Tracisz równowagę i wybuchasz czasami przy dziecku? Nie panikuj, zamiast tego zrób to

mamadu.pl 1 dzień temu
W świecie pełnym poradników, webinarów i kont parentingowych, łatwo wpaść w pułapkę myślenia, iż dobry rodzic to ten, który zawsze mówi spokojnym tonem, nigdy nie traci cierpliwości i reaguje z pełnym opanowaniem choćby wtedy, gdy jego dziecko właśnie rozlało mleko, zniszczyło ulubioną książkę i krzyczy, iż go "nienawidzi". Ten obraz, choć kuszący w swej czystości, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.


Bo prawda jest taka: czasem wybuchamy wszyscy. I to jest w porządku.

Więcej o tym zjawisku i o tym, co jest ważniejsze od samej dysregulacji piszą przedstawiciele konta wspierającego rodziców na całym świecie: Jenilee Mullin i Greg Mullin.

Ludzka natura


Rodzicielski ideał, do którego wielu z nas nieustannie próbuje się zbliżyć, przypomina postać z kreskówki: nieludzko cierpliwy, perfekcyjnie zrównoważony, z wiecznym uśmiechem na ustach. Problem w tym, iż dzieci nie potrzebują ideałów. Potrzebują autentycznych, żywych ludzi – z emocjami, ze zmęczeniem, z ograniczeniami.

Potrzebują zobaczyć, iż złość istnieje. Że frustracja się zdarza. Że czasem choćby ktoś dorosły nie daje rady. Bo tylko wtedy uczą się, iż ich własne emocje – choćby te trudne – są w porządku. Dziecko nie potrzebuje rodzica, który zawsze zachowuje spokój, tylko takiego, który potrafi po wybuchu powiedzieć: "Przepraszam. To nie było w porządku. Zmęczyło mnie to, ale nie chciałem cię zranić."

Naprawa


Wybuchy zdarzają się wszystkim. Krzyk, ostre słowa, spojrzenie pełne złości – to nie są zachowania, którymi chcemy się szczycić, ale też nie są one dowodem na porażkę w roli rodzica. Tym, co naprawdę liczy się w długiej perspektywie, jest naprawa relacji po kryzysie.

Kiedy po wybuchu przychodzi skrucha, kiedy rodzic znajduje w sobie siłę, by usiąść przy dziecku i powiedzieć: "Źle się zachowałem. Przepraszam. Zrobiło mi się przykro, kiedy to się stało, ale nie powinienem krzyczeć" – to właśnie wtedy dzieje się prawdziwe wychowanie.

Bo dzieci uczą się nie z naszych wykładów, tylko z naszego zachowania. A najwięcej uczą się wtedy, kiedy widzą, jak człowiek popełnia błąd i bierze za niego odpowiedzialność. To lekcja odwagi, empatii i siły – nie tej pokazowej, tylko prawdziwej.

Autentyczność


Rodzicielstwo to nie symulacja. To życie – pełne napięć, obowiązków, emocjonalnych przeciążeń. Nie sposób przejść przez nie bez potknięć. Ale każde takie potknięcie to też szansa. Bo gdy pokazujemy dzieciom nie tylko spokój, ale też powrót do równowagi po jego utracie, dajemy im mapę emocjonalnej odporności.

Zobaczą, iż złość nie musi kończyć się odrzuceniem. Że można się pokłócić i przez cały czas być blisko. Że przepraszanie nie odbiera godności, tylko ją wzmacnia.

Zamiast obsesyjnie pilnować, by nigdy nie podnieść głosu, może lepiej nauczyć się, jak wrócić do siebie po tym, jak go jednak podnieśliśmy. Bo dzieci – wbrew temu, co nam się często wmawia – wcale nie potrzebują doskonałości. Potrzebują prawdy, czułości i odbudowy.

Tak, czasem wybuchasz. Ale jeżeli umiesz potem uklęknąć przy dziecku, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: "Byłem zły. Przepraszam. Jesteś dla mnie istotny i moja reakcja nie powinna sprawić, byś poczuł się źle". – jesteś dokładnie takim rodzicem, jakiego ono potrzebuje.

Idź do oryginalnego materiału