"Tylko paniska posyłają dzieci do prywatnych szkół. Bo tu nie chodzi o naukę"

mamadu.pl 2 tygodni temu
Zdaniem niektórych w szkole prywatniej dzieci lepiej się uczą. Ponoć sprzyjają temu mniej liczne klasy. Osoby te zwracają również uwagę na nacisk kładziony na naukę języków obcych. Jednak są i tacy, którzy uparcie twierdzą, iż prywatne szkoły są dla "łobuzów" i tych, którym do nauki nie chce się przykładać.


– Rodzice płacą, to i dobrych ocen wymagają – usłyszałam do sąsiadki, której syn w tym roku poszedł do pierwszej klasy państwowej podstawówki. W moim odczuciu wiele zależy od dziecka, jego motywacji, chęci i zaangażowania. Ogromną rolę odgrywa też podejście rodziców, no i oczywiście nauczycieli.

Prywatna kontra państwowa


Są jednak rodzice, którzy twierdzą (i mają do tego prawo), iż szkoła prywatna jest najlepszym rozwiązaniem. Państwowym placówkom zarzucają wiele, poczynając od źle ułożonego planu lekcji, po nieodpowiednie wyposażenie sali, aż po zbyt małe zaangażowanie nauczycieli. Ile w tym prawdy? Nie mi to oceniać. Podchodzę do tego na luzie, na spokojnie, bez niepotrzebnych emocji. W jednym i drugim rozwiązaniu widzę zarówno wady, jak i zalety.

Jednak sąsiadka, o której przed chwilą wspomniałam, ma obrany jeden kierunek. Szkół prywatnych nie uznaje i jak twierdzi, nie chodzi wcale o oszczędności. Nie może zrozumieć rodziców, którzy płacą ciężko zarobione pieniądze za naukę w prywatnych podstawówkach. Porusza ją też fakt, iż prywatne szkoły "wyłudzają pieniądze" choćby w wakacje, kiedy to uczniowie mają wolne.

– Bo to nie chodzi o to, iż mi na edukację mojego syna pieniędzy żal. Ja bym choćby kredyt wzięła, zapożyczyła się u rodziny, gdybym wiedziała, iż tak będzie dla niego lepiej. Przecież wszystko, co robię, to z myślą o nim. Tu chodzi o zupełnie inną kwestię.

W moim odczuciu poziom nauki w prywatnych szkołach nie przewyższa tego w państwowych. Jedynie więcej godzin angielskiego tam jest, to fakt. Ale nic poza tym.

I wiesz, te 1300 zł, które płaciłabym właścicielowi prywatnej szkoły, to ja wolę wydać na korepetycje i zajęcia dodatkowe dla syna. Już zapisałam go na piłkę, angielski i basen. Całość za miesiąc wyszła mnie 550 zł. To zobacz, ile mi kasy na rozdysponowanie jeszcze zostało – mówi, a ja przyznaję jej rację.

– Ale póki co już nigdzie więcej go nie poślę, bo chcę, żeby mój syn miał czas na odpoczynek i lenistwo. A nie żeby od rana do wieczora albo się uczył, albo po tych wszystkich zajęciach jeździł. I powiem ci więcej, moim zdaniem, ci wszyscy rodzice, którzy zapisują dzieci do szkół prywatnych, to chcą zaszpanować. Nie robię tego z myślą o dziecku, a o sobie, żeby pokazać, jakie to z nich paniska – kończy.

A ja zadaję sobie pytanie: "Kto ma rację?".

I choć nie chcę stawać po niczyjej stronie, to faktem jest, iż za te 1300 zł można opłacić dziecku fajne zajęcia i korepetycje z języka czy innego przedmiotu, którym się interesuje. Jednak wiem, iż w naszej okolicy są szkoły prywatne (ale niestety nie są one w większości), które reprezentują naprawdę wysoki poziom. Są też niestety i takie, które pozostawiają wiele do życzenia.

Idź do oryginalnego materiału