Teściowa postanowiła z nami zamieszkać, ale nie spodziewała się mojej odpowiedzi.

twojacena.pl 2 dni temu

No cześć, słuchaj, opowiem ci taką historię…

Sześć lat razem z Kacprem oszczędzaliśmy na własne mieszkanie, odmawiając sobie prawie wszystkiego. W końcu udało się – kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie w Warszawie, jasne, przytulne, może bez wymyślnego remontu, ale nasze. Miało to być nowe, szczęśliwe życie – właśnie oczekiwaliśmy dziecka, poród lada dzień, wszystko było gotowe: ubranka, kącik dla malucha, tylko ostatnie sprzątanie dzieliło nas od tego wielkiego momentu.

Maja od zawsze chciała mieć swój kąt, bez rodziców nad głową, a już szczególnie bez ingerencji teściowej. Z Ewą Stefanówną relacje zawsze były… no, powiedzmy, napięte. Kobieta uwielbiała mówić, jak mamy żyć, oddychać, myć naczynia. W końcu Maja nie wytrzymała i powiedziała wprost, iż nie potrzebuje ciągłych rad. Teściowa obraziła się i na jakiś czas zniknęła z ich życia.

Gdy Kacper zawiózł Maję do szpitala, choćby nie podejrzewał, co go czeka. Następnego dnia zadzwoniła jego mama i oznajmiła, iż wpada z wizytą. Nie dał rady sprzeciwić się. Ewa Stefanówna pojawiła się z torbami, obeszła mieszkanie jak królowa: przedpokój – „no, da się”, zasłony – „koszmar”, kuchnia – „te błyszczące fronty to dramat, będziesz teraz codziennie wycierać!”. Przejrzała lodówkę, skrzywiła się na widok sklepowych pierogów i zapowiedziała, iż jutro ugotuje prawdziwy barszcz. Kacper próbował żartować, zmieniać temat – bez skutku. Mama przebrała się w dres i z miną generała ruszyła na inspekcję pozostałych pokoi.

Wieczorem chciał ją odwieźć do domu. Usłyszał jednak: „Zostanę na noc. Sam nie dasz rady, może jutro przywiozą Maję”. I została. Na jedną noc. Potem drugą. Trzecią…

Gdy był w pracy, ona przestawiała rzeczy, sortowała ubrania, decydowała, gdzie ma stać przewijak i co jeszcze trzeba dokupić. Kacper już miał dość tej „pomocy”, ale bał się zawieść. Wtedy teściowa ogłosiła: zostaje na kilka miesięcy, bo przecież sami nie poradzą sobie z dzieckiem.

Gdy Maję wypisali, na spotkanie przyjechali wszyscy – rodzice, Kacper i oczywiście promieniejąca Ewa Stefanówna. Maja od razu wyczuła, iż coś jest nie tak. Inne zasłony, meble poprzestawiane, wszędzie obcy zapach. Rodzice pojechali do domu. Teściowa – nie. Na pytające spojrzenie żony Kacper tylko bąknął: „Mama zostanie na trochę. Będzie pomagać…”

Maja była wykończona po porodzie, ale nie widziała wyjścia. Wieczorem zaczął się koszmar: „Źle trzymasz dziecko”, „Nie tak się przewija”, „Płacze, bo nie umiesz go ukołysać”. Maja milczała, aż teściowa wyrwała jej malucha z rąk. Wtedy sięgnęła dna.

– Dziękuję za pomoc, ale możesz już iść – powiedziała cicho, ale stanowczo. – To moje dziecko. Ja je ukołyszę. SamoEwa Stefanówna próbowała jeszcze coś wykrztusić, ale widząc twarde spojrzenie synowej i milczącego Kacpra, w końcu wzięła torbę i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału