„To nie nasze dziecko!” — powiedziała Helena. Ale życie potoczyło się inaczej.
Helena stała przy kuchence, rozdrażniona, mieszając makaron w garnku. Jej oczy rzucały błyskawice, a głos drżał z powstrzymywanej złości.
— Szymon, to nie może trwać wiecznie! — wybuchnęła. — Przecież to nie nasze dziecko! Pomyśl sam, czy to nie absurd?
Szymon ciężko opadł na stołek i westchnął z rezygnacją:
— Wszystko rozumiem, Helu… Ale co możemy zrobić? Wyrzucić go na ulicę? Przecież wiesz, jak jest z mamą…
— A twoja mama, wybacz mi, to właśnie ona jest winna tej sytuacji! — przerwała mu ostro Helena. — To przez nią teraz tak żyjemy!
Szymon tylko pokręcił głową. Nie wiedział już, co robić. Wszystko zaczęło się, gdy jego siostra Kinga rozwiodła się z mężem, który nie potrafił być wierny. Ich matka, Bronisława, pierwsza nalegała na rozwód, twierdząc, iż taki zięć to wstyd. Kinga, będąc w ciąży, została sama i urodziła chłopca — Dominika. Jej mąż nie pojawił się ani w szpitalu, ani później.
Z początku Kinga dawała sobie radę, ale nagle „zmęczyła się”. Powiedziała, iż chce ułożyć sobie życie na nowo. Zaczęła spotykać się z mężczyznami, a mały Dominik stał się przeszkodą. Wtedy Bronisława „zaparkowała” wnuka u Szymona i Heleny — „tylko na dwa tygodnie”, bo przecież to rodzina! A oni sami jeszcze nie mieli dzieci, więc nie powinno być problemu.
Lecz dwa tygodnie zamieniły się w trzy miesiące. Helena była w szoku. Pracowała zdalnie i została sama z dzieckiem. Kinga odwiedzała coraz rzadziej, przelotnie, całowała syna w czoło i uciekała. Miała nowego adoratora, poważnego biznesmena z innego miasta. Nigdy choćby nie wszedł do mieszkania — nie miał czasu w cudze dzieci.
Helena początkowo się powstrzymywała. Dominik, choć nie jej syn, był miły i czuły. Żal jej go było. Czekał pod oknem na mamę, która nie przychodziła.
Pewnego wieczoru, wyczerpana, usiadła w kuchni i wyszeptała:
— Szymon, on zaczyna być niegrzeczny… Dzisiaj powiedział, iż nie jestem jego matką i nie mam prawa mu rozkazywać… A ja… ja jestem w ciąży.
— Co? — zdumiał się mąż.
— Tak, Szymon. Tego przecież pragnęliśmy… Ale nie dam rady. Będziemy mieli własne dziecko. Już nie wytrzymam.
Dwa tygodnie później, gdy test pokazał jedną kreskę, Helena płakała. Wszystko na próżno. Tymczasem Szymon zawiózł Dominika z powrotem do matki, która właśnie przeszła na emeryturę. Bronisława zapewniała, iż da radę.
Lecz Dominik był już w wieku, gdy zaczyna się rozumieć, iż nikt na niego nie czeka. Bronisława nie radziła sobie, chłopiec zaczął bić się w szkole i miał złe oceny. Wtedy teściowa znów przyszła do Heleny z błaganiem:
— Helu, on cię kocha… Tylko przy tobie jest spokojny. Proszę, niech chociaż trochę z wami pomieszka…
— A Kinga?
— Kinga? To matka tylko na papierze. Powiedziała mi, iż żałuje, iż urodziła Dominika. Jej nowy mąż go nie chce, a i tak są na krawędzi rozwodu…
Helena, zaciśnięte zęby, zgodziła się. Dominik wrócił. Znów się uśmiechał, poprawił oceny. On i Helena rozmawiali w drodze do szkoły, żartowali, mieli swoje tajemnice. Pewnego dnia przytulił ją i szepnął:
— Jesteś moją prawdziwą mamą. Kocham cię. Chcę zawsze mieszkać tylko z wami, z tobą i wujkiem Szymonem.
Helena rozpłakała się. Zrozumiała, jak bardzo kocha tego chłopca. Jakby od zawsze był jej synem.
Minęły lata. Kinga rozwiodła się. Dominik został z Szymonem i Heleną na zawsze. Złożyli wniosek o opiekę, a później o adopcję.
Pewnego dnia, gdy Helena stała przy oknie, Dominik podbiegł i przytulił się do jej brzucha:
— Mamo, obiecaj, iż będę miał braciszka! Będę go chronił!
Helena, wstrzymując oddech, uśmiechnęła się. Tym razem — na teście były dwie kreski. I szczęście. Prawdziwe.
**Życie pisze swoje własne historie, a miłość nie zna granic krwi.**