To nie mój syn stwierdził chłodno milioner, jego głos dźwięczał w marmurowym holu. Pakuj swoje rzeczy i wynoś się. Obydwoje. Wskazał drzwi. Jego żona mocniej przytuliła niemowlę, oczy miała pełne łez. Gdy, gdyby tylko wiedział
Burza na zewnątrz dorównywała tej rozszalałej w domu. Elżbieta stała niernie na wprost niego, trzymając małego Oliwera, tak mocno, iż kostki miała białe. Spoglądał na nią jej mąż, Grzegorz Wiśniewski, multimilioner, magnat i głowa rodu Wiśniewskich, z furią, której nigdy nie widziała w ciągu dziesięciu lat małżeństwa.
Grzegorz, proszę wyszeptała Elżbieta, głos jej drżał. Nie wiesz, co mówisz.
Wiem dokładnie warknął. To dziecko nie jest moje. Zrobiłem test DNA zeszły tydzień. Wyniki są jednoznaczne.
Oskarżenie zabolało bardziej niż policzek. Kolana Elżbiety niemal ugięły się pod nią.
Zrobiłeś test bez słowa?
Musiałem. Nie jest do mnie podobny. Nie zachowuje się po mnie. I nie mogłem dłużej ignorować plotek.
Plotek?! Grzegorz, to, to niemowlę! I jest twoim synem! Przysięgam na wszystko!
Ale Grzegorz już podjął decyzję.
Twoje rzeczy wyślą do domu twojego ojca. Tu nie wracaj. Nigdy.
Elżbieta stała chwilę dłużej, mając nadzieję, iż to jedna z jego gwałtownych kaprysów, które mijają do rana. Ale chłód w jego głosie nie pozostawiał wątpliwości. Odwróciła się i wyszła, jej obcasy stukotały po marmurze, gdy grzmot wstrząsał posiadłością.
Elżbieta dorastała w skromnym domu, ale wkroczyła w świat przywilejów, wychodząc za Grzegorza. Była elegancka, opanowana, mądra wszystko to, co celebrowały magazyny, a czego zazdrościła śmietanka towarzyska. Nic z tego nie miało teraz znaczenia.
Gdy limuzyna wiozła ją i Oliwera do chaty jej ojca na Mazurach, umysł wirował. Była wierna. Kochała Grzegorza, stała u jego boku, gdy rynki runęły, gdy prasa go niszczyła, choćby gdy jego matka ją odtrąciła. A teraz wyrzucono ją jak intruza.
Jej ojciec, Marcin Kowalski, otworzył drzwi, szeroko otwierając oczy na jej widok.
Ela? Co się stało?
Wpadła w jego ramiona. Powiedział, iż Oliwer nie jest jego Wyrzucił nas.
Szczęka Marcina drgnęła. Wchodźcie, córko.
W kolejnych dniach Elżbieta oswajała się z nową rzeczywistością. Dom był mały, jej stary pokój prawie się nie zmienił. Oliwer, nieświadomy niczego, bawił się i gaworzył, dając jej chwile spokoju wśród bólu.
Ale coś ją nie dawało spokoju: ten test DNA. Jak on mógł być mylny?
Zrozpaczona, poszła do laboratorium, gdzie Grzegorz zrobił test. Ona też miała kontakty i kilka należnych jej przysług. To co odkryła, zamroziło jej krew w żyłach.
Wynik został sfałszowany.
Tymczasem Grzegorz w swojej willi zmagał się z ciszą, dręczony. Powtarzał sobie, iż postąpił słusznie iż nie może wychowywać dziecka innego mężczyzny. Ale poczucie winy gryzło go. Unikał wchodzenia do dawnego pokoju Oliwera, aż w końcu ciekawość wzięła górę. Widząc pusty wózek, pluszowego niedźwiedzia grizzly i maleńkie buciki na półce, coś w nim pękło.
Jego matka, Pani Agnieszka, nie pomagała.
Mówiłam ci, Grzegorzu cedziła sącząc herbatę. Ta Kowalska nigdy nie była dla ciebie.
Jednak i ona zdumiała się, gdy Grzegorz nie odpowiedział.
Mijały dni. Potem tydzień.
I wtedy nadszedł list.
Bez nadawcy. Tylko kartka i fotografia.
Dłonie Grzegorza drżały, gdy czytał.
Grzegorzu,
Pomyliłeś się. I to bardzo.
Chciałeś dowodów masz je. Znalazłam prawdziwe wyniki. Wynik został zmieniony. A to zdjęcie znalazłam w gabinecie twojej matki Wiesz, co ono znaczy.
Elżbieta.”
Przez chwilę świat się zatrzymał. Zdjęcie ukazywało Panią Agnieszkę, dyskutującą poufnie z labotrantem, który oświadczył, iż Grzegorz nie jest ojcem. Jego własna matka… zdradziła go. Rozebrała mu rodzinę. Połknął ze złością żółć, pustka wypełniająca pałac stała się nie do zniesienia. Wparował do gabinetu matki, jak wicher. Oskarżenia spadły jak grom. Pani Agnieszka, zrazu na przemian obrażona i wyniosła, w końcu pękła, przyznając się. Obawiała się, iż Elżbieta odsunie syna od rodu Wiśniewskich. Że to skromne pochodzenie córki rybaka zniszczy dziedzictwo.
Grzegorz był złamany. Całe jego postępowanie, cały ból, który zadał, był oparty na kłamstwie.
Napisał do Elżbiety. Bez odpowiedzi. Zadzwonił odłożono słuchawkę. Zostawił wiadomości cisza. Jego ojciec, Marcin, odbierał, jego głos zimny jak lód styczniowy: Nie maszadzieci do mojej córki, panie Wiśniewski.
Nie miał wyjścia. Kazał kierowcy jechać pod adres
Tej samej nocy, Grzegorz popędził do Zakopanego pośród ulewnego deszczu, z listem i zdjęciem w dłoni drżącej od wyrzutów sumienia, by błagać o przebaczenie u drzwi domku Elżbiety, pojmując wreszcie głębię matczynej intrygi.