Kiedy brałem ślub, właśnie kończyłem budowę swojego domu. Były już ściany, dach, ale potrzebowałem jeszcze sporo pieniędzy, by wykończyć pokoje. Dom był porządny — dwupiętrowy, solidny, zbudowany moimi rękami.
Mam 29 lat, staram się jak mogę. Prowadzę mały sklep na wsi, czasem jeżdżę do Polski dorobić. Nie siedzę bezczynnie. Moja żona, Kasia, ma 25 lat — też z tej samej wioski. Po ślubie zaproponowałem jej, żebyśmy zamieszkali na jakiś czas u mnie, z moją mamą. W rok spokojnie skończyłbym nasz dom i mielibyśmy własne gniazdo, gotowe na dziecko.
Ale Kasia stanowczo odmówiła. Nie chciała mieszkać ze „świekową”, więc teraz żyjemy z jej rodzicami. Teść jest w porządku, ale teściowa… ona wtrąca się we wszystko. Jeszcze i żonę przeciwko mnie podburza. Od początku jej się nie spodobałem. Mówiła to zresztą otwarcie. Najpierw była przeciwna naszemu ślubowi, a później — trudno, musiała się pogodzić.
Ale spokoju nam nie daje do dziś. Ciągle coś jej nie pasuje: to za mało zarabiam, to coś w domu zrobiłem „nie tak”. Każdego faceta by to ruszyło. Ale najbardziej doprowadzają mnie do szału jej niekończące się nauki o życiu. Według niej jestem bezużyteczny, a tylko ona wie, „jak trzeba żyć”.
A potem postanowiła, iż skoro mieszkam u nich, mam dokładać się do wspólnej kasy. I nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie to, iż teściowa rozpoczęła generalny remont. Teraz każdy grosz, który zarobię, ląduje w jej domu, a mój — stoi pusty. Brakuje mi środków, by kontynuować budowę.
Odmówić jej? To znaczy obrazić. Zaraz pobiegnie do Kasi, opowie, iż „zięć był niemiły”, doda coś od siebie, a żona stanie po stronie matki. Teściowa ma talent do przekonywania — potrafi tak mówić, iż jej córka zawsze wierzy, iż mama ma rację.
Nie raz słyszałem ich rozmowy w kuchni. Teściowa tylko narzekała, jaki to ja nieudacznik. kilka z tego, co mówiła, było prawdą, ale Kasia jej wierzyła. I to mnie najbardziej boli — bo żona powinna być po mojej stronie. A przez to wszystko nasze relacje się posypały. Kasia zaczęła się czepiać o drobiazgi, wyrzucać mi wszystko.
Długo milczałem, ale w końcu zaproponowałem jej jeszcze raz: „Przeprowadźmy się do mojej mamy. Nie dogaduję się z twoją mamą, jest mi tu ciężko”. choćby nie chciała słuchać. Powiedziała, iż nie zamieszka z teściową, bo nie zniesie, żeby ktoś ją „uczył życia”. Za to to, iż mnie uczy jej matka — to już, widocznie, w porządku. Zrozumiałem, iż dalsza rozmowa nie ma sensu.
A niedawno Kasia powiedziała, iż spodziewa się dziecka. Teraz na pewno się od swojej matki nie ruszy. A ja coraz bardziej boję się, iż teściowej naprawdę uda się nas rozdzielić. Porozmawiać z nią po ludzku się nie da — ona zawsze ma rację. Wątpię, żebyśmy kiedykolwiek znaleźli wspólny język.
Może powinienem jeszcze raz spróbować pogadać z żoną o przeprowadzce, spróbować ją przekonać. Wiem, iż moja mama przyjęłaby nas serdecznie, nie wtrącałaby się do wszystkiego. Myślę, iż mogłyby się dogadać. Ale Kasia w to nie wierzy.
Jestem pewien, iż gdybyśmy mieszkali bliżej mojej mamy, gwałtownie skończyłbym nasz dom. Tylko jak przekonać moją żonę, iż to naprawdę najlepsze rozwiązanie?