Teściowa szeptała za plecami:
Co ty wygadujesz, Marianno Stanisławo?! głos Ludwiki Bronisławy drżał z oburzenia. Jak można takie rzeczy o synowej rozpowiadać?
A co ja mówię? udawała zdziwienie sąsiadka, poprawiając okulary. Przecież nic złego nie powiedziałam, tylko zauważyłam, iż twoja Kinga jakaś dziwna się zrobiła. Albo zmęczona bardzo, albo…
Albo co? Ludwika Bronisława przysunęła się bliżej płotu. Mów już do końca!
No nie wiem… Marianna Stanisława zniżyła głos do szeptu, ale tak, żeby słychać było i w drugim ogródku. A może ona… w ciąży? I ukrywa to na razie? W końcu dziwne, iż od trzech lat w związku, a dzieci nie ma…
Kinga zastygła za furtką, ściskając w ręce siatkę z chlebem. Właśnie wracała ze sklepu i przypadkiem usłyszała tę rozmowę. Serce waliło jej tak głośno, iż wydawało się, iż całe osiedle je słyszy.
Marianno, no co ty pleciesz! machnęła ręką teściowa. Młodzi jeszcze, karierę robią. Kinga pracuje w banku, odpowiedzialne stanowisko. Nie czas na dzieci.
Tak, kariera… przeciągnęła sąsiadka. A ja patrzę, jak rano wychodzi z domu. Blada jak ściana, podkrążone oczy. I do sklepu teraz częściej biega, wcześniej tak nie było. A wczoraj widziałam, jak stała pod apteką i coś długo oglądała w witrynie…
Kinga poczuła, jak po plecach przebiegły jej ciarki. Rzeczywiście, wczoraj stała pod apteką, przyglądając się testom ciążowym, ale nie odważyła się wejść. Strach paraliżował ją od dwóch tygodni przed niepewnością, przed rozmową z mężem, przed zmianami, które mogły nadejść.
Daj już spokój z tymi wymysłami! zirytowała się Ludwika Bronisława. Kinga to dobra dziewczyna, pracowita. Gdyby coś było, powiedziałaby mi pierwsza. Dobrze się dogadujemy.
Dobrze się dogadujecie… powtórzyła Marianna Stanisława z dziwną nutą w głosie. A wiesz, iż codziennie wieczorem dzwoni do swojej mamy? Gadają godzinami, a jak Bartek wraca, to od razu się rozłącza?
Kinga zamknęła oczy. Tak, dzwoniła do matki codziennie, szczególnie ostatnio. Ale nie dlatego, iż chciała coś ukryć przed teściową, tylko… mama po prostu ją rozumiała. Można było z nią pogadać o pracy, o strachach, o tym, iż czasem chce się być samemu.
I co w tym złego? broniła się Ludwika Bronisława. Dziewczyna lubi porozmawiać z mamą, to normalne.
Normalne, oczywiście zgodziła się sąsiadka, ale w głosie czaił się fałsz. Tylko iż Weronika Kazimiera mówiła, iż widziała Kingę na przystanku, gdy wracała z pracy. Płakała, mówi, siedziała w autobusie i chusteczką oczy wycierała.
Kinga przypomniała sobie tamten dzień. Tak, płakała w autobusie, ale nie z powodu ciąży czy rodzinnych problemów. Po prostu w pracy zwolniono jej koleżankę, z którą przyjaźniły się od lat. A szef zasugerował, iż zwolnienia mogą być kontynuowane. Strach przed utratą pracy, zwłaszcza teraz, gdy z Bartkiem oszczędzali na mieszkanie, przygniatał ją coraz bardziej.
Słuchaj, Marianno głos teściowej stał się twardszy. Do czego ty zmierzasz? Mów wprost, nie owijaj w bawełnę.
No nic takiego pośpiesznie odpowiedziała sąsiadka. Po prostu wydaje mi się, iż ma jakieś kłopoty. Może w pracy coś nie gra? Albo… znów zniżyła głos, z Bartkiem nie wszystko układa się jak należy?
Z moim synem wszystko w porządku! zapłonęła Ludwika Bronisława. Kochają się, to widać gołym okiem!
Widać, widać… mruknęła Marianna Stanisława. A zauważyłaś, iż Bartek ostatnio później wraca? I ubiera się jakoś… odświętniej. Nową koszulę kupił, wody toaletowej zaczął używać…
Kinga zaci