To pokolenie wyginie. Na życzenie rodziców wyrosną z nich leniuchy i fajtłapy

mamadu.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Rodzice są przekonani, ze ich dzieci inaczej nic nie zjedzą. Fot. 123rf.com


Wyręczanie dziecka jest zdecydowanie szybsze i prostsze, ale kiedy z tego zrezygnować? Niektórzy uważają, iż początek nauki w przedszkolu to najwyższa pora. "To niby tylko karmienie i ubieranie, ale to przecież uczy, iż mama zrobi wszystko" – zauważa nasza czytelniczka, która czuje się bardzo nieswojo w pewnych sytuacjach.


"Piszę anonimowo, bo nie chcę urazić koleżanek, jednak sytuacja ta nie daje mi zupełnie spokoju. Ciężko mi się patrzy na pokolenie współczesnych przedszkolaków, z których robi się niezaradne fajtłapy. Czytałam u was także tekst o przedszkolakach i zadziwia mnie, co rodzice najlepszego wyprawiają. Czasem jednak zastanawiam, iż może to ja jestem dziwna?

Samodzielność jest niemodna


Jestem mamą dwójki dzieci i w przypadku każdej z moich pociech bardzo gwałtownie postawiłam na samodzielność. Jedzenie, ubieranie się czy mycie wymagało dużo pracy, cierpliwości i czasu, ale się opłaciło. Każda z moich pociech, idąc do przedszkola, była w dużym stopniu niezależna. To przełożyło się na ich pewność siebie i zaradność.

Kilka miesięcy temu moja młodsza córka zaczęła naukę w przedszkolu i choć nie miała jeszcze 3 lat, panie się zachwycały, jak świetnie sama sobie radzi, podkreślając, iż to rzadkość. Byłam dumna, ale i zdziwiona. Córka od dawna sama łapie za łyżkę czy się ubiera, i owszem – potrzebuje czasem pomocy, ale nie czeka, aż ktoś zrobi to za nią. To, co dziwiło wychowawczynie, dla mnie było dość oczywiste i normalne.

Niedawno jednak miejsce miało kilka sytuacji, które najpierw mnie skonsternowały, a potem sprawiły, iż zaczęłam się zastanawiać sama nad sobą.

Czułam się jak dziwadło


Momenty między chorobami dzieci chętnie wykorzystujemy na spotkania ze znajomymi. Obowiązkowym punktem każdego z nich oczywiście jest jakiś posiłek. Córka je wszystko, ma dość dobry apetyt i nie ma specyficznych potrzeb. Mam świadomość, iż w przypadku maluchów, które są niejadkami, rodzice stają na głowie, by zachęcić pociechy do jedzenia: spotkałam się z konkretną liczbą kropek ketchupu na kanapce, kształtem chleba czy kolorem talerza.

W naszym przypadku nie ma takich warunków koniecznych do spełnienia, więc jakoś bardzo nie martwię się o posiłki. Dodatkowo uważam, iż skoro moje dzieci ładnie jedzą w domu, to choćby jak podczas wyjścia nic nie zjedzą, nic się nie stanie.

Ostatnio doznałam jednak szoku, gdy podczas spotkania ze znajomymi weszłam do kuchni, a koleżanka na zmianę karmiła swoje 5-letnie dziecko i moją 3-latkę. Oświadczyła z uśmiechem, iż zaczęła ją już karmić, żeby nie czekać na mnie. Zgłupiałam totalnie, bo w sumie to nie pamiętam, kiedy ostatnio karmiłam moje własne dziecko. Trochę puściłam to w niepamięć, do czasu, gdy stałam się świadkiem kolejnej podobnej sytuacji.

Znowu posiłek u znajomych, a moje 3- i 5-letnie dzieci jako jedyne jedzą samodzielnie... pozostałe 4- i 5- latki są karmione przez swoje mamy i tatów. Nie wiedziałam, co zrobić. Normalnie wyszłabym z kuchni, by dzieci spokojnie sobie same zjadły, ale tym razem poczułam, iż nie powinnam.

Choć zwykle uważam, iż takie zachowanie rodziców prowadzi do wychowania totalnych leniuchów, które niechybnie prędko wyginą, to jednak przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy to może ze mną coś jest nie tak? Może to ja za mało okazuję dzieciom uczucia i troski? Ale przecież nagle nie zacznę karmić 3-latka i 5-latka, którzy od dawna jedzą sami... To głupie.

Skoro moje dzieci są samodzielne, to dlaczego czuję, iż wychowałam jakieś dziwadła, które odstają od innych dzieci?".

Idź do oryginalnego materiału