"Jestem mamą 7-klasisty i załamuje mnie to, co dzieje się w szkołach. Z tego, co wiem od syna, ponad połowa jego klasy korzysta z korepetycji. To już nie jest kwestia kilku uczniów, którzy potrzebują dodatkowej pomocy, ale zjawisko, które dotyczy większości dzieci. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie leży problem. Przecież to nie może być wina klasy, iż nie rozumieją przerabianego materiału na lekcjach.
Słabe pokolenie?
Mój syn, podobnie jak wielu jego rówieśników, nie radzi sobie z niektórymi przedmiotami, szczególnie z matematyką. Gdyby nie regularne korepetycje, miałby ogromne trudności, żeby zrozumieć materiał i zaliczyć klasówki. Ale czy naprawdę tak powinno wyglądać nauczanie w szkole? Skoro większość uczniów musi szukać pomocy poza lekcjami, to może nie w nich leży problem, tylko w systemie, programie nauczania albo sposobie, w jaki nauczyciele przekazują wiedzę?
Zdaję sobie sprawę, iż brakuje pedagogów, a ci, którzy pracują, są często przeciążeni. Nie mogą poświęcić odpowiedniej ilości czasu każdemu uczniowi, bo klasy są liczne, a program napięty. Jednak to dzieci płacą za to najwyższą cenę – brakiem zrozumienia materiału i koniecznością dodatkowych lekcji. A przecież to szkoła powinna być miejscem, w którym dziecko zdobywa wiedzę, a nie korepetytor.
Po szkole robią drugi etat
Z kolei rodzice też muszą za to płacić i to dosłownie. Przecież to dodatkowe obciążenie finansowe dla rodzin. Nie każdy może sobie na to pozwolić, a niestety bez tej pomocy dzieci mają ogromne trudności. Szkoła, która powinna zapewniać edukację, wymaga teraz dodatkowego wsparcia z zewnątrz.
Myślę, iż warto zacząć głośniej mówić o tym problemie, skoro tak wiele dzieci nie daje sobie rady? Ciągle słyszę o słabym i delikatnym pokoleniu, ale to nie wina dzieci, tylko systemu, który wymaga od nich za dużo, a nie daje wystarczającego wsparcia".