3 maja arcybiskup Marek Jędraszewski na Wawelu mówił tak: – Miłość nasza Polski, naszej ojczyzny, polega na pragnieniu posiadania dzieci i na szczyceniu się, iż jest ich dużo.
Duchowny nawiązał też do uroczystości Matki Bożej Królowej Polski i do opisanej
w Biblii wizji zmagania się niewiasty ze smokiem. W ten sposób opisał symboliczną walkę smoka z dziećmi Maryi, również tymi nienarodzonymi: – Smok chce te dzieci pożerać, czego symbolem niedawno stała się słynna zbrodnia w Oleśnicy.
Te słowa wzbudziły duże oburzenie, także w środowisku ludzi, którzy nie chcą decydować się na rodzicielstwo.
Bezdzietna lambadziara
Katarzyna nigdy nie bawiła się lalkami. Kiedy inne dziewczynki śniły o welonach
i wózkach, ona marzyła o domu z kominkiem. I świętym spokoju.
– Nie umiałam tego wtedy nazwać – mówi dziś i dodaje: – Ale od zawsze czułam, iż nie chcę rodziny w tym tradycyjnym sensie. Nie ciągnęło mnie do bycia żoną, matką. Od zawsze potrzebowałam przestrzeni.
Od małego męczył też ją hałas. Ma tak do dziś.
Bliscy Katarzyny suszyli jej głowę, żeby "ułożyła sobie życie". Straszyli brakiem "szklanki wody na starość", grozili wydziedziczeniem, wytykali egoizm.
Kilka razy usłyszała, iż powinna pójść do lekarza i "sprawdzić co jej jest". Ale Katarzyna nie zamierzała się ugiąć.
Gdy koleżanki rodziły dzieci, planowała kolejną podróż.
Gdy wychodziły z niemowlętami na spacery, ona uczyła się kolejnego języka.
Gdy śpiewały kołysanki, ona zasypiała w swoim dużym łóżku – błogo, bezpiecznie
i w zgodzie ze sobą.
Ma 43 lata. Od mężczyzn nie stroni, bywa w związkach. Ale wszystkie oparte są na modelu Living apart together (LAT). Bywają u siebie, nocują, wyjeżdżają razem, ale mieszkają osobno.
Katarzyna nie zamierza tego zmieniać. Do słów hierarchy kościelnego podchodzi
z dystansem: – Przypuszczam, iż po prostu jest przez cały czas niska świadomość w społeczeństwie na temat kobiet, które po prostu nie pragną mieć dzieci. Nie pragną i tyle. I nie ma w tym drugiego dna. Ja mam zwykłą pracę biurową, nie zamieniłam dziecka na karierę. Nadzwyczajniej w świecie go nie chcę.
I dodaje:
– Nie czuję się gorsza. Ani samotna. Ani pusta. Po prostu wybrałam inaczej. Dla wielu jestem dziwaczką. Albo "bezdzietną lambadziarą". Usłyszałam zresztą to nie raz. Trudno. Mam swoje życie. I lubię je.
Sukieneczki
Ciepły, pachnący mlekiem bobas. Różowe sukieneczki wiszące w pastelowej szafie. Pierwszy krok. Umorusana urodzinowym tortem buzia. Pierwszy dzień w szkole.
A potem już dalej: pierwsze zwierzenia o randkach, wyczekiwanie w oknie, aż wróci. Bo przecież dorasta i potrzebuje coraz więcej wolności. Ale tego wszystkiego nie ma. I może nigdy nie będzie. Bo Weronika powoli przestaje się łudzić.
Przestaje mieć nadzieję, chociaż jeszcze niedawno wymyślała imiona dla wymarzonej córeczki. Wypatrywała w sklepach miękkich pluszaków, kolorowych grzechotek, rowerków na dwóch kółkach. Chciała całować najpierw łysą główkę, a potem zaplatać na niej warkoczyki. Udawać, iż jest Wróżką Zębuszką i podkładać pod poduszkę pieniądze.
– Najpierw poronienie zatrzymane, potem puste jajo, a jeszcze później dwie ciąże biochemiczne. Zachodzę w ciążę, ale nie umiem jej utrzymać – jej głos się łamie.
Jeszcze dwa lata temu powiedziałaby, iż ma wspierającego partnera. Ale wszystko się zmieniło.
Dalej mówi, iż nie umie poradzić sobie z zazdrością. Szarpie ją w środku, kiedy widzi, jak kolejna koleżanka dzieli się swoim szczęściem w mediach społecznościowych, iż została mamą. Weronika nie wie, czy kiedykolwiek usłyszy to słowo.
Najgorsze jest to, iż musi się tłumaczyć:
– Dobiegam czterdziestki, wszystkie moje znajome albo mają już dzieci albo zachodzą
w kolejne ciąże. Ja mam coraz mniej czasu. Zawsze, jak spotkam jakąś dawno niewidzianą koleżankę, na przykład z podstawówki, to pyta o dzieci. Myśli, iż je mam, tylko nie wrzucam ich zdjęć na Facebooka. Moi rodzice, tacy niby wspierający, to jednak podczas świąt też zawsze pytają o wnuka.
