**Dziennik, 15 października**
Dziś miałam jechać sama po zakupy dla dziecka. Osiem miesięcy ciąży, brzuch ciężki jak kamień, a mój mąż, Marek, rano wybiegł z domu, mówiąc o pilnym spotkaniu. Nie pytałam. Wzięłam torbę, narzuciłam płaszcz i wyszłam. Niebo nad Warszawą było szare, wilgotne, jakby i ono czuło ten ciężar.
Rynek był zatłoczony. Szłam powoli, myśląc o tych wszystkich samotnych wizytach u lekarza, o nocach, gdy zasypiałam sama, podczas gdy Marek zostawał w pracy. Wybrałam ubranka, pieluszki, butelkę. Nagle usłyszałam jego śmiech.
Odwróciłam się. Stał tam, trzymając za rękę młodą dziewczynę w krótkiej spódnicy i szpilkach. Uśmiechał się, mówiąc:
Co chcesz? Kupię ci wszystko.
Nie, utyję
choćby jak utyjesz, będę cię kochał.
Zamarłam. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Wyjęłam telefon i wysłałam wiadomość:
*Właśnie cię widziałam. Jestem zmęczona, wracam taksówką. Ty graj swoją rolę do końca.*
Wyłączyłam telefon. Nie potrzebowałam odpowiedzi.
Marek zbladł, przeczytawszy to. Puścił jej dłoń, rozglądając się panicznym wzrokiem.
Co się stało? spytała dziewczyna.
Nie odpowiedział. Wybiegł, mamrocząc:
Kasia Kasia tu była
Ale ja już odeszłam. Z suchymi oczami, z pustką w piersi. Bez gniewu, tylko z tym cichym bólem, który dusił bardziej niż płacz.
W domu rozłożyłam zakupy na kuchennym stole: niebieski kaftanik, skarpetki, puder, pieluszki. Każdy przedmiot jak nóż w serce. Wiedziałam teraz, dlaczego te wszystkie nadgodziny, dlaczego jego zimne spojrzenia.
Gdy wrócił, stał w progu z twarzą dziecka przyłapanego na kłamstwie.
Kasia przepraszam
Za co? Za spotkanie?
To był błąd. To nic poważnego. Nie chciałem cię stracić
A gdybym cię nie zobaczyła, ile byś jeszcze kłamał?
Wstałam. Patrzyłam na niego zimno, spokojnie.
Nie musisz jej zostawiać. Już wybrałam za nas oboje.
Wyciągnęłam wydrukowane papiery.
Podpisz. Nie chcę niczego tylko dziecka i spokoju.
Opadł na krzesło, zakrywając twarz dłońmi. Myślał, iż będę błagać? Płakać? Ale ja już go nie kochałam. Od tamtej chwili na rynku serce zamarzło.
Miesiąc później urodziłam zdrowego chłopca. Marek czasem staje pod drzwiami z prezentami, ale ja nie otwieram. Nauczyłam się żyć bez niego. Dla siebie. Dla syna.
I wiesz co? Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek.