- "Błagam, nie umieraj, musisz żyć dla naszych dzieci" - takimi oto słowami miał pożegnać się ze światem arcyksiążę Franciszek Ferdynand, który 28 czerwca 1914 r. zginął od strzału z Browninga kaliber 9 mm. Ostatnie zdanie kierował on do swojej żony Zofii z domu von Chotek, którą poślubił kilka lat wcześniej - mówi w rozmowie z portalem eDziecko.pl, Tomasz Jacek Lis, historyk, bałkanista. Adiunkt na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy w Zakładzie Historii XIX wieku. Członek Interdyscyplinarnego Centrum Bałkanistycznego UKW.
REKLAMA
- Tu jednak warto zaznaczyć, iż małżeństwo arcyksięcia i jego wybranki to tzw. relacja morganatyczna, czyli dzieci, które miały urodzić się z tego małżeństwa za sprawą zbyt niskiego urodzenia matki (jej rodzina nie była wśród 12 rodów, z jakimi Habsburgowie mogli się łączyć), nie mogły dziedziczyć korony cesarskiej Habsburgów. Nie mogły one także tytułować się jako Habsburgowie stąd Zofia, Maksymilian i Ernst nosili nazwisko Hochenberg - dodaje specjalista.
Brak tytułów to jednak nie była jedyna "niedogodność", która czekała na dzieci Franciszka Ferdynanda i Zofii. Po ich śmierci rodziców stały się "personas non grata". Zacznijmy jednak tę opowieść od początku.
Zobacz wideo Elżbieta II nie chciała zasiąść na Żelaznym Tronie. Miała swoje powody
Małżeństwo morganatyczne, czyli bez prawa do tytułów
Zofia von Chotek pochodziła ze starej czeskiej szlachty, była arystokratką w 32. pokoleniu, ale zgodnie z tzw. statutem rodzinnym nie była tak dobrze urodzona, by móc wejść do rodziny Habsburgów. Związek z przyszłym następcą tronu nie wchodził w grę, jednak okazuje się, iż miłość i upór młodych, by przeciwstawić się tradycji, wzięła górę.
Po długich namowach cesarz ustąpił i udzielił pozwolenia na ślub, jednak co ważne, postawił tu pewien warunek. To miało być wyłącznie małżeństwo morganatyczne, w którym ani ona, ani wspólne przyszłe dzieci nie będą mieć prawa do tytułu oraz dziedziczenia. Dla Zofii i Ferdynanda wydawało się to nie mieć znaczenia. Co ważne, cesarz, udzielając zgody na ślub, wymagał również od Franciszka Ferdynanda, iż ten nigdy nie zrezygnuje z tronu, a gdy już zostanie cesarzem, nie podniesie pozycji swojej morganatycznej żony i potomków. Ślub odbył się w 1900 roku, a para doczekała się czwórki dzieci (jedno z nich zmarło zaraz po porodzie).
Jak zwykle w takich przypadkach, wcale nie przyszło im żyć długo ani szczęśliwie. Ich sielanka zakończyła się 28 czerwca 1914 roku, kiedy serbski nacjonalista oddał dwa celne strzały w kierunku Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofii. Oboje zginęli na miejscu.
Zofia, Maksymilian i Ernst. Po zabójstwie rodziców wyrzucono ich z domu
- W feralnym 1914 r. kiedy świat Belle Époque dobiegł końca, najstarsza córka arcyksiążęcej pary miała 13 lat, zaś jej bracia kolejno 12 i 10. Po wydarzeniach, jakie miały miejsce w Sarajewie, rodzeństwo pozostało pod opieką krewnych, mieszkając w rodzinnej posiadłości w Konpischt znajdującej się dzisiaj na terenie Czech - opowiada w rozmowie z nami historyk i bałkanista, Tomasz Jacek Lis.
Dzieci arcyksięcia i jego żony Zofii, nie mogły pożegnać swoich rodziców. Przez "niegodny" status odmówiono im wzięcia udziału w ceremonii pogrzebowej, która i tak była bardzo skromna. Zamieszkali pod opieką ciotki Marii Chotek i jej męża Jarosława von Thun und Hohenstein (przodków męża Róży Thun) oraz najmłodszej ciotki Henrietty Chotek, jeszcze niezamężnej.
W 1919 r. spotkała ich kolejna tragedia - zostali wyrzuceni z rodzinnego domu. Jak piszą niektórzy historycy, rząd czechosłowacki uniemożliwił im zabranie ze sobą jakichkolwiek pamiątek rodzinnych z listami i pamiętnikami rodziców na czele. Musieli oni opuścić miejsce, gdzie dorastali w kilkadziesiąt minut zaopatrzeni jedynie w jedną walizkę każdy. Na szczęście nie musieli, jak ich kuzyn Otto, syn cesarza Karola I, ewakuować się na portugalską Maderę, ale znaleźli azyl w Austrii, gdzie udało im się zachować część włości należnych ich rodzinie
- dopowiada dr. Lis z UKW w Bydgoszczy i dodaje, iż dzieci najsłynniejszej i chyba najbardziej tragicznej pary książęcej z początków XX wieku, powoli stawiały samodzielne kroki w dorosłym życiu.
- Najstarsza Zofia wyszła w 1920 r. za mąż za Friedricha Nostiz-Rienecka, który za sprawą obywatelstwa czechosłowackiego umożliwił jej powrót do kraju, jednak rodzinny pałac mogła oglądać już wyłącznie jako turystka. Zmarła jako niespełna 90-latka w 1990 roku - zaznacza historyk.
Max po ukończonych studiach prawniczych (uwieńczonych doktoratem) także znalazł sobie drugą połówkę, w której żyłach płynęła szlachecka krew, podobnie zresztą jak najmłodszy Ernst
- dodaje nasz rozmówca. - Obydwaj bracia w okresie międzywojennym byli żywo zaangażowani w ruch monarchistyczny, który z jednej strony dawał szanse powrotu do władzy ich kuzynowi Ottonowi, z drugiej natomiast restauracja Habsburgów stanowiła jedyne sensowne antidotum mogące stanowić alternatywę przeciwko rosnącej popularności Adolfa Hitlera. Niestety, rządzący Austrią nie chcieli słyszeć o powrocie do monarchizmu, co finalnie doprowadziło do anszlusu naddunajskiego państwa przez hitlerowskie Niemcy - uzupełnia Tomasz Jacek Lis.
Audiencja u Hermana Goringa i zwolnienie z obozu
Historia dzieci arcyksięcia Franciszka Ferdynanda nie kończy się na jego zamachu w Sarajewie, a trwa, zahaczając o tragiczne wydarzenia z czasów II wojny światowej. Tu należy wspomnieć również o tym, iż obaj bracia, głównie ze względu na swoje pochodzenie, trafili do hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Na początek do Dachau.
Tam synowie niegdysiejszego następcy austro-węgierskiego tronu byli traktowani jak wszyscy więźniowie, zostali ogoleni na łyso i musieli chodzić w charakterystycznych pasiakach. W obozie odznaczali się nie tylko niezłomnym charakterem, ale i dobrym sercem. Zachowały się dowody ich pomocy udzielanej innym więźniom
- opowiada historyk z UKW. - Max dzięki swojej wpływowej żonie, która wyjednała jego zwolnienie u samego Hermana Goringa, wrócił do domu jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, natomiast Ernst pozostał więźniem wpierw Dachau, a następnie Sachsenhausen przez 5 lat. Po zakończeniu II wojny światowej dzieci arcyksiążęcej pary wspólnie trafiły do austriackiego Artstetten. W 1950 r. Max został tam burmistrzem, którą to funkcję sprawował do 1960 r. Dwa lata później, w wieku 59 lat, zmarł na zawał.
Erwinowi również nie było dane cieszyć się zbyt długo życiem. Przeżył osadzenie w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, jednak krótko po zakończeniu II wojny światowej, zmarł.
- Los nie obszedł się także łaskawie z Zofią, która uznana za Niemkę sudecką na mocy nowych rozporządzeń Czechosłowackich komunistów musiała opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania, tylko dlatego, iż była córką następcy austro-węgierskiego tronu. Do zamku Konopischt, gdzie spędziła najszczęśliwsze chwile wraz z rodzeństwem i rodzicami, powróciła dopiero po ponad 30 latach w 1981 r. Była to dla niej nostalgiczna podróż, którą odbyła w asyście swoich dzieci i wnuków - zaznacza w naszej rozmowie dr Lis.
- W taki oto sposób toczyły się losy jednej z najsłynniejszych i najtragiczniejszych par w historii, których śmierć była końcem nie tylko "długiego wieku XIX", ale również szczęśliwego dzieciństwa Zofii, Maxa i Ernsta von Hochenbergów - dorzuca historyk.
Komentarza udzielił dr Tomasz Jacek Lis (1988), historyk, bałkanista. Adiunkt na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy w Zakładzie Historii XIX wieku. Członek Interdyscyplinarnego Centrum Bałkanistycznego UKW.