Proszę ją, żeby odniosła się do słów arcybiskupa Jędraszewskiego.
– Moje pragnienie posiadania dziecka jest tak wielkie, iż nie trzeba mi o tym przypominać – ucina krótko.
Boję się ciąży
Przerażająca samotność. I porażające zmęczenie. To słowa klucze, które dźwięczą
w uszach Beaty, 38-latki.
Synonimy macierzyństwa. Definicje bycia samodzielną matką.
– Do tego musiałabym dołożyć jeszcze strach o byt, o rachunki, o każdy dzień – opowiada.
Mówi, iż pierwszy raz się zwierza. Obcej osobie łatwiej. Raz próbowała opowiedzieć przyjaciółce, iż jest tak bardzo zmęczona, ale usłyszała, iż chyba postradała zmysły: ma przecież zdrową, piękną córkę, a tyle osób nie może mieć dzieci!
Niech więc lepiej zamilknie.
Od ojca dziecka uciekła, kiedy Lenka miała trzy lata. Do jednej torby spakowała ubrania, do drugiej zabawki. Niczego więcej nie miała. Wszystko było jego.
– Córka poszła do przedszkola i zaczęła chorować – wspomina. – Tydzień byłam w pracy, tydzień na zwolnieniu. I tak w kółko. Szef zagroził, iż mam wybrać: dziecko albo praca.
Beata nie mogła liczyć na pomoc swoich rodziców, którzy mieszkali w tym samym mieście. Byli źli, iż odeszła od ojca dziecka. "Wstyd dla naszej rodziny" – mówili jej.
A iż pił? Mężczyzna przecież "musi sobie wypić".
– Zasypiałam na kanapie w pełnym makijażu i marynarce – opowiada. – Byłam skrajnie wyczerpana. Córka nie chciała chodzić do przedszkola, każde wyjście do placówki to był horror. Po przedszkolu odreagowała. Psycholog nic nie stwierdził. A ja czułam, iż wariuję – opowiada.
Potem wszystko zaczęło się układać. Beata zmieniła pracę na lepiej płatną, wynajęła większe mieszkanie.
I zakochała się jak nastolatka: – Partner nie miał swoich dzieci. Marzył o swoim, to zrozumiałe. Ale ja od początku mówiłam mu, iż nie wybrażam sobie miec drugiego dziecka. Nie chcę, nie pragnę. A on naciskał.
Nic nie dawało, iż zapewniał ją, iż tym razem nie będzie sama, iż razem dadzą radę. Że ich historia będzie miała zupełnie inne zakończenie niż ta, którą zna. Że we dwoje zawsze lżej i łatwiej. Beata nie chciała słuchać.
On też nie.
Odszedł.
Dwa lata później Beata zobaczyła jego zdjęcie na Facebooku z synkiem.
– Czy zabolało? Ani trochę. Dobrze, iż spełnił swoje marzenie. Ja nie wyobrażam sobie po raz drugi zostać mamą – przyznaje.
Beata mówi, iż przytłacza ją codzienność. Praca, obowiązki, logistyka. Czasem nie ma siły ugotować zupy.
– Nie dałabym rady martwić się o jeszcze jednego człowieka. Przeżywać to wszystko kolejny raz. Te bunty, brak pomocy dziadków. Chyba popadłabym w depresję – przypuszcza.
Nie żałuje córki. Kocha ją ponad wszystko. Ale nie chce więcej.
Miała wybór: pełna choć patchworkowa rodzina albo przetrwanie.
Wybrała to drugie.
"Pragnąć sobie można"
Zapytałam kobiety na jednej z facebookowych grup o ich doświadczenia związane
z macierzyństwem lub jego brakiem. Takie, które nie mieszczą się w prostych hasłach.
Oddaję im głos.
"Marzę o tym, żeby zostać mamą trójki wspaniałych dzieci. Przypadkiem dostałam diagnozę choroby, która być może przekreśli moje marzenia. To bardzo boli";
"Nigdy nie chciałam być mamą i nią nie zostałam. Teraz wchodzę w menopauzę i dzieci mieć już nie będę. choćby przez minutę tego nie żałowałam. I nie, nie jestem zgorzkniałą frustratką. Jestem szczęśliwa. Jestem w zgodzie z samą sobą. I tego wszystkim życzę".
"Moja historia to 10 lat zmagań z niepłodnością, która zakończyła się adopcją naszej córeczki. Nie mogę, ale… życie nauczyło mnie, iż czasem największe pragnienia spełniają się tylko w sposób, którego nigdy byśmy się nie spodziewali".
"Myślałam o dzieciach, ale zbliżam się już do 40-tki, i dla moich teoretycznych dzieci ciągle nie ma ojca. Tak mi się życie ułożyło, iż nie spotkałam nikogo, kto chciałby stworzyć ze mną związek, a świadomie na samotne macierzyństwo się nigdy nie zdecyduję".
"Mam jednego syna. Urodziłam go, kiedy miałam 33 lata. Chciałam mieć drugie dość szybko. Za mną ciąża która obumarła, puste jajo płodowe i ciąża pozamaciczna. Więc czasem chcieć nie znaczy móc".