Teściowa sama nie wie, czy za nami tęskni, czy nas nie znosi.

twojacena.pl 18 godzin temu

Teściowa sama nie wie, czego chce – tęskni za nami, czy nie może nas znieść…

Ten ostatni urlop zapamiętam chyba na długo. I nie dlatego, iż był intensywny czy bajecznie przyjemny, ale dlatego, iż pierwsza część – wyjazd do teściowej – okazała się prawdziwym sprawdzianem wytrzymałości. Mieszka w Lublinie, my pod Warszawą, i po ślubie widzieliśmy się tylko raz – kiedy wypisywali mnie ze szpitala po porodzie. Mąż odwiedzał ją parę razy w roku na urodziny, ale tylko na jeden dzień, bez noclegu. I teraz świetnie rozumiem dlaczego.

Jej dwupokojowe mieszkanie ledwo mieściło ich trójkę: ją, ojczyma męża i jego dorosłą córkę z pierwszego małżeństwa. Wcześniej mówiła więc, iż chętnie by nas przyjęła, ale nie ma miejsca. Jednak w każdej rozmowie telefonicznej zapewniała, jak bardzo tęskni za wnuczką, jak żałuje, iż nie jesteśmy bliżej. Mąż kiedyś zaproponował wynajęcie pokoju w hotelu – teściowa oburzyła się, nazywając to „upokorzeniem” i oświadczyła, iż „nigdzie na świecie” nie pozwoli nam mieszkać.

Po paru latach córka ojczyma wyprowadziła się do stolicy, zwalniając pokój, i teściowa zaczęła nas gorąco zapraszać. Mówiła: „Teraz na pewno możecie przyjechać, tak bardzo chcę zobaczyć Weronikę, aż się nie mogę doczekać!”. Długo ustalaliśmy terminy, w końcu pojechaliśmy, pełni nadziei na ciepłe przyjęcie. I trzeba przyznać – początkowo było naprawdę serdecznie. Teściowa rzuciła się ku wnuczce, zasypała ją pytaniami, tuliła, krzątała się w kuchni… Ale to „szczęście” trwało dokładnie dwie godziny. Potem jakby ją podmieniono.

Przy obiedzie zaczęły się uwagi: łyżki za głośno stukają, dziecko za głośno prosi o dokładkę, kolanem trąca obicie kuchennego kanapa. Najpierw myślałam – może źle się czuje, ciśnienie, ból głowy. Ale niestety, wszystko było w porządku. Po prostu włączyła się kontrola nad naszymi każdym ruchem.

Wieczorem już miałam dosyć kazań: wydajemy wodę jak milionerzy, marnujemy prąd, za długo stoimy pod prysznicem, „bez przerwy” otwieramy lodówkę i co najgorsze – chodzenie po mieszkaniu jest surowo zabronione. choćby nie wiedziałam, iż jesteśmy aż tak uciążliwymi gośćmi i burzycielami porządku. Wszystko, co robiliśmy, ją drażniło.

Następnego dnia namówiłam męża, żeby uciec – chociaż na spacer, do parku, odetchnąć. Wymknęliśmy się cicho jak myszy. Kupiliśmy coś na obiad, wstąpiliśmy do kawiarni. A gdy wróciliśmy, usłyszeliśmy, iż teściowa „cierpiała bez Weroniki” i „tak chciała z nią pójść na spacer”… Ale od razu kazała wytrzeć buty, mimo iż za oknem panował upał. Mąż, próbując złagodzić sytuację, posłuchał, ale za delikatne skrzywienie dostał reprymendę: „W domu musi być porządek!”

Obiad minął w grobowej ciszy. choćby Weronika siedziała cicho, jakby przeczuwała, iż każde jej słowo może wywołać kolejną falę „cennych” wskazówek. Spróbowałam wnieś trochę pozytywnej energii – zaproponowałam teściowej, żeby wieczorem zabrała wnuczkę na spacer, a my z mężem pójdziemy do kina. Odpowiedź była ostra: „A ja mam się pod was dostosowywać? Myślicie, iż nie mam nic lepszego do roboty?”

Omal się nie zakrztusiłam. Bez słów spojrzałam na męża – on już wszystko zrozumiał. Po kolacji zdecydowaliśmy, iż wyjedziemy wcześniej. Mąż tylko westchnął: „Chyba jednak jej przeszkadzamy”. Wymieniliśmy bilety, zostaliśmy jeszcze dwa dni – z grzeczności. Gdy teściowa dowiedziała się o wyjeździe, zaczęła lamentować: „Tak mało czasu spędziłam z wnuczką…” choćby nie przypominałam jej, iż to my inicjowaliśmy kontakt, a nie ona.

Kulminacja nastąpiła w dniu wyjazdu. Teściowa chodziła po mieszkaniu z miną tragediarki i wzdychała, jakbyśmy zniszczyli cały jej dom. Okazało się, iż problem był inny – musiała wyprać pościel po nas. To już było za dużo. Spokojnie zaproponowałam, iż opłacę pralnię albo kupię nową pościel. Na co odparła z przekąsem: „Oj, jakoś sobie poradzę!”

Pożegnaliśmy się sztywno, jak na oficjalnej wizycie. Bez emocji, bez łez. Ale gdy już byliśmy w pociągu, nagle zadzwoniła… I ze łzami w głosie powiedziała: „Tak za wami tęsknię… Kiedy znowu przyjedziecie?”

Wzięłam głęboki oddech i nic nie odpowiedziałam. Bo jeżeli wrócimy, to nieprędko. A może wcale…

Idź do oryginalnego materiału