To zachowanie to plaga wśród młodego pokolenia. Rodzice udają, iż tego nie widzą

mamadu.pl 1 dzień temu
Wiem, jak łatwo jest udawać, iż wszystko jest w porządku. Że to tylko chwilowe, iż "przejdzie im z wiekiem". Ale to, co obserwuję wśród młodego pokolenia, to już nie pojedyncze przypadki – to plaga, o której dorośli wolą milczeć.


Kiedyś to było oczywiste. Teraz to zanikająca sztuka


Jestem z pokolenia lat 80. Wychowałam się w czasach, gdy mówienie "dzień dobry" nie było dodatkiem, tylko oczywistym elementem codziennego życia. Pamiętam, iż od najmłodszych lat wiedziałam, iż gdy wchodzi się do pokoju, w którym ktoś siedzi, to po prostu się z nim wita. W szkole – do nauczyciela. Na ulicy – do sąsiadki. W sklepie – do pani ekspedientki. choćby na ulicy, kiedy mijaliśmy jakąś znajomą osobę dorosłą, witaliśmy się kulturalnie. I to nie dlatego, iż ktoś groził palcem. To było coś naturalnego. Taki standard. Taki odruch.

Kiedy dorosłam, zaczęłam zauważać różnice. Najpierw subtelne. Młodsze rodzeństwo moich kolegów i koleżanek – ci z pokolenia lat 90. i później – coraz częściej nie mówiło "dzień dobry". Czasem wchodziło się do kogoś do domu, a młodszy brat lub siostra mijał mnie w przedpokoju i nic. Ani słowa. Zdziwiona myślałam wtedy: może nie usłyszeli? Może się spieszyli? Ale to zaczęło się powtarzać.

Potem, już jako dorosła kobieta, widziałam to samo na ulicy, w sklepach, na poczcie, w urzędach. Młodzi ludzie wchodzą, podchodzą do lady i od razu: "chciałbym to i to", "chcę nadać paczkę", albo: "gdzie jest toaleta?" – i ani słowa na przywitanie.

Teraz to już plaga


Dziś to już nie są pojedyncze przypadki. To codzienność. Plaga. Młodzi ludzie – dzieci, nastolatkowie, ale i osoby po dwudziestce – wchodzą do sklepu czy kawiarni i zachowują się, jakby kontakt ze sprzedawcą czy kelnerką był czysto techniczny. Bez "dzień dobry", bez "do widzenia". Po prostu: "poproszę kawę z mlekiem" albo "Colę zero". Bez kontaktu wzrokowego. Bez uprzejmości.

I co gorsze – rodzice często w ogóle nie reagują. Stoją obok i milczą. Nie poprawiają, nie podpowiadają, nie przypominają. Czasem sprawiają wrażenie, jakby sami już dawno odpuścili. Jakby rozłożyli ręce i uznali, iż takie są czasy. W wielu przypadkach mam wręcz wrażenie, iż w ogóle tego nie zauważają.

Co się stało z naszą codzienną kulturą?


Nie chodzi o sztywne maniery ani o sztuczne zasady, tylko o prosty, ludzki szacunek. O gest, który nic nie kosztuje, a buduje relacje. Bo kiedy mówisz "dzień dobry", to dajesz sygnał: "widzę cię", "szanuję cię". Tymczasem coraz więcej ludzi przechodzi przez życie w bańce własnego telefonu, własnych myśli, własnych potrzeb.

Dla mnie to przykre. I szczerze mówiąc – niezrozumiałe. Wiem, iż świat się zmienia. Że mamy inne tempo, inne wyzwania, inne środki komunikacji. Ale czy to znaczy, iż mamy rezygnować z podstawowej grzeczności? Czy to naprawdę aż tak wiele powiedzieć dwa słowa więcej?

Idź do oryginalnego materiału