To oni wychowują dzisiejsze dzieci. Nauczyciele nazywają ich rodzicami-potworami

mamadu.pl 6 dni temu
Rodzice z pokolenia X jako pierwsi zaczęli traktować edukację swoich dzieci jak pole bitwy, co gwałtownie przysporzyło im łatkę "potworów" w oczach nauczycieli. Kontrolowali każdy aspekt szkolnego życia swoich pociech, podważali decyzje pedagogów i walczyli o najlepsze warunki nauki. Paradoksalnie, ich obsesja na punkcie edukacji często odbierała dzieciom swobodę i beztroskie dzieciństwo. Czy kolejne pokolenia wyciągnęły wnioski z tego modelu wychowania?


Kiedy chęć dbania o dziecko zmienia się w obsesję


Wymagający, zacięci, gotowi do walki o każdą ocenę i szkolne zasady. Tak nauczyciele opisują rodziców z pokolenia X – tych, którzy jako pierwsi zaczęli traktować edukację swoich dzieci jak – powiedzmy to sobie wprost – pole bitwy. Czy to rzeczywiście przesada, czy raczej efekt własnych doświadczeń z dzieciństwa, które sprawiły, iż chcieli dać swoim dzieciom wszystko, czego sami nie mieli?

Rodzic–potwór, czyli kto?


Pojęcie "rodzica-potwora" narodziło się w Japonii, ale gwałtownie zaczęło pasować do dorosłych z pokolenia X na całym świecie. To ludzie urodzeni między 1965 a 1980 rokiem, którzy dorastali w czasach, gdy dzieci miały więcej swobody, a rodzice nie ingerowali w ich życie na każdym kroku. Teraz, jako dorośli, poszli w drugą skrajność.

Ich zaangażowanie w edukację dzieci nie kończy się na odrabianiu zadań domowych. Nieustannie podważają decyzje nauczycieli, kwestionują poziom nauczania, wchodzą w otwarte konflikty ze szkołą. jeżeli dziecko ma problem, rodzic wcale nie szuka kompromisu – szuka sposobu, by udowodnić, iż to szkoła zawiodła.

Dlaczego są tacy wymagający? To proste – bo sami wychowywali się w zupełnie innych warunkach. Mówi się, iż pokolenie X to dzieci z kluczem na szyi – rodzice byli w pracy, a

one same spędzały czas na podwórku lub w domu. Nikt nie kontrolował, co robią, nikt nie dopytywał o ich uczucia czy szkolne troski. Ich rodzice nie walczyli o lepsze warunki nauki, bo uważali, iż dziecko samo sobie poradzi.

Kiedy więc dorosłe już "iksy" same zostały rodzicami, postanowiły wszystko zrobić inaczej. Ich dzieci miały mieć najlepsze szkoły, najlepszych nauczycieli, najlepszy start w życiu. Tylko iż ta obsesja na punkcie zapewniania im idealnej edukacji, stała się

mieczem obosiecznym.

Zbyt wiele troski – zbyt mało swobody


Pokolenie X zapoczątkowało model rodzica-helikoptera – nieustannie krążącego nad dzieckiem, kontrolującego każdy jego krok. Ich dzieci od najmłodszych lat miały grafik pełen zajęć dodatkowych, korepetycji i warsztatów, które miały zapewnić im sukces. W efekcie zamiast swobody i beztroskiego dzieciństwa miały życie pod ciągłą presją.

Czy kolejne pokolenia rodziców wyciągnęły wnioski z tej obsesji? Coraz więcej młodszych dorosłych zaczyna odwracać się od tego modelu, stawiając na luz, samodzielność i większą swobodę dla dzieci. Paradoksalnie, teraz nauczyciele mierzą się z odwrotnym problemem – rodzicami, którzy nie chcą, by ich dzieci były zestresowane, nie lubią oceniania i naciskają na szkoły, by były bardziej "przyjazne" niż wymagające.

Tak czy inaczej – trudno powiedzieć, czy nauczyciele kiedykolwiek będą naprawdę zadowoleni.

Idź do oryginalnego materiału