Od piętnastu lat pracuję jako opiekunka w Portugalii i staram się pomagać swoim dzieciom. Mam dwoje dzieci: syna i córkę, kocham ich jednakowo. Ale Anna uważa, iż powinnam pomagać tylko jej, i złości się, gdy widzi, iż wspieram także jej brata.
– Mamo, to ja jestem twoją córką. Jak wrócisz, będziesz mieszkać u mnie, więc powinnaś pomagać tylko mnie – ciągle mi przypomina.
Ale ja tak nie potrafię. Mam dwoje dzieci, więc uważam, iż powinnam pomagać obojgu. Choć Michał nigdy niczego ode mnie nie żąda, nie mogę go zostawić z niczym.
Pierwsza wyszła za mąż Anna i przyprowadziła męża do naszego domu. Wtedy już byłam na emigracji. Zięć wydał mi się porządnym człowiekiem, zaradnym i pracowitym, więc pobłogosławiłam ich i pozwoliłam zamieszkać w naszym domu.
Ale Annie nie podobało się, iż Michał z nimi mieszka. Sama zaczęłam się martwić, iż syn nie może znaleźć sobie żony. Jednak kilka mogłam zrobić – jedynie słuchać narzekań córki przez telefon, iż brat im przeszkadza i powinien się wyprowadzić.
Pomogłam Annie z remontem domu. Wysyłałam pieniądze, a zięć wszystko organizował. Dom wyszedł pięknie.
Potem postanowiłam kupić synowi chociaż kawalerkę, żeby mógł mieszkać sam. Córka była przeciwna temu, żebym wydawała pieniądze na mieszkanie dla Michała, ale wiedziała, iż nie ma innego wyjścia, jeżeli chce się go pozbyć z domu. Z trudem to zaakceptowała.
Pomysł okazał się trafiony, bo po jakimś czasie Michał zadzwonił z radosną wiadomością, iż się żeni. Bardzo się ucieszyłam, choć przedwcześnie. Wybranką syna okazała się rozwódka z dzieckiem.
Natychmiast przyjechałam do domu, by odwieść syna od tego pomysłu. Wychowanie cudzego dziecka to niełatwe zadanie. Ale kiedy poznałam Irenę, przyszłą synową, i małego Andrzeja, moje serce zmiękło i pobłogosławiłam ten związek.
Chłopiec miał wtedy cztery lata. Wiedział, iż Michał nie jest jego biologicznym ojcem, ale sam postanowił nazywać go tatą, a mnie babcią. Od razu pokochałam to dziecko i nigdy nie robiłam różnic między dziećmi – dla mnie wszyscy są moimi wnukami.
Mojej córce to się nie podobało. Nie pozwalała mi przynosić prezentów dla Michała. Kiedy ostatnim razem przyjechałam do domu i chciałam odwiedzić syna, zauważyłam, iż nie ma żadnej nieotwartej czekolady – wyglądało na to, iż Anna celowo pozwoliła swoim dzieciom wszystko otworzyć.
Tym razem postąpiłam sprytniej. Zapakowałam mnóstwo smakołyków dla Andrzeja w osobną torbę i zostawiłam ją u swojej przyjaciółki, która również jest na emigracji. Gdy szłam do syna, zabrałam torbę po drodze. Dzięki temu wszystkie prezenty dotarły w całości, a chłopiec bardzo się ucieszył. Dla mnie jest wnukiem i tego nikt nie zmieni.
Trochę się jednak zmartwiłam, bo zobaczyłam, iż w kawalerce zrobiło się za ciasno dla syna i jego rodziny. Przydałoby się większe mieszkanie. Ale boję się, iż córka znów będzie przeciwna.
Jak mądrze postąpić, żeby pomóc synowi, a jednocześnie nie popsuć relacji z córką?