełni go rozumiałam. Nie raz widzieliśmy, jak Adam otwarcie odmawia choćby podgrzania sobie jedzenia. Siedzi przy stole, aż mama z tatą nakryją, nakarmią, posprzątają za nim. Po posiłku ani „dziękuję”, ani „do widzenia”. Wstał i poszedł do pokoju. Gdzie leżą skarpetki – nie wie, herbaty zaparzyć – nie potrafi, swoich rzeczy nie ogarnia. Wszystko na rodzicielskiej obsłudze. Mąż próbował rozmawiać z matką, ostrzegając: „Wychowujecie z niego kalekę!”, ale ona tylko machała ręką: „On nie jest taki jak ty. Potrzebuje więcej troski.”

Kłótnie, urazy, tygodnie ciszy – takie były skutki tych rozmów. Staraliśmy się trzymać z daleka od tej całej melodramatycznej historii. Aż nadszedł moment, gdy Adam nagle postanowił zdawać na studia w naszym mieście. Wtedy zaczęło się najciekawsze.

Teściowa, bez cienia zażenowania, zaproponowała, by Adam zamieszkał z nami. W końcu w akademiku go nie przyjmą – brak meldunku, na wynajem mieszkania nie stać, a sam sobie nie poradzi. „Przecież jesteście rodziną! Macie dwupokojowe, miejsca dla wszystkich starczy!” – przekonywała z absolutną pewnością siebie.

Spróbowałam delikatnie wytłumaczyć: w jednym pokoju śpimy my z mężem, w drugim – nasze dziecko. Gdzie, przepraszam, zmieścić jeszcze jednego dorosłego człowieka? Wtedy teściowa, z błyskiem w oku, oznajmiła: „Postawimy wnukowi dodatkowe łóżko, będą razem mieszkali!” Jakby to była błahostka, iż chłopcy się zżyją.

Wtedy mój mąż stracił cierpliwość. Ostro przerwał matce:
„Nie jestem niańką, mamo! Chcesz zrzucić swojego 'dzieciaczka’ na nas? Nie! To twój syn – twoja sprawa! Ja w jego wieku już żyłem sam i jakoś przeżyłem!”

Teściowa zapłonęła gniewem, rozpłakała się, nazwała nas bez serca i trzasnęła drzwiami. Tego samego wieczoru zadzwonił teść, zaczynając wytykać:
„To nie po rodzinemu! Odtrącasz własnego brata!”

Ale mąż pozostał nieugięty. Oświadczył, iż będzie odwiedzał Adama, jeżeli rodzice wynajmą mu pokój. Ale pod naszym dachem mieszkać nie będzie. „Dość robienia z niego bezradnego niemowlaka. Czas dorosnąć.”

„On ma dopiero siedemnaście lat!” – próbował protestować ojciec.

„A ja w jego wieku już żyłem sam. I nikt mnie pod skrzydła nie brał!” – warknął mąż i rozłączył się.

Później teściowa dzwoniła jeszcze parę razy – mąż nie odbierał. W końcu przyszła wiadomość: „Na spadek możecie nie liczyć.” Szczerze? jeżeli ten „spadek” miałby być warunkiem wzięcia odpowiedzialności za rozpieszczonego dorosłego chłopaka, to dziękujemy, nie trzeba. Swoje już sobie wypracowaliśmy – własnym trudem, swoją rodziną, swoim spokojem.

Każdy sam odpowiada za swoje wybory. A jeżeli ktoś wybrał ścieżkę pobłażania i rozpuszczenia – niech teraz sam zbiera żniwo. Nikomu nic nie jesteśmy winni.

Idź do oryginalnego materiału