Ty jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci!

twojacena.pl 5 dni temu

—Jesteś potworem, mamo! Takim jak ty nie wolno mieć dzieci!

Weronika ledwo skończyła pierwszą klasę studiów. Pewnego wieczoru poszła z koleżankami do klubu i tam poznała Krzysztofa. Warszawiak, przystojniak, rodzice wyjechali na roczny kontrakt za granicę. Zakochała się w nim bez pamięci i niedługo zamieszkała z nim.

Żyli na wysokiej stopie, rodzice przysyłali pieniądze. Każdego dnia to kluby, to imprezy w domu. Z początku Weronice podobało się takie życie. Nim się obejrzała, nazbierała długów i nieobecności, zimową sesję zaliczyła z dwójami. Stanęło przed nią widmo wyrzucenia z uczelni.

Obiecała wziąć się w garść i poprawić oceny. Rzeczywiście, zakopała się w książkach. Gdy do Krzysztofa przychodzili znajomi, zamykała się w łazience. W końcu poprawiła sesję. Postanowiła namówić Krzysztofa, żeby się ustatkował. Miał ostatni rok, niedługo dyplom.

— Daj spokój, Weron. Żyje się tylko raz. Młodość gwałtownie mija. Kiedy się bawić, jak nie w dwudziestkę? — odpowiadał beztrosko.

Wstyd było powiedzieć matce, iż mieszka z chłopakiem bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli ślub cywilny, a wesele odbędzie się, gdy rodzice Krzysztofa wrócą z zagranicy.

Pewnego dnia Weronice zrobiło się słabo na zajęciach. Kręciło się w głowie, mdliło ją. Nie mogła sobie przypomnieć daty ostatniej miesiączki i z przerażeniem zrozumiała, iż najpewniej jest w ciąży. Test ciążowy potwierdził jej obawy.

Była wcześnie, więc Krzysztof zaczął namawiać ją na aborcję. Pierwszy raz pokłócili się tak mocno, iż wyszedł i nie pojawiał się dwa dni. Weronika nie mogła znaleźć sobie miejsca, płakała i czekała. W końcu wrócił, ale nie sam. U boku miała pijaną blondynkę, która ledwo trzymała się na nogach. Weronika, wyczerpana niepewnością, nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć, próbując wyrzucić tę dziewczynę.

— Ona nie wyjdzie. Jak ci się nie podoba, to spadaj sama, histeryczko! — wrzasnął i uderzył ją w twarz.

Porwała płaszcz i wybiegła z mieszkania. Dotarła piechotą do akademika. Z opuchniętym policzkiem, rozmazanym tuszem i łzami na twarzy zapukała do drzwi. Wartowniczka się zlitowała i wpuściła ją.

Następnego dnia przyszedł Krzysztof, przepraszał, obiecywał, iż więcej nie podniesie na nią ręki, błagał, by wróciła. Weronika uwierzyła. Dla dziecka.

Jakoś skończyła pierwszy rok. Bała się jechać do domu. Co powie matka? Ale i zostać w Warszawie było strasznie. Niedługo mieli wrócić rodzice Krzysztofa, a ona z brzuchem i wyglądem nie do pozazdroszczenia.

Wkrótce rzeczywiście wrócili z zagranicy. Gdy ojciec Krzysztofa dowiedział się, iż Weronika jest z prowincji i ledwo przeszła na drugi rok, zaczął nieprzyjemną rozmowę. Zaproponował jej pieniądze, żeby odeszła i zostawiła ich syna w spokoju.

— Pomyśl sama, jaki z niego ojciec? Same imprezy i kluby. A może to w ogóle nie jego dziecko? Daję ci duże pieniądze. Weź i wracaj do swojego miasta, do rodziców. Starczy na pierwszy czas. Uwierz, tak będzie lepiej dla wszystkich.

Było jej wstyd. Chciała zapaść się pod ziemię. Krzysztof nie stanął w jej obronie, słuchał w milczeniu. Weronika nie wzięła pieniędzy, choć później tego żałowała. Spakowała się i wróciła do matki.

Ta, gdy tylko zobaczyła córkę z brzuchem w progu, od razu zrozumiała.

— A czemu sama przyjechałaś? — spytała podejrzliwie. — Jak widzę, ślubu nie wzięłaś? Warszawiak się zabawił i cię wyrzucił? Pieniądze chociaż dał? — nie wpuściła jej dalej niż do przedpokoju.

— Mamo, jak możesz? Nie potrzebuję jego pieniędzy.

— A po co do mnie przyszłaś? Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem we dwie. Myślałam, iż córka wygrała los na loterii, wyszła za warszawiaka, żyje w luksusie. A tu z brzuchem do mnie wraca. I jak my się tu zmieścimy we czworo? Jeszcze z małym dzieckiem?

— Dlaczego we czworo? — spytała Weronika, nic nie rozumiejąc.

— Bo jak ty się w Warszawie bawiłaś, ja też znalazłam sobie faceta. A co? Jeszcze nie jestem stara, też chcę kobiecego szczęścia. Ciebie sama wychowałam, nie było czasu o sobie pomyśleć. Teraz mogę dla siebie pożyć. On jest młodszy. Nie chcę, żeby się na ciebie gapił.

— To gdzie mam iść, mamo? Niedługo rodzić… — szepnęła, ledwo powstrzymując łzy.

— Wracaj do męża. Albo kim on tam dla ciebie jest. On ci dziecko zrobił, niech się teraz nim zajmuje.

Matka stała nieugięta. Weronika nie widziała w jej oczach ani litości, ani współczucia. choćby wcześniej nie były bliskie, ale teraz to już w ogóle, jakby rozmawiała z obcą, a nie z własną matką.

Wzięła torbę i wyszła. Odeszła od domu, usiadła na ławce i rozpłakała się. Gdzie ma iść? Komu jest potrzebna, skoro choćby własnej matce na nią i wnuka było wszystko jedno? Myślała nawet, żeby wyjść na jezdnię i rzucić się pod samochód. Ale dziecko w brzuchu niespokojnie się poruszyło, jakby coś wyczuło. Zabrakło jej serca, żeby skazać je na śmierć pod kołami.

— Weronika? — nagle przed nią stanęła dziewczyna.
Podniosła oczy, ale łzy zasłaniały twarz.

— To ja, Kinga Nowak. Chodziłyśmy razem do szkoły. Czemu płaczesz? — usiadła obok i nagle zauważyła brzuch. — Jesteś w ciąży?

Weronika wybuchnęła płaczem i opowiedziała wszystko dawnej koleżance.

— Wiesz co, chodź do mnie. Rodzice są na działce do jesieni. Możesz u mnie zostać, nie możesz przecież spać na ulicy. Później coś wymyślimy.

Weronika się zgodziła. Gdzie indziej miała iść? Nogi się uginały ze zmęczenia, a głód ściskał żołądek.

— Rozgość się. Nie krępuj się — powiedziała Kinga, wprowadzając ją do mieszkania.

Weronika z ulgą opadła na miękką sofę, wyciągając nogWeronika przytuliła małą Alenkę, patrząc przez okno na pierwsze płatki śniegu, i pomyślała, iż choć życie bywa okrutne, w jej sercu wciąż jest miejsce na przebaczenie – choćby dla tej, która nigdy nie zasłużyła na to, by być nazywana matką.

Idź do oryginalnego materiału