Mirosława wróciła z rzeczami
Kasia stała przy oknie i patrzyła, jak deszcz uderza w parapet. Za plecami słyszała ciche kroki męża, który krążył po mieszkaniu z telefonem w ręku. Od trzech godzin rozmawiał z kimś, ale mówił tak cicho, iż nie można było zrozumieć słów.
Krzysiu, co się stało? nie wytrzymała, odwracając się do niego. Jesteś cały dzień nerwowy.
Krzysztof zatrzymał się na środku pokoju i spojrzał na żonę z poczuciem winy. W dłoni wciąż trzymał telefon, na ekranie którego migały jakieś wiadomości.
Kasieńko, muszę ci coś powiedzieć zaczął niepewnie. Tylko nie denerwuj się od razu, dobrze?
Serce Kasi zamarło. Po osiemnastu latach małżeństwa znała wszystkie jego tonacje. Taki głos miał tylko przed poważnymi rozmowami.
Mów już usiadła na brzegu kanapy.
Mama wraca.
Jak to wraca? Kasia spojrzała na niego z niedowierzaniem. Skąd?
Z Krakowa. Od Ani. Pokłóciły się, i teraz mama chce wrócić. Do nas.
Kasia poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz. Elżbieta Nowak, teściowa, wyprowadziła się do młodszej córki pół roku temu po kolejnej awanturze w ich domu. Wtedy Kasia pomyślała, iż wreszcie będzie mogła spokojnie żyć we własnym mieszkaniu, nie oglądając się na czyjeś zdanie w każdej sprawie.
Krzysiu, nie powiedziała stanowczo. Przecież się umawialiśmy. Pamiętasz, co było ostatnim razem?
Kasia, to moja matka Krzysztof usiadł obok żony. Nie ma gdzie iść.
Ma własne mieszkanie!
Teraz są tam lokatorzy. Mama wynajęła je na długi termin, gdy wyjeżdżała. Umowa do końca roku.
Kasia zamknęła oczy i próbowała się uspokoić. Przypomniała sobie te niekończące się miesiące, gdy teściowa mieszkała z nimi. Ciągłe uwagi o gotowaniu, sprzątaniu, wychowaniu dzieci. Krytyka każdego jej kroku, każdej decyzji.
A co się stało z Anią? zapytała.
Nie wiem dokładnie. Mama tylko powiedziała, iż nie może tam dłużej być. Nie dogadała się z zięciem.
I ile planuje u nas zostać?
Do końca roku, aż zwolni się jej mieszkanie.
Kasia wstała i przeszła się po pokoju. Cztery miesiące. Całe cztery miesiące życia z osobą, która uważała ją za niegodną swojego syna.
Krzysiu, nie mogę powiedziała, zatrzymując się przed mężem. Nie przeżyję tego jeszcze raz.
Kasieńko, proszę wziął ją za ręce. Ona się zmieniła. Pół roku życia z obcymi ludźmi wiele ją nauczyło.
Twoja matka nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie widziała we mnie winę wszystkich problemów tej rodziny.
Krzysztof milczał. Wiedział, iż żona ma rację. Matka rzeczywiście nigdy nie zaakceptowała Kasi, widziała w niej wady tam, gdzie ich nie było.
Kiedy przyjeżdża? zapytała zmęczonym głosem Kasia.
Jutro rano.
Jutro? Kasia aż podskoczyła ze zdziwienia. Krzysiu, oszalałeś? Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
Dopiero dziś zadzwoniła. Mówi, iż już kupiła bilet.
Wspaniale Kasia pokręciła głową. Czyli choćby nie zamierzała prosić o zgodę. Po prostu postawiła nas przed faktem.
Kasia, no co miałem zrobić? Powiedzieć matce, żeby spała na dworcu?
Mogła zatrzymać się w hotelu. Albo u jakichś znajomych.
Nie ma pieniędzy na hotel. A znajomi… Sam wiesz, jaki ma charakter.
Kasia znała to aż za dobrze. Elżbieta Nowak zdążyła pokłócić się ze wszystkimi sąsiadami, wszystkimi znajomymi. Wiecznie niezadowolona, wiecznie krytykująca.
Wieczorem przy kolacji powiedzieli dzieciom. Czternastoletni Tomek wzruszył ramionami dla niego babcia była po prostu babcią, która czasem dawała pieniądze, a czasem się gniewała. Ale jedenastoletnia Ola zmarszczyła brwi.
Znowu będzie mówić, iż źle odrabiam lekcje? zapytała dziewczynka.
Olu, babcia chce dla ciebie dobrze próbował wytłumaczyć ojciec.
To niech chce z daleka mruknęła córka, a Kasia ledwo powstrzymała uśmiech.
Następnego ranka Kasia specjalnie wstała wcześniej i przygotowała śniadanie. Chciała, żeby teściowa od razu zobaczyła, iż w domu jest porządek, iż jest dobrą gospodynią. Choć wiedziała, iż to bezcelowe Elżbieta Nowak i tak znalazłaby powód do krytyki.
O dziesiątej trzydzieści zadzwonił dzwonek do drzwi. Krzysztof pobiegł otworzyć, a Kasia została w kuchni, nerwowo przecierając i tak już czyste talerze.
Krysiu, synku mój! rozległ się głos teściowej z przedpokoju. Jak ja się za tobą stęskniłam!
Mamo, wejdź, wejdź. Jak dojechałaś?
Okropnie. W pociągu było duszno, klimatyzacja nie działała. A w naszym przedziale jakiś pijak się włóczył, całą noc hałasował.
Kasia wzięła głęboki oddech i wyszła do przedpokoju. Elżbieta Nowak stała otoczona torbami i walizkami. Było ich tak wiele, iż można było pomyśleć, iż przeprowadza się na stałe.
Dzień dobry, Elżbieto przywitała się uprzejmie Kasia.
Teściowa odwróciła się do niej i obrzuciła krytycznym spojrzeniem.
No, dzień dobry odpowiedziała oschle. Schudłaś coś. Chorowałaś?
Nie, nie chorowałam.
Dziwne. Twarz jakaś zapadnięta. Pewnie znowu na tych dietach siedzisz. A potem dziwisz się, iż mąż nie zauważa.
Kasia zaci